Ten kłopotliwy Gąciarek

https://www.facebook.com/sedziowie/videos/679280410606332/

Dziś na posiedzeniu przed tzw. Izbą Odpowiedzialności Zawodowej SN pomocnik Naczelnego Łowczego Piotra Schaba (fakt, ostatnio więcej huku i dymu niż realnych efektów polowań) Lasota Michał był łaskaw wygłosić takie oto słowa:

Nie było i nie jest rzeczą pana sędziego Gąciarka, aby to on decydował z kim chce orzekać, kto jest, a kto nie jest sędzią (…) Rzeczą pana sędziego Gąciarka było po pierwsze i najważniejsze zasiąść w składzie i zrobić to do czego sędzia jest powołany czyli rozpoznać sprawę, a nie zastanawiać się kto jest sędzią, a kto nie nie jest sędzią. (…)

Proszę o rozważenie tego, co się stanie, gdy pan sędzia Gąciarek wróci do Sądu Okręgowego w Warszawie i kiedy znowu poprzez System Losowego Przydziału Spraw zostanie wylosowana osoba, która w ocenie pana sędziego nie jest sędzią…to jest prosta droga, która będzie prowadzić do chaosu, anarchii…(ok. 49.40-54.00)

Na ile znam sędziego Gąciarka, to trochę racji podłowczy (a w zasadzie pomocnik kłusownika Schaba) Lasota ma. Jako żywo, skoro wróci do sądu, to dalej będzie warcholić, niepokoić prezesów, rzeczników i samego Zbigniewa, Zawsze Mam Rację, Ziobro. A tak mógłby być dalej zawieszony i spokój byłby.

Nie mają łatwo w ostatnich miesiącach łowczy Schab i jego pomocnicy Radzik i Lasota. Tyle starań, pracy, poświecenia, pogróżek, groźnych pism…Pan minister był zadowolony, zapewne i pan wiceminister Kaleta nie raz pochwalił. A tu ciągle brak efektów. Najwięksi wichrzyciele wracają do sądów i na zastraszonych nie wyglądają. Linia polityczna dobrodzieja bojowej trójki rzeczników i promotora ich karier chwieje się. Rząd musi iść na zgniłe kompromisy z Komisją Europejską. Jak żyć, panie ministrze, jak?

Do tego niektórzy w twarz się śmieją depozytariuszom władzy i mądrości Złotoustego Zbigniewa. I to tak jawnie. Jak wieść gminna niesie znalazł się taki, co na korytarzach SN publicznie zapytał zastępcę Lasotę, czy myśli czasem o swojej własnej sprawie dyscyplinarnej. Niestety nie odpowiedział, pobiegł po policję.

Wielka Wojna (1914-1918) była na froncie zachodnim serią pozbawionych sensu i szans na sukces frontalnych ataków, w których ginęły tysiące żołnierzy. Kolejne ataki lini przeciwnika nie mogły przełamać, sukcesy były niewielkie i pozorne. Zupełnie jak działania rzecznika Schaba i jego zastępców. Z tą małą różnicą, że cenę płacą polscy obywatele, Wysoką cenę za każdy dzień poczynań karierowiczów od prezesa pewnej małej partii.

Panie Lasota, proszę obejrzeć ten jakże ciekawy fragment filmu „Na Zachodzie bez zmian”.

Wydaje mi się, że z odwagą zastępcy Lasoty i jego kolegów może być dość podobnie jak z odwagą groźnego jedynie w koszarach kaprala Himmelstossa. Na koniec małe wyjaśnienie. Jestem przeciwny wszelkiego rodzaju samosądom. Brzydzę się przemocą. Wierzę w sens uczciwego procesu. I właśnie w tym upatruję sposób na wszechstronne rozliczenie Pańskiej ze wszech miar szkodliwej działalności. Oczywiście Pańskiego szefa Schaba i kolegi Radzika również. Z tego co wiem, Gąciarek myśli tak samo.

Do zobaczenia, na sprawie dyscyplinarnej, panie neosędzio Lasota, tyle że na własnej. Już wkrótce.

