Jak mawiał reżyser „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta” jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu. Obie te prawdy bywają dość różne.
Tak więc na stronie ministerstwa sprawiedliwości przeczytać możemy, że wśród wielu rozwiązań, które mają usprawnić działanie sądów, jest między innymi umożliwienie kobietom-sędziom przejście w stan spoczynku z chwilą osiągnięcia 60 lat.
No cóż, pomysł szlachetny, ale ministerstwo zapomniało dodać, że koleżanki nie tylko będą miały prawo przejść w stan spoczynku, ale od dnia 01.10.2017 roku będą przenoszone z chwilą osiągnięcia 60 lat w stan spoczynku. I o ile dotąd sędzia, który przekroczył wiek przewidziany dla stanu spoczynku, mógł pracować dalej (pod warunkiem przedstawienia stosowanego zaświadczenia lekarskiego) do 70 roku życia, o tyle teraz będzie musiał prosić o to ministra. A od negatywnej decyzji ministra nie przewidziano odwołania.
I jeszcze jedna, fundamentalna sprawa: ciekaw jestem jakie to głębsze powody stoją za tym, że sędzia-mężczyzna jest zdolny sprawować swój urząd do 65 roku życia, zaś sędzia-kobieta, traci tę zdolność już z chwilą osiągnięcia 60 lat, mimo że tak na świecie jak i w Polsce kobiety żyją statystycznie znacznie dłużej niż mężczyźni ?
Całość zmian dotyczących przechodzenia w stan spoczynku sprawia wrażenia rozłożonej w czasie i mającej być przeprowadzonej „w rękawiczkach” czystki kadrowej. Sprawniej od tego w sądach na pewno nie będzie.
P.S Pozdrowienia dla moich koleżanek w sądzie, które w niczym nie ustępują kompetencjom nam, mężczyznom.