Najpierw obchodząc obowiązek konsultacji społecznych zgłoszono poselski projekt ustawy o likwidacji SN (używam nazw oddających rzeczywiste znaczenie zjawisk), choć ustawa została napisana w ministerstwie sprawiedliwości (pamiętamy jak zadziwiająco biegłą znajomość poselskiego projektu wykazał podsekretarz Łukasz Piebiak). Potem w 10 dni uchwalono prawo, oddające los sędziów Sądu Najwyższego łasce ministra Ziobro.
Już wtedy dla sędziów, dla samorządów zawodów prawniczych, przedstawicieli nauki prawa, niezależnych i odważnych prokuratorów i dla wszystkich ludzi dobrej woli i trzeźwego osądu sprawy, było jasne i oczywiste, że skoro sędziowie są nieusuwalni, a kadencja Pierwszej Prezes SN określona jest jasno w Konstytucji, to nie wolno zwykłą ustawą odsyłać ich na przedwczesną przymusową emeryturę.
Potem w obliczu masowych i powszechnych demonstracji obywateli Prezydent zawetował ustawy o krs i o SN. Następnie Prezydent próbował forsować własne pomysły, by na koniec podpisać, niewiele zmienione od pierwowzoru, ustawy przyjęte przez większość rządzącą.
W międzyczasie za pieniądze państwowych spółek dziwna fundacja rękoma byłych pracowników kancelarii premiera przeprowadziła kampanię szkalującą sędziów, zaś premier oskarżył sędziów o płacenie łapówek swych przełożonym za przydział lukratywnych spraw.
Potem sprzeczna z Konstytucją i zdrowym rozsądkiem ustawa oddająca SN i jego sędziów na polityczny łup rządzących pomimo głośnych apeli z kraju i zagranicy weszła w życie, a Prezydent zaczął wysyłać do sędziów Sądu Najwyższego listy, z których dowiadywali się, że już nie są sędziami w stanie czynnym.
Organ podający się za krajową radę sądownictwa działał pełną parą. Nie zajął ani razu stanowiska w obronie sędziów i sądów.
Następnie ów organ zlekceważył orzeczenie NSA o zabezpieczeniu, a Prezydent ochoczo wręczył nominacje sędziowskie osobom wskazanym przez neokrs, wyłonionym w nieważnym i nieuczciwie przeprowadzonym konkursie.
Aż doszło do wydania postanowienia zabezpieczającego przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Sędziowie SN wezwani przez Pierwszą Prezes powrócili do orzekania
Rządzący uchwalili w tempie błyskawicznym ustawę, że jednak będzie tak jak zdecydował Trybunał
Na koniec Prezydent podpisał ustawę o tym, że rządzący i on sam nie mieli racji dewastując SN.
A następnego dnia Głowa Państwa zarzuciła sędziom SN anarchię i łamanie Konstytucji, i nazwała ich elitą uważającą się za bezkarną.
W sumie racja, przecież politycy i Pan Prezydent chcieli tak dobrze, a sędziowskim warchołom ciągle w głowach roją się jakieś fantazje, a to o nadrzędności Konstytucji, a to o niezależności sądów czy niezawisłości sędziów.
Daleko mi do sędziów SN, ale chcę być warchołem.