Za wszelką cenę

Zjawisko dopingu w sporcie zostało już wiele razy opisane. Wciąż nie brakuje jednak zarówno w sporcie wyczynowym jak i amatorskim tych co chcą iść na skróty i szybko, bardzo szybko osiągnąć wyniki. Nie bacząc na łamanie zasad uczciwej rywalizacji, prawa i zwykłej przyzwoitości. Dopingowcy gotowi są nie tylko do ryzykowania dobrym imieniem i dyskwalifikacją, ale narażają także swoje zdrowie, a bywa, że i życie. Dlaczego? Wabiki od lat są te same: sława, zaspokojenie wielkich ambicji, duże pieniądze i wygodne życie na sportowej emeryturze.

Dariusz Ziomek i Michał Walendzik – dwaj zawodnicy (o przepraszam prokuratorzy), którzy z rozgrywek regionalnych trafili szybkimi transferami do ekstraklasy. Inne wyzwania, inne wymagania i oczekiwania trenera i prezesa klubu. Wreszcie, co bardzo istotne, zupełnie inne pieniądze. Nie znam osobistego stosunku do sportu obu w/w panów. Co więcej nie mam zupełnie pojęcia czy ich sylwetki wskazują na prowadzenie higienicznego i sportowego trybu życia czy wręcz przeciwnie. Ale wiem, że obaj muszą być bardzo ambitni. Jeden wniósł do organu podającego się za sąd wniosek o uchylenie immunitetu Igorowi Tulei, drugi to samo chce uzyskać w sprawie sędzi Beaty Morawiec. Obaj zawodnicy grają ostro, zupełnie bez kompleksów wynikających z szybkiego przeskoczenia kilku klas rozgrywek. Obaj już przeszli do historii. Prokuratury i naszego Państwa.

Zawodnika Walendzika należy z pewnością docenić za finezyjny styl prowadzenia meczu o najwyższą stawkę. Te przecieki do zaprzyjaźnionycb mediów, ta poranna wizyta w domu sędziego. Nie każdy by tak potrafił! Co tam prawo do obrony, co tam immunitet, ważne żeby dobrze obsmarować sędziego co podpadł prezesowi i sponsorowi klubu.

Ostatnimi czasy w polskim sporcie pojawiło się wielu bardzo ambitnych zawodników, nie wszystkich znamy jeszcze z imienia, nazwiska i ostatniego klubu przed transferem. Zapamiętamy jednak (a już niedługo poznamy) i tego wodzireja boiska, co chce ścigać sędzię Irenę Majcher za zaniechanie istniejące jedynie w wyobraźni tego kto do izby dyscyplinarnej pisze i tego geniusza piłki co to sprawdza czy aby czasem sędzia Żurek sam na siebie nie skierował maszyny czyszczącej korytarz. Nie przeoczymy także i mistrza dryblingu co spłodził odwołanie od przemyśleń pana Jacka Wygody (skądinąd niepozbawionych sensu) do refleksji pana Piotra Niedzielaka i jego kolegów z organu podającego się za sąd. Ale nie ma co się dziwić. W świecie sportu zawsze nie brakowało oryginalnych, ponad miarę ambitnych i zdolnych do wszystkiego zawodników.

Tak więc opisujemy, komentujemy, podziwiamy za odwagę, brawurę, tupet. Ale nie zachęcamy do naśladowania.

Panie Dariuszu Ziomek, panie Michale Walendzik! Państwo prokuratorzy z WSW (piękny skrót) Prokuratury Krajowej i państwo miłośnicy przebieranek z izby dyscyplinarnej! Jechaniem na dopingu, zarówno sportowym jak i politycznym można naprawdę wiele stracić. Dobre imię, szacunek, karierę. W wymiarze sprawiedliwości i prokuraturze trochę jest jak w sporcie. Pamiętacie Lence’a Armstronga? Wielka kariera, wielka sława, wielka ambicja i wielkie pieniądze. I tak długo zaprzeczał. A jak wyszło, wiemy wszyscy, szkoda słów.

Na razie zatem jesteśmy na takim etapie, że widzimy że coś jest nie tak, że złamano reguły. Ale tak jak w sporcie trzeba czasem długo poczekać na ostateczne ustalenia w sprawie dopingu, tak doczekamy się ustaleń i rozliczenia tych co poddali się politycznemu dopingowi, Pamiętajcie proszę, że nie wystarczy zadowolić trenera selekcjonera (Bogdana) czy nawet samego prezesa i właściciela klubu (Zbigniewa). Są jeszcze zasady, prawo, przyzwoitość.

Dygresja – pyta protokolantka: pani sędzio, mogę podać pani numer telefonu oskarżonemu? Ależ proszę bardzo pani Kasiu. To nie kawał, to wizja przerażającej korupcji jaką z prorządowymi mediami podzielili się ambitni prokuratorzy. Prawie się się roześmiałem.

Póki co wzbudzacie respekt funkcją, władzą, nieliczeniem się z zasadami. W zasadzie wszyscy się Was powinni bać. Ale to pozór. Sędziowie, odważni i niezależni prokuratorzy i obywatele wiedzą i widzą że w taki sposób na politycznym dopalaniu daleko nie zajedziecie bez szkody dla siebie samych.

Nie wierzycie, to obejrzyjcie do czego prowadzi szkodliwy doping:

15 myśli na temat “Za wszelką cenę

    1. Audiatur et altera pars!
      Albo druga strona tego dialogu telefonicznego też zabierze głos albo proponuję skończyć – przepraszam – dywagacje jak ten ewentualny dialog przebiegał.

      Polubienie

    1. „proszę pani, pani dobrze napisała to pismo, ale druga strona właśnie przysłała pismo, gdzie kwestionuje to, co napisała pani… To co pani teraz zrobi?”. A dalej właściwie nie wiadomo co i po co. Nie wiadomo, jakiej odpowiedzi oczekiwał. To był taki dziwny dialog. Na pewno kontaktował się także z drugą stroną.

      To nie jest normalne, ani przejrzyste, ani… no nie.

      Polubienie

      1. To w ogóle nie jest normalne, ani przejrzyste, ani się w głowie mojej małej mieści. Jedyną możliwość zadzwonienia do strony/ pełnomocnika widzę w sytuacji awaryjnej – zniesienie terminu + ustalenie nowego, gdy mam kilku pełnomocników/ obrońców. Choć i tak wolę, by wykonywał to sekretariat…

        Polubienie

      2. Aha, i jeszcze po tym, jak powiedział, że jest pismo od drugiej strony, dodał coś w stylu, że sprawa może być trudna, i wtedy właśnie padło pytanie, co ja na to. Nie pamiętam dokładnie, jakich słów użył, ale treść była właśnie ta. Teraz już zaczynam to inaczej interpretować (nie na korzyść tego sędziego), a wtedy powiedziałam tylko: no co, przyjadę [na rozprawę]…

        Polubienie

  1. Hmmm, parę razy sam dzwoniłem do obrońców, żeby przekazać informację o zniesieniu terminu i po to, żeby ustalić w miarę pasujący nowy termin… Świadków też odwoływałem jak mi sekretarz zachorował. Ale przez trzy lata pracowałem jako „starszy woźny sądowy”, więc mam wprawę 😀
    P.S. Połowa adwokatów po półgodzinie dzwoniła, czy to nie „fejk”, że sędzia do nich dzwonił…

    Polubienie

  2. A, to zupełnie inna sprawa. Kontakt z pełnomocnikiem, zdarza się, choc co do zasady ja uważam, że to powinna być rola sekretariatu/asystenta. Ale nie wyobrażam sobie dzwonienia przez sędziego osobiście do oskarżonego a tym bardziej z numeru prywatnego

    Polubienie

    1. Do oskarżonego to chyba faktycznie nie dzwoniłem. Do świadków tak. Zawsze ze służbowego (stacjonarnego) i z notatką odręczną do akt. Sekretarz do nieodbierajacych wysyłał sms-y z dyżurnego telefonu – taki patent.
      Oczywiście, że to rola sekretariatu. Problem polega na tym, że co rusz MS, za nic mając wskaźnik „liczba spraw/orzecznik i liczba spraw/urzędnik”, wygasza w mojej firmie etaty urzędnicze i w sytuacjach krytycznych trzeba wspomagać osobiście.
      Bo tak po głupiemu stwierdzam, że mi korona nie spadnie, a ludzie, którzy zaoszczędzą sobie pocałowania klamki będą pochlebniej się o sądach wyrażać.
      Sam się dziwię, że jeszcze mi się tak chce, ale chyba tylko taką pracą u podstaw uda się przeciwdziałać propagandzie o nieludzkich sądach…

      Polubienie

    1. Ech… awaryjnie to nawet sam swoje sprawy przez tydzień rozpisywałem… ale to było jeszcze na asesurze… Wyćwiczyłem nawet inną parafkę, żeby nie było ujmy na godności urzędu.
      Generalnie – nie polecam.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s