205 myśli na temat “Ten kłopotliwy Gąciarek

  1. Ten 2023 r. jakiś taki nie taki… Nie dość, że Policja błyszczy niczym senator Jackowski na plaży, to jeszcze ci sędziowie. A w dodatku plany przeniesienia sędziego Gąciarka do innego wydziału, z podwójnym decernatem i gotowymi dyscyplinarkami za przewlekłości też mogą nie wypalić. Taki był fajowy pomysł z tymi zsyłkami, a tu Sąd w Bydgoszczy, każe przywrócić sędziego Juszczyszyna do pierwotnego wydziału. Jedyna nadzieja, że lud da się przekonać, że Bydgoszcz to ziemie pokrzyżackie i już tak systemowo antypaństwowo działają. A jeszcze groźby pozwów za obniżoną waloryzację pensji… Jak żyć… Normalności w 2023 r.!

    Polubienie

  2. Jak miło, że Pan Sędzia pisze. A skoro tak, to uwaga:

    1) „kłusownik Schab” czy to, aby nie za ostro, gdybym był moderatorem, to bym się zastanawiał, czy to puścić,
    2) czy lepiej, aby decydował, kto jest swój, a kto jest nieswój?
    3) kompromisy rządu z KE – a zauważył Pan Sędzia, że Konwencja Stambulska już jest na topie i że co prawda w lipcu 2020 mieliśmy najwyższe na świecie standardy, ale w grudniu 2022 mieliśmy już standardy wyższe od najwyższych (czyli co, wycofujemy się z LGBT- minus? moim zdaniem tak – to ciekawe pytanie, do samodzielnego przemyślenia z ilu zdawałoby się fundamentów, wycofano się od 2020/2021, czy nie chodzi o zwyczajność, przewidywalność, w toku wyborów, które tym razem nie muszą być odcinaniem kuponów wobec oplucia wszystkich i wszystkiego, co można byłoby nazwać konkurencją?)
    4) ciekawostka: zima łagodna, KPO być może niebawem pojawi się – czyli zgodnie z przepowiednią, pamięta Pan Sędzia? Ale to tylko ciekawostka, wiec i pytanie retoryczne,
    5) teraz będzie naprawdę boleśnie, a przynajmniej ciężko; pytanie dla refleksyjnych sędziów z utęsknieniem wsłuchujących się w słowa B. Budka „zapewne to niepraworządne, zapewne autorytarne i nieludzkie (niehumanitarne), wbrew wszelkim standardom cywilizowanego świata, ale przecież przywrócimy praworządność – o ile wygramy wybory, jak nie, no to, co poradzić, jesteśmy skazani na brak praworządności i trudno tego nie poprzeć, zwłaszcza za duże pieniądze, np. z KPO” – z utęsknieniem, ale jednak coś trzeszczy między zębami – i rozstęsknionym trudno w pierwszej chwili oryginalnej wersji – powiedzieć, co to tak zgrzyta, trzeszczy, chrobocze… A więc jeżeli to pamiętamy i z utęsknieniem – mimo wszystko, mimo całego chrobotania – nadal czekamy, to naprawdę to 5) może być trudne, niemiłe, nieprzyjemne, może lepiej tego 5) nie czytać dalej. Naprawdę. Jeśli jednak czytamy, to może warto zastanowić się, jak to jest, że sędzia – gdy trochę zwolni, pomyśli i pozwoli zapalić się tzw. czerwonej lampce – uzna przecież bez apelacyjnie: że sędzia, a radca prawny, adwokat, notariusz, komornik to jednak nie aż taka miażdżąca różnica, że w sumie wszyscy grają do jednej bramki, a nawet w jednej drużynie i tu w ogóle nie ma o czym mówić, że ktoś biega za klientem, a ktoś nie biega – bo to w sumie głupie, małostkowe, a nawet niegodne. Zgadza się? No. Idźmy dalej (bo to nie było to „niemiłe”, to nie licuje mówić, że „niemiłe” za nami), cofnijmy się trochę w czasie do… 2004 r. Jakie było nastawienie Z. Ziobro do tzw. „otwarcia zawodów”? A. Dudy? A A. Duda miał podobny. A jakie było stanowisko D. Tuska? A w 2013 r.? Czy ja już wspominałem o tym, że politycy maja nie tylko elastyczny, ale wręcz bardzo dobrze zorganizowany, nowocześnie mechaniczny, technologiczny, niezwykle wydajny (o! chyba o to chodziło – o wydajność) stosunek do praworządności? A w przypadku B. Budki? Czyli jednak wspominałem. A czy – niezależnie od tego – można uważać, że priorytetem polityków są sędziowie – to by byli zadowoleni – jako ćwierć koma osiem procenta wyborców (czy coś w ten deseń)? Że tu o przyjaźni mówić nie można było nigdy i nigdy to nie będzie możliwe? Że tu nawet nie wchodzą w grę alianse (alians to może zrobić np. PO z PSL albo w POPiS)? A jeśli tak, to jakie wnioski wypływają dla sędziów – tych z nich, którzy uważają siebie za najbardziej „wyczutych”, „wyżartych” wręcz (czy to zaraz oznacza, że „na telefon”? moim zdaniem nie – ci drudzy w ogóle nie muszą być „wyżarci”, „wyczuci” politycznie, nawet gazet czytać nie muszą – ważne telefony dzwonią zawsze z tych samych numerów, więc liczą się numery, a nie polityka – [czy to oznacza, że „na telefon” = równa się „ideał reformy sądownictwa 2017”, tj. „apolityczny” – być może – „pronumerowy”, a nawet „pronumerancki”]) z otwarcia zawodów i deregulacji? Przepraszam, że żyję.

