Sądziłem w swojej kilkunastoletniej karierze sędziego oskarżonych o poważne przestępstwa: hurt narkotyków, rozboje, udział w grupach przestępczych, zabójstwa. Nie ograniczałem prawa do obrony, prawa do wysłuchania, przedstawienia swoich wniosków dowodowych. Nie zaskakiwałem terminem zakończenia procesu, z wyprzedzeniem informowałem kiedy będą głosy stron, aby strony mogły się przygotować. Nie ograniczałem czasowo wystąpień obrońców i oskarżonych. Nie prowadziłem rozpraw wieczorami i po nocy.
I tak sobie myślę, że tych wszystkich podsądnych, w zdecydowanej większości skazanych ostatecznie na surowe kary więzienia, to ja traktowałem lepiej niż posłowie i senatorowie sędziów Sądu Najwyższego.
Smutne.