Śledzę jak wiele osób losy sprawy pewnego posła opozycji. Decyzja zapadła. Ciekawe co zrobi sąd odwoławczy. Ale jeśli sąd – jak twierdzi obrońca – powołał się w uzasadnieniu postanowienia o zastosowaniu aresztu na aktywność medialną posła, to coś tu jest nie tak. Sprawy o uchylenie immunitetu poselskiego są z natury rzeczy medialne. Prokuratura formułuje zarzuty, odbywa się debata. Są głosy za i przeciw. Jeśli ktoś się czuje niewinny (a na tym etapie winy nie można przesądzać), to nie można mieć mu za złe, że przed publicznie postawionymi zarzutami broni się. Nie na tym polega matactwo procesowe czyli bezprawne utrudnianie postępowania.
Sprawa ta stała się dla mnie pretekstem do kilku gorzkich refleksji o stosowaniu aresztu.
Po pierwsze od kiedy w Polsce sądy są wyłącznie właściwe do stosowania tymczasowego aresztowania zajmują się tym sądy rejonowe. Dziś, np w Warszawie, to sędziowie średnio w wieku 35-40 lat. Ale, gdy zaczynałem pracę, miałem 27 lat i jako asesor sądu rejonowego pełniący czynności sędziowskie byłem od pierwszych miesięcy uprawniony do rozpoznawania takich wniosków. Takie było prawo. Dziś asesorzy (i słusznie) nie mają kompetencji do stosowania tymczasowego aresztowania.
Po drugie, mało kto pamięta pewnie, że trzeba było aż 6 lat od przełomu ustrojowego w 1989 roku, żeby zmieniono procedurę karną (wówczas kpk z 1969 roku), tak, aby to sądowi przyznać wyłączność na stosowanie tymczasowego aresztowania. Stało się to jesienią 1995 roku, nowe przepisy weszły w życie 4 sierpnia 1996 roku. Zmiany zostały wymuszone przez niekorzystne dla Polski wyroki Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który zakwestionował stosowanie aresztu przez prokuratora. Co ciekawe, przez 4 lata (1989-1993) rządów polityków wywodzących się z Solidarności nie uchwalono takich zmian. Inne czasy, inna świadomość gwarancji praw obywatelskich.
Po trzecie, skoro trzeba było czekać aż do 1996 roku na oddanie sądom kompetencji decydowania o stosowaniu aresztu, to może właśnie dlatego nie była rozważana kwestia oddania tej sprawy sądom okręgowym (wówczas wojewódzkim). Oczywiście były (i są nadal) okoliczności natury organizacyjnej przemawiające za tym, by wnioski o areszt rozpoznawały sądy rejonowe. Tych sądów jest około 300, sędziów orzekających w wydziałach karnych tych sądów pewnie 2 czy 3 tysiące. To na pewno ułatwia organizację pracy, pełnienie dyżurów, a prokuratura ma bliżej do sądu. Ale…tak sobie wyobrażam, gdyby od początku, od sierpnia 1996 roku wnioski o areszt rozpoznawały sądy wojewódzkie, to by oznaczało w praktyce, że w roku 2001, wniosek o areszt nie trafiłby do młodego asesora, świeżo po egzaminie sędziowskim, ale np. do sędziego z wydziału karnego sąd okręgowego, orzekającego już 15 czy 20 lat. Gdyby taka właściwość, mimo nieuniknionych trudności organizacyjnych, została utrzymana, to musiałoby to wymusić inną nieco politykę aresztową. W przypadku bowiem sędziów z dużym dorobkiem, pozycją, stażem, z sądu okręgowego (w świecie sądowym, szczebel sądu ma znaczenie) jestem sobie w stanie wyobrazić, że spotykając się z nieuzasadnionym wnioskiem o areszt sędzia taki odmawiając jego zastosowania wyrzuciłby z hukiem prokuratora z jego wnioskiem i nieudolną czy też politycznie zmotywowaną policją czy inną służbą. A przynajmniej sędziemu takiemu byłoby łatwiej to uczynić, niż młodemu adeptowi zawodu.
Po czwarte, tak jak nie widzę przesłanek szczególnych (czyli obawy ucieczki, matactwa, obawy działań utrudniających proces z racji zagrożenia surową karą) w przywołanym na wstępie przypadku, tak samo nie widziałem ich w przypadku pewnego senatora z partii rządzącej, co do którego Senat nie wyraził zgody na aresztowanie. I tu i tam materiał dowodowy zebrany, podejrzany publicznie zaprzecza zarzutom. Sąd rozstrzygnie o winie. Po co aresztować ? Powodów procesowych nie ma. Ale naiwnie byłoby wierzyć, że u podstaw decyzji prokuratury zawsze są jedynie przesłanki procesowe.