    Polubienie

    1. 6) nie mam cienia wątpliwości, że w problematyce ustroju sądów powszechnych, a zwłaszcza zmian legislacyjnych w ostatnich latach, zarówno na poziomie ustawowym i konstytucyjnym Pan Sędzia jest ekspertem, specjalistą (mówimy o konkretnej niszy – tak jak np. w przypadku spraw frankowiczów – tu jest miejsce na specjalizację), za którym w trosce o adekwatność, nie powinienem nawet teczki nosić, lecz raczej podawać sprzęt biurowy podawać: „proszę długopis” – „jest długopis”, „proszę spinacz” – „jest spinacz” itd. Jest jednak pewien aspekt tej specjalizacji, w którym Pana zagnę.
      Na pewno wie Pan, kto to jest „dubler”. Czy jednak, wie Pan, kto to jest „duble dubler”? To taki neo-kresowiec, który 5 s. po nominacji wyłącza się od rozpoznawania spraw znacznej części mieszkańców miejscowości, w której przyszło mu orzekać. Jeszcze nie zaczął, a już uwikłany po uszy i to niekoniecznie względem osób, które utrzymywały z nim jakiekolwiek bliskie relacje (chyba, że na poprzednim stanowisku, „oj działo się, czego tam nie było, jak w dobrej imprezowni”), można by powiedzieć, że „dodaje sobie”, że na neo-kresowym stanowisko to dla niego naturalne: jakby papież stanął przed sądem, czy prezydent Urugwaju też by się wyłączył, bo przecież… My ludzie na tym poziomie upgreadu społecznego musimy się trzymać razem: co, nie? 😉 co, nie? 😉 co, nie? 😉 co, nie? 😉 Bo niby jesteś sędzią, ale nikt cię nie kojarzy, nikt cię nie zna – to co z ciebie za sędzia, co my z tego mamy (być może żona mu truje po pracy).
      A tak zupełnie z innej beczki: w żadnym razie tonem upomnienia, raczej troski o to, co dobrze znane i serdecznej rady – proszę nie grzeszyć gniewem (i pamiętać o 3 literach). To czuć. Jak smak często pitej whisky.

