Jest taka maksyma, że kto ma pieniądze ten ma władzę.
Jak to wygląda w sądach ? Ano tak, że wymiar sprawiedliwości jest w 100% uzależniony od łaskawości władzy politycznej: ustawodawczej i wykonawczej. W zakresie budżetu, określenia płac sądy są skromnym petentem ministra sprawiedliwości. Nie mam na myśli wynagrodzeń sędziów, lecz pracowników sekretariatów i asystentów.
Wiele osób uważa, że jeśli ktoś jest urzędnikiem państwowym, to najlepiej jak by pracował za najniższą pensję i jeszcze cieszył się, że ją w ogóle dostaje z podatków obywateli. Mam inne zdanie. Przez lata pracy w sądzie nabrałem wielkiego szacunku do wymagającej, odpowiedzialnej i niewdzięcznej pracy urzędników sądowych. Pracowników sekretariatów, protokolantów. Najlepsi sędziowie nie rozpoznają sprawnie i dobrze sprawy, bez dobrego zaplecza.
Płace w Warszawie w sądach są takie, że tylko w moim sądzie w roku 2017 odeszło pracy (na własne życzenie) 14% pracowników. I to często doświadczonych. Bardzo dużo. Przyczyna jest prosta i zrozumiała. Jeśli w wiodących na rynku sieciach sklepów można na dzień dobry zarobić kilkaset złotych więcej niż w sądzie na początek, to nie może być inaczej.
Na ogłaszane konkursy na stanowisko protokolanta sądowego przychodzi często mniej osób niż jest miejsc. Taka to atrakcyjna jest praca w sądzie. I pytanie, jak można w takich warunkach wybierać najlepszych kandydatów ?
Bez woli politycznej ministra i rządu pieniędzy na lepsze wynagrodzenia dla pracowników nie będzie. Co nie przeszkadza, aby polityczne kierownictwo ministerstwa sprawiedliwości i jego pracownicy otrzymywali nagrody po kilkanaście a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Nie mogę wypowiadać się o tym jak jest we wszystkich sądach, ale na argument o powiązaniu wynagrodzenia z jakością pracy powiem, że akurat w SO w Warszawie system ocen pracy pracowników istnieje od dłuższego czasu. Ale żeby oceniać i wymagać, trzeba też coś oferować. A tak sąd przegrywa i to dotkliwie na rynku pracy z pewnymi dwoma zagranicznymi sieciami sprzedaży detalicznej.