Czytałem właśnie w pewnym tygodniku o głośnej sprawie o gwałt z północnej Polski. O ukaraniu pokrzywdzonej karą pieniężną za niechęć do stawiennictwa na rozprawie w ponownie prowadzonym postępowaniu sądowym. Czytałem i głęboko oddychałem. Bo jeśli to prawda (a przy doniesieniu medialnym trzeba czynić takie zastrzeżenie), to ja pojąć tego nie potrafię. Wymierzanie kary porządkowej dla pokrzywdzonego-świadka winno być absolutnym wyjątkiem. Ukarania ofiary gwałtu to ja sobie w ogóle nie wyobrażam. Trzeba mieć jednak w sobie empatię i wyobraźnię.
Chcę dziś opowiedzieć o trudności spraw o zgwałcenie z punktu widzenia sądu. Według Kodeksu postępowania karnego pokrzywdzonego w sprawie o gwałt powinno przesłuchiwać się raz. Czyni to sąd na posiedzeniu z udziałem prokuratora, najczęściej również z udziałem biegłego psychologa. Może brać w przesłuchaniu także pełnomocnik pokrzywdzonego i obrońca podejrzanego. Przesłuchanie nagrywa się (obraz i dźwięk) i odtwarza później na rozprawie.
Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wygląda rozsądnie. Ale sprawa nie jest taka prosta. W naszych warunkach pokrzywdzoną słuchać będzie sędzia dyżurny, nie ten, który będzie sądził później sprawę (w razie skierowania aktu oskarżenia). W przypadku gwałtu kwalifikowanego (zbiorowego czy też szczególnie okrutnego) sprawę rozpoznawać będzie sąd okręgowy, zaś przesłuchanie pokrzywdzonego prowadzić będzie sędzia z sądu rejonowego. I teraz wyobraźmy sobie sytuację, że akta sprawy z przesłuchaniem pokrzywdzonego zarejestrowanym na płycie CD trafiają do właściwego sądu. Sędzia czyta akta, odtwarza płytę i widzi, że coś mu nie pasuje. Że pokrzywdzony nie został dobrze przesłuchany, że nie padły pytania, które powinny paść. Że są wątpliwości do wiarygodności relacji pokrzywdzonego. Mamy na szali z jednej strony dobro pokrzywdzonego i słuszny zamysł, aby nie pogłębiać dyskomfortu przez ponowne przesłuchanie. Ale z drugiej strony mamy też na szali bezwzględną konieczność wydania trafnego wyroku. Bo jeśli sprawca czy też sprawcy gwałtu są winni to nie ulega wątpliwości, że kara powinna być sprawiedliwa, a w takich przypadkach sprawiedliwość oznaczać będzie najczęściej surowość, a przynajmniej brak nieuzasadnionej pobłażliwości. Ale zanim sąd zacznie się zastanawiać nad karą musi mieć pewność (i to pewność stuprocentową), że oskarżony jest winny. A do takiego jednoznacznego ustalenia często nie da się dojść bez bezpośredniego kontaktu sądu rozpoznającego sprawę z pokrzywdzonym. Bo takie sprawy nie są najczęściej proste. A wydanie błędnego wyroku w sprawie o gwałt i posłanie z takim zarzutem niewinnego człowieka na wiele lat do więzienia byłoby czymś, co nie dawałoby spokoju do końca życia.
Oczywiście sąd nie tylko powinien ale i ma możliwość zagwarantowania pokrzywdzonej maksymalnego komfortu w skrajnie niekomfortowej sytuacji. Mam tu na myśli:
– wyłączenie jawności rozprawy
– przesłuchanie pod nieobecność oskarżonych
– takie wprowadzenie na salę rozpraw, aby pokrzywdzony nie miał kontaktu z oskarżonymi i ich otoczeniem na korytarzu
– czuwanie aby pytania zadawane przez obrońców nie zamieniły procesu o gwałt w proces nad pokrzywdzoną i jej życiem prywatnym (chodzi nie tylko o uchylanie niestosowanych, ingerujących bez potrzeby w sferę prywatną pytań, ale również o podniesiony, napastliwy ton zadawanych pytań – sąd nie jest tu bezradny, może zarządzić zadawanie pytań za swoim pośrednictwem, co wyklucza bezpośrednie zwracanie się do pokrzywdzonego)
-umożliwienie zeznawania w pozycji siedzącej
Sąd może tak naprawdę dużo, ale trzeba chcieć i rozumieć szczególny charakter sprawy.