      Polubienie

      1. A skoro już sobie pozwalam na survivalowe rady… (moje rady często są trafne, ale nie są doskonałe)
        7) co to jest autorytaryzm? Pewnie zacząłby Pan Sędzia w tym miejscu snuć refleksje o rządach pułkowników, rewolucji goździków itd. (są takie chwile, że mnożenie przykładów nie daje człowiekowi poczucia satysfakcji z własnej wiedzy, ale rodzi dziwny stres, zachęcający do jak najszybszego ograniczenia przykładów przy pomocy „itp., itd.”), w końcu – jako Polacy – ugrzęźlibyśmy (albo i nie) przy pytaniu, czy po zamachu majowym mieliśmy w Polsce autorytaryzm. Jednak nie tędy droga. Ta jest zbyt rozległa, de facto jest chodzeniem w kółko bez konkretnego celu. Efektywna odpowiedź to: autorytarny to „oparty na bezwzględnym posłuszeństwie”. Co to jest „bezwzględne posłuszeństwo”? A jakie jest to, co jest „bezwzględne”? Jest „bez względu na cokolwiek; na pewno, koniecznie, bezwarunkowo”. Jaka władza jest zatem autorytarna? Taka, która nie ogląda się na cokolwiek, nie ma względu na nic: na prawo, doktrynę, orzecznictwo, zasady wnioskowania, reguły wykładni itd. Moim zdaniem należy nazywać rzeczy po imieniu: w imię prakseologii. By „nie kopać się z koniem” i nie gadać „jak dziad do obrazu”. Czy to oznacza, aby wobec tego, co oczywiście – bezwzględnie autorytarne – rezygnować z wszelkich uwarunkowań? Moim zdaniem nie, ale czynić to z zapobiegliwości, a niekoniecznie w określonym bezpośrednim celu. W przeciwnym razie człowiek się zamęcza, wali głową w mór i o tym nie wie, bo przecież stoi na tym murze, jak krowie na rowie „glory hole”, więc – podchodząc do tego poważnie – można by przysiąc, że są wszelkie sprzyjające warunki do tego, by było dobrze. A tu nie, bo owo „glory hole” w rzeczywistości oznacza „autorytaryzm”. Czasem tak już jest.

        Polubienie

      2. Idąc dalej można byłoby się zapytać, jakie znamy (mamy) utrwalone polskie wzorce autorytaryzmu? Piłsudski? Ani to dla wszystkich oczywiste ani to utrwalone. Następnie o to, jak często zdarza się oryginalność, wyjątkowość, zupełnie nowa nowość – przekładająca się na praktykę codzienności?

        Polubienie

      3. Pewne złe wzorce są tak specyficznie ugruntowane, że człowiek nie tylko ich nie odróżnia, ale nie widzi nawet tego, gdy uskutecznia totalitaryzm, dobrze skonstruowany.

        Polubienie

      4. A żeby nie zrobiło się tak do końca…

        Myśli Pan Sędzia, że Kaleta pochwalił Lasotę i Radzika? I co im powiedział? „Dobra robota”? „Moja szkoła”? „Jestem z was zadowolony”? „Aż miło patrzeć Lasota”? „I o to chodzi i o to chodzi, Radzik”?

