Wedle przekazu ministerstwa powołanie specjalnej izby dyscyplinarnej Sądu Najwyższego ze specjalnie dobranymi sędziami, zarabiającymi o 40% więcej niż pozostali ma być (miało być ?) cudownym panaceum na rzekomy upadek moralny środowiska sędziów i zupełną jego bezkarność.
Mało kto – spoza prawników – wie jak naprawdę wygląda odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów. Po pierwsze w I instancji sprawę dyscyplinarną rozpoznaje sąd apelacyjny (skład 3 osobowy losowany z każdego wydziału). Przy czym sprawę sędziego sądu okręgowego rozpoznaje sąd apelacyjny wyznaczony przez I prezesa Sądu Najwyższego. Czyli sędzia sądu okręgowego z Warszawy będzie sądzony np przez sędziów z Gdańska czy Łodzi, a więc przez ludzi sobie obcych. Po drugie w II instancji sprawę dyscyplinarną rozpoznaje Sąd Najwyższy, również w składzie 3 sędziów, wyznaczanych losowo do sprawy.
Gdzie tu miejsce na kumoterstwo ?
Jeśli coś w mojej opinii wymaga zmiany, to zwiększenie kompetencji sądów dyscyplinarnych w egzekwowaniu sprawnego toku postępowania, bo niestety czasem (nie jest to bynajmniej regułą jak się niekiedy przedstawia to opinii publicznej) niektórzy sędziowie w sposób niegodny sprawowanego urzędu grają na zwłokę w procesach dyscyplinarnych.