Czytałem jakie zmiany w funkcjonowaniu sądów zaproponowała pani Pierwsza Prezes SN. Zanim o szczegółach kilka słów o uzasadnieniu tych propozycji. Oto Pani Prezes w liście do Prezydenta pisze, że przedstawione przez nią projekt ustawy opiera się na rozwiązaniach:
„które prowadzą do spełnienia oczekiwań m. in zapewnienia równowagi, w ramach której sądownictwo podlegałoby większej kontroli ze strony Sejmu RP, jako reprezentanta narodu, ministra Sprawiedliwości oraz prezydenta”.
I Prezes SN proponuje zmiany zwiększające kontrolę nad sądami ze strony władzy wykonawczej (ministra, Prezydenta) i ustawodawczej !!!
Zapomnijmy o takich drobnostkach jak określona w art. 10 Konstytucji zasada trójpodziału władzy i równowagi poszczególnych władz. Gdzie nie ma mowy o nadrzędności władzy wykonawczej i ustawodawczej nad sądowniczą. Zapomnijmy o art. 173 stwierdzającym wprost, że sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz. Do tej pory myślałem, że te oczywiste zasady naszej Konstytucji podważają jedynie politycy. Teraz widać, że i dla I Prezesa SN, są to w sumie dość umowne deklaracje, a nie jakieś pryncypia.
Ale jeszcze bardziej szokują kolejne akapity z listu pani prezes do Prezydenta. Rozumiem, że kto jak kto ale Pierwszy Prezes SN proponując zmiany w przepisach regulujących działanie wymiaru sprawiedliwości będzie w pierwszym rzędzie miał na względzie ochronę niezależności sądów i niezawisłości sędziów przy zapewnieniu sprawności postępowania i odpowiedniego poziomu wydawanych orzeczeń. O naiwności !
„Chciałabym również podkreślić, że przedłożona propozycja wychodzi naprzeciw nie tylko oczekiwaniom społecznym, ale również programowi wyborczemu partii rządzącej (ogłoszonemu w 2014 r.) oraz postulatom formułowanym publicznie przez prezydenta RP, jak i przedstawicieli aktualnej większości parlamentarno-rządowej”
Słowem projekt przedstawiony Prezydentowi przez panią prezes wpisuje się w program partii rządzącej. Dysonans poznawczy mija, gdy przeczyta się kolejny akapit listu: „jednocześnie zmuszona wyraźnie przeciwstawić się jakimkolwiek próbom »czystki kadrowej«, dokonywanej pod hasłem tzw. »dekomunizacji« Sądu Najwyższego”.
A zatem przesłanie jest jasne i czytelne: sądy powszechne poddamy większej kontroli ministra, Prezydenta i Sejmu (zgodnie z programem partii rządzącej) ale Sądu Najwyższego i jego sędziów proszę nie ruszać.
A my sędziowie sądów powszechnych (i inni obywatele) staliśmy pod SN w lipcu, bo się nam w głowach nie mieściło, że można w dwa tygodnie zlikwidować SN, dokonując jego dewastacji i powszechnej czystki. Nie broniliśmy posad, pensji ani przywilejów, ale właśnie instytucji najważniejszej w wymiarze sprawiedliwości – Sądu Najwyższego.
Przyznam, że tego jak się teraz czuję nie jestem w stanie opisać słowami, które nadają się do publikacji. I nie jestem w tym odosobniony. Sędziowie sądów rejonowych czy okręgowych mają wiele do stracenia. Pozycja sędziów SN jest inna.