        Polubienie

      5. A skoro już mowa o „łowczym Schabie”. „Łowczy” to dawniej urzędnik dworski, obecnie członek związku łowieckiego – w ujęciu rzeczownikowym. Ale też „związany z łowami, z łowieniem zwierzyny”. „Łów” to p0lowanie, a „polować” to m.in. „napadać na inne zwierzęta dla zdobycia pożywienia”. Chodzi zatem o hiponim słowa „zabijać”. Niewiele ma to wspólnego z barwną metaforą, którą posłużył się Pan Sędzia, ale jednak rodzi pewne skojarzenia – wszelako niezwiązane z osobą Schaba (czy również Panu Sędziemu Schab kojarzy się z SBB? mi tak), choć nadal pozostające w kręgach sądownictwa. Zapewne bardziej dosłowne – mniej metaforyczne – polowanie na ludzi w wydaniu sądowym. Możliwe? A czy przejawiana przez sędziego, całymi latami, potrzeba publicznego i prywatnego – gdzie się da potrzeba poniżania ludzi, obnoszenia się wręcz z pogardą w0bec konkretnych osób, odsądzanie ich nie tylko od czci i wiary – ale jawne podkreślanie niekorzystanie przez te osoby z fundamentalnych praw, z ochroną godności na czele. Bo na czym polega ochrona godności człowieka? Na tym, że ma on prawo nie znosić, nie tolerować pewnych zachowań, a inni powinni się do tego „nie znoszenia”, „nie tolerowania” dostosować – ulec władzy tej osoby w zakresie przysługującego jej prawa (tj. w zakresie powierzonej tej osobie władzy – czyjej? rządów prawa) nie znoszenia, nie tolerowania pewnych zachowań. Erga omnes. Jeśli zatem jest taki sędzia, który tak zachowuje się notorycznie – i publicznie i prywatnie – to pytanie, kto to popiera? Zdaniem Pana Sędziego ktokolwiek jest w stanie to popierać? A ziobrowscy prezesi sądów? Tak, tak – ci którym poświęcono szczególną nowelizację u.s.p. – wskazując, już w pierwszych zdaniach, że chodzi właśnie o wpływ ministra na powoływanie prezesów i wiceprezesów sądów (i wszystko byłoby pięknie – NAPRAWDĘ – BYŁOBY DOBRZE – gdyby nie nieunikniony bardzo szybki wniosek nominowanych do pokoju zwierzeń, że ta nowelizacja służyła, czemu? no właśnie temu – sprawiedliwości – temu, aby ci najlepsi, najbardziej wartościowi, a przynajmniej nie mniej lepsi i nie mniej wartościowi niż inni – przestali być w końcu dyskryminowani w drodze na fotel – w żadnym razie powołaniu takich ludzi, którzy niezależnie od układów wszelakich – tj. z poświęceniem – wezmą się od wewnątrz za porządkowanie sądownictwa – co byłoby złe w uporządkowaniu sądownictwa? jednak wyszło jak wyszło, a że wyszło jak wyszło, można twierdzić, że cała droga do tego, że wyszło tak, a nie inaczej, od swego zarania była wadliwa [tak tak, to wyżej to komunikatywne, niespotykane gdziekolwiek – o dziwo – wyjaśnienie istoty prawa podmiotowego – na zdrowie). A jeśli zdaniem tego sędziego – zdaniem deklarowanym, wszem i wobec, i prywatnie i publicznie – popierają go w takim zachowaniu właśnie ci ziobrowscy prezesi sądów. To co wtedy? A jeżeli do owych ziobroidów przez lata regularnie docierają informacje, o tym, że taki to a taki sędzia, zachowuje się niegodnie, gdyż stale, wszem i wobec, poniża ludzi, czyni z tego swój znak rozpoznawczy, stale powołując się przy tym na poparcie ziobrowskich prezesów sądów, ale ci nic z tym nie robią? Co wtedy? O czym to świadczy? Że są aroganccy? Niedostatecznie przygotowani merytorycznie (no przecież, że nie formalnie – por. art. 42a § 1 u.s.p.) do zajmowania tych stanowisk? A może, że dorastali w takich warunkach – permanentnego poniżania ludzi, wobec czego oni po prostu nie odróżniają stanowczości od poniżania, dowcipu od poniżania, krytyki od poniżania, zaradności od poniżania…? Dlatego docierające do nich wiadomości o zachowaniu sędziego traktują jako dzielenie włosa na czworo przez franuskie pieski. Załóżmy jednak, że owo zachowanie sędziego jest obiektywnie poniżające ludzi i towarzyszy jemu powoływanie się na poparcie dla takich postaw ze strony ziobrowskich prezesów. Takie rzeczy się zdarzają.

