W przeciwieństwie do większości moich kolegów sędziów nie byłem zwolennikiem rewolucji w naszej procedurze karnej, obowiązującej od 1 lipca 2015 roku do kwietnia 2016 r.
Oczywiście jak zdecydowana większość sędziów uważam, że niezbędne są narzędzia skutecznego kontrolowania pracy prokuratury i dyscyplinowania na rozprawie. W przypadku procesów, gdzie potrzeba odczytywać dziesiątki, a nawet setki stron zeznań świadka koronnego ze śledztwa nie widzę przeszkód, by zamiast sędziego gardło zdzierał sobie oskarżyciel – może następnym razem lepiej wyselekcjonowałby niezbędny w danej sprawie materiał dowodowy.
Całość zmian obowiązujących od lipca 2015 roku było próbą wprowadzenia u nas rewolucji procesowej zaprowadzającej system prawie anglosaski. Czyli sędzia ma być biernym obserwatorem pojedynku prokuratora i obrońcy. Sąd w tym nowym systemie był pozbawiony co do zasady możliwości zadawania pytań świadkom i dopuszczania dowodów z urzędu. (mógł to czynić jedynie w wyjątkowych przepadkach). Zmiany te były uzasadnianie przez jego twórcę (wybitnego prawnika…akademickiego) tym, że w Polsce jest za duży procent wyroków skazujących, a za mały uniewinniających i trzeba to zmienić. Kuriozum !!! Przecież nie chodzi o procenty wyroków, ale o to, by każdy z osobna był sprawiedliwy i oparty na wiarygodnych dowodach. Fundamentalnie nie zgadzałem się z filozofią tych lipcowych zmian. Proces karny to nie mecz sportowy. Jego wynik nie może zależeć od swoistej dyspozycji dnia oskarżyciela czy obrońcy. Rozstrzygnięcie na zasadzie: dziś pan prokurator wypadł słabiej niż obrońca i oskarżony może iść do domu (mniejsza o poważne obciążające dowody nieprzeprowadzone z winy nieudolnego oskarżyciela) byłoby parodią sprawiedliwości. Jeden ze znanych adwokatów pisząc na temat tych rewolucyjnych w zamierzeniu zmian, stwierdził, że nie boi się niesłusznych skazań, boi się niesłusznych uniewinnień.
I rzecz zasadnicza: szczegółowe rozwiązania tej nowej procedury były pisane a’la sędzia Wesołowska. Czyli tworzymy rozwiązania pod idealny świat z działającym konstruktywnie obrońcą, przygotowanym prokuratorem i sądem mającym mnóstwo czasu na sądzenie sprawy jednego oskarżonego stojącego pod jednym, góra dwoma zarzutami. Były tam zatem takie igraszki procesowe jak formułowanie przez stronę tezy dowodowej i samodzielne odczytywanie wyjaśnień współoskarżonego czy też zeznań świadka. A wszystko przy biernym obserwowaniu tego przez pozbawiony inicjatywy sąd. Ciekawe czy autor tych zmian uczestniczył kiedykolwiek w procesie kilkunastu oskarżonych stojących pod zarzutami uczestnictwa w zorganizowanej grupie przestępczej ? I jak by to wyglądało gdyby jeden oskarżony odczytywał wyjaśnienia kolegi z ławy oskarżonych. Moją wyobraźnię procesową to przekracza. Te rozwiązania stwarzały nieograniczone wręcz możliwości dla oskarżonych i ich obrońców w utrudnianiu i przedłużaniu procesu.
No cóż, niestety ale wielu karnistów – teoretyków nie ma w sobie pokory wobec rzeczywistości, która może wyglądać na sali rozpraw zupełnie inaczej niż sobie to założyli.