Mam taką wadę, że bywam naiwny i chcę wierzyć w dobre intencje innych.
Oto czytam na stronie ministerstwa sprawiedliwości, że ostatnie zmiany w Prawie o ustroju sądów powszechnych „uniezależniają sędziów od nacisków przełożonych, przywracając bezstronność i prawdziwą niezawisłość”. A więc wszystko jasne. Do 12 sierpnia 2017 roku (kiedy to te wiekopomne zmiany weszły w życie) nie byłem niezawisły. Jak rozumiem pozostawałem pod butem przewodniczącego wydziału, który pospołu z prezesem dyktował mi jaki mam wydać wyrok. Temu złemu prezesowi było o tyle łatwo wywierać naciski, bo minister nie mógł go tak zupełnie dowolnie odwołać.
Teraz będzie zupełnie inaczej. Skoro prezes będzie mógł być w każdym momencie odwołany w przypadku „stwierdzenia szczególnie niskiej efektywności działań w zakresie pełnionego nadzoru administracyjnego”, to mogę się czuć w pełni bezpieczny, bo przecież taki zapis daje mi gwarancję, że ów prezes nie będzie na mnie naciskał. Uff. Proste i jakie mądre.
Z tekstu zamieszczonego na stronie ministerstwa wynika, że sędziowie nie byli prawdziwie niezawiśli, a do tego zupełnie nie byli bezstronni (skoro ową bezstronność trzeba przywrócić). Chyba się nie pomylę, jak powiem, że takie słowa obrażają wszystkich porządnie wykonujących swoją pracę sędziów.
Na szczęście troska o niezawisłość sędziów ze strony ministra weszła na nowy, wyższy poziom. Mam na myśli ostatnie doniesienia medialne, o wszczęciu śledztwa w dużym mieście na północy naszego kraju w sprawie przekroczenia uprawnień przy wyznaczaniu sędziów do rozpoznania wniosków o zastosowanie aresztu. Oczywiście zupełnie przypadkowo dotyczy to sprawy, w której sądy wykazały się zuchwalstwem i miały inne zdanie niż prokuratura co do zasadności tych wniosków. Co gorsza decyzje sądów zupełnie nie przystawały do oczekiwań ministra. No cóż, pewnie ci sędziowie mieli jakiś problem z własną niezawisłością i potrzeba aby zrozumieli na czym polegał ich błąd.