        Polubienie

      6. Egzemplifikacja czysto teoretyczna (w temacie):

        1. Rzecznicy dyscyplinarni popierają poniżanie ludzi – nieprzyjemne? czuć?

        2. Schab, Radzi, Lasota popierają poniżanie ludzi – jeszcze bardziej nieprzyjemne? jeszcze bardziej czuć?

        Na szczęście to powyżej to tylko egzemplifikacja bez aspiracji do opisu rzeczywistości zgodnie z rzeczywistością, tj. wiernie, zgodnie z prawdą (chociaż te ekskrementy… no, ale trzymajmy się jedynie egzemplifikacyjnego charakteru powyższych wypowiedzi). Jeżeli zatem czuć nieprzyjemność tych wypowiedzi, to dlaczego nie czuć nieprzyjemności wypowiedzi:

        3. Prezesi sądów popierają poniżanie ludzi

        Ale – można zaoponować – nikt nie twierdzi, że 3. nie jest wyraźnie trudne do przyjęcia. No i zgadza się, bo w opisanym wyżej przykładzie nie zostało to aż tak wyłuszczone, tym bardziej nie zostałoby to aż tak wyłuszczone w stanie faktycznym stanowiącym kanwę powyższego przykładu – sędziego poniżającego ludzi i docierających do prezesów sądów informacji, że powołuje się przy tym na poparcie prezesów sadów. Ale to jest właśnie kwestia wyczucia. Bo dobrze „skrojone” wyczucie nie wymaga aż takiego wyłuszczenia jak w powyższych egzemplifikacjach, wobec czego aktualizuje sprzeciw już na etapie bezpośredniej obserwacji zachowania sędziego będącego kanwą przedstawionego powyżej opisu zachowania oraz docierających do prezesów informacji.

        Gdzie tu puenta?

        Puentą jest wspomniane brzydzenie się przemocą, które sugeruje właśnie dobrze „skrojone” wyczucie. Naprawdę. W Polsce wielu – zwłaszcza mężczyzn – uznaje gotowość na przemoc za przejaw dojrzałości, świadomości społecznej i zaradności życiowej. Oni nie powiedzieliby nigdy: brzydzę się przemocą, bo to by było dla nich za miękkie, pięknoduchowskie i całkowicie niepraktyczne. A to uzasadnia pytanie, czy Pan Sędzia ma szansę przebić się, czy w Internecie czy w ramach pojedynczych przypadków komunikacji, z podobnym wyczuciem. Wierzę, że tak, ale również w to, że to świadomy wybór dłuższej i bardziej uciążliwej drogi. Być może przez dłuższy czas nieskutecznej. Być może zatem w tym przyczyna – w ścieraniu się wyczucia z brakiem wyczucia i poszukiwaniu rozwiązań na zupełnie innej płaszczyźnie niż tak, która obejmuje wyczucie lub jego brak. Jeżeli tak, to ta przyczyna zostaje w praktyce zupełnie zapoznana, a istotę sporu sublimuje się na zupełnie inne płaszczyzny.

        Polubienie

      7. Czy cechą szczególną polskich sędziów w 3 dekadzie XXI w. jest podejmowanie decyzji bez zaznajomienia się ze stanem faktycznym?

        Powie mi ktoś: absurd?

        Ale do czego skłania wszechogarniający korpostyl? Co jest jego istotą: najpierw działamy, potem poprawiamy błędy.

        A za jakim stylem przemawia poziom ustawodawstwa, zwłaszcza w realiach polskiego ładu? Gruntowanie to przemyślano? Ile pracuje się ustawami gruntownie zmieniającymi ustrój zasadniczych sektorów polskiego państwa? Jak to jest możliwe, że oczywiste błędy, czytelne w tekstach projektów, w tym literówki, przechodzą wszystkie czytania i nikt tego nie kontroluje, bo wszyscy są z głową na twitterze itp.

        A co myśleć o nowelizacji k.p.c. opartej na jawnie wyrażanym przez sędziów z MS założeniu, że wnioski dowodowe mają być w główce, bo inaczej nie zostaną uwzględnione – ponieważ asystenci sędziów nie mają czasu i siły zapoznawać się z całością. Gdzie tu zasada prawdy? Prawda jest wprost proporcjonalna do czasu i sił asystentów. To co to za prawda? Statystyczna – statystycznie w skali całego kraju akty oczywistego barbarzyństwa sądowego będą wskutek przyjęcia takiego rozwiązania nieliczne, akceptowalne. I to pomimo tego, że wszystko było w sądzie w terminie, że wszystko dawało się uwzględnić, że nie mówimy o pismach pisanych tuszem sympatycznym, pozostawionych na parapecie sądu, czy choćby napisanych szyfrem. Po prostu czasu nie ma i sił na to? Więc co jest tu priorytetem? Od kiedy takie priorytety mają jakiekolwiek znaczenie w sądownictwie?

        A jak ma się do tego teza, że cechą szczególną polskich sędziów w 3 dekadzie XXI w. jest podejmowanie decyzji bez zaznajomienia się ze stanem faktycznym? Wspomniany absurd ulega w tym świetle co najmniej relatywizacji?

        To gdzie tu miejsce na powagę sędziego? On jest jeszcze pewny czegokolwiek? Relatywnie tak. Jest relatywnie poważny. Jest relatywnie niezawisły itd. aż do relatywnie uczciwy.

        Polubienie

      8. Ale zaraz, zaraz, powolutku… Po kolei… Bo ile znaczy niepozorne „itd.”

        „Jest relatywnie poważny. Jest relatywnie niezawisły itd. aż do relatywnie uczciwy.”

        Przecież przy takim podejściu, ustawowo narzuconego pomijania faktów z przyczyn socjalnych pracowników korporacji – „Jest relatywnie poważny. Jest relatywnie niezawisły” – sformułowania te stają się kwestią ustrojową, w ustroju niekonstytucyjnym, nie demokratycznym – jednak czysto pozytywnie legalnym. Tu nie ma miejsca na pretensje do kogokolwiek – sędziowie muszą być w takich korpo-warunkach relatywnie poważni, relatywnie niezawiśli. Czy jednak takie (trudne do świadomego zaakceptowania korpo-warunki) przekładają się (przełożą się jednak? nie chodzi mi o tę jedną nowelizację – ale o moim zdaniem powszechną, jeszcze nadal narastającą atmosferę) automatycznie na kwestie uczciwości sędziów? A co mają robić – pracę rzucić w imię demokracji? Będę złośliwy – ale polscy sędziowie w imię demokracji, to akurat walczą o przywrócenie do pracy, a nie z niej odchodzą. Nawet Żurek. No takie są fakty, powaga wymaga z nimi nie polemizować. Może i absurdalne – ale prawdziwe i kropeczka.
        Otóż nie. Nawet w takich warunkach sędzia może być uczciwy albo nieuczciwy. Po pierwsze może być ścisłym pozytywistą. Nie mówimy o eksterminacji rasowej – więc w opisywanym zakresie z praktycznego punktu widzenia tyle wystarczy, by sędzia pozostał sędzią uczciwym. Znajdą się tacy, którzy uznają ten stan rzeczy za niekonstytucyjny, bezprawny, powiedzą: to jest sprzeczne z prawem i wszelkimi zasadami, aby być relatywnie poważnym, relatywnie uczciwym (to na pewno w tym momencie nie zmierza w tym kierunku, o którym myśli czytelnik – trochę dystansu). Ale co zrobią ci ostatni? Odejdą z pracy? Tylko wtedy, gdy nie będą w stanie pogodzić ważnego dla siebie poczucia własnej uczciwości z możliwością orzekania choćby nawet wbrew literze prawa – która nakazuje relatywną powagę, relatywną niezawisłość – wobec relatywnej prawdy (niezawisłość daje się pogodzić z brakiem prawdy? bo demokracja to tylko rządy większości? żaden system wartości wyrastający przede wszystkim z idei równości i wolności? a propos… ale to za chwilę). Jeżeli jednak będą w stanie, np. stosując bezpośrednio konstytucje, szanować swoimi orzeczeniami prawdę (bez czysto biurowego filozofowania-ględzenia o naturalnej względności prawdy – zwłaszcza, gdy się nie ma choćby tylko Tatarkiewicza w małym paluszku, a się ma? czy raczej się tylko pusto snobuje?), pozostaną w pracy, co jednak wtedy z tego wyniknie. (Moim zdaniem tu pojawia się sofistyka, sztuczny tłok i niesmaczna zasłona dymna, ale… Ale może nie) Wyniknie z tego w pierwszej kolejności to, że jednak dobrze być sędzią walczącym o przywrócenie do pracy, bo taki – niezależnie od arcybezprawnych, jawnie niepraworządnych i niedemokratycznych zapisów ustaw – może? no może (tak wynika z tego przykładu) orzekać zgodnie z prawdą – orzekać uczciwie (Mi się to rozumowanie jak napisałem nie podoba, ale na to właśnie wychodzi – dlaczego mi się ono nie podoba? trzeba by to jakoś zwerbarlizować, póki co czuję, że mi się ono nie podoba). Po drugie, co by z tego wyniknęło? To, że skoro ci stosujący coś więcej – czy też coś innego – nie będący arcy-pozytywistami są uczciwi, to trudno tak samo myśleć o tych, którzy są uczciwi jedynie z praktycznego punktu widzenia. Chociaż jak było na początku: siłą „itd.” jest to, że relatywna powaga i relatywna niezawisłość nie przekłada się automatycznie na relatywną uczcwiość.

        Polubienie

      9. Trochę to ostatnie nazbyt stylistycznie frywolne, aby było o każdej porze dnia i nocy w pełni czytelne, ale można to podsumować, sprowadzając to do zdań:

        – można być uczciwym sędzią – jeżeli jest się pozytywistą,

        – nie można być uczciwym sędzią – jeżeli jest się pozytywistą.

        Co z tego wynika?
        Ano to, że jeżeli chce się walczyć o uczciwość sędziowską walcząc o przywrócenie do pracy, nie należy być pozytywistą. Zgadza się. No tak mi to wyszło zupełnie przypadkiem. Pewnie jest w tym jakiś błąd wewnętrzny, ale póki co – tak mi się to wydaje.

        Polubienie

      10. Pułapka (która nie musi oznaczać błędu) polega na tym – skoro już wymuszamy temat sędziów i nie-sędziów – że skoro i domagający się przywrócenia do pracy to prawnonaturaliści i TK, jak być może nigdy w historii, podkreśla wprost w orzeczeniach znaczenie norm prawa naturalnego, to… Skąd pewność? Hyy? Skąd pewność, że… Hyy?? Wiemy o co chodzi?

        Polubienie

      11. To skąd wiemy, że dotychczasowe powołania były zgodne z prawem natury? A może dopiero te obecne takie są? Hyy?

        Polubienie

      12. A co mi się nie podoba w tezie, że dobrze być walczącym o przywrócenie do pracy sędzią, bo taki może nie orzekać według litery ustawy, ale czerpać wprost z prawa natury… Okazuje się – po zwerbalizowaniu – że chodzi o bardzo praktyczne, niefilozoficzne – można rzecz: małostkowe względy: po prostu jakoś w ten prawnonaturalizm przełamujący po przywróceniu do orzekania masowy w Polsce oportunizm nie chce mi się wierzyć. Ale to jest nieprofesjonalne, zwłaszcza, że choćby tylko jeden taki zdarzył się sędzia, który tak by właśnie działał po przywróceniu go do pracy, całe te praktyczne, małostkowe powątpiewania (w imię jakby nie patrzeć prawdy, tj. sprawiedliwości – jaki ma związek prawda i sprawiedliwość? intuicyjnie całościowy, pełny, wręcz genetyczny) okażą się nieprawdziwe i krzywdzące.

        Natomiast jeżeli chodzi o a propos… Dlaczego w Polsce, zwłaszcza piciowatej – stale piętnuje się liberalizm (no mniej więcej od kilkunastu lat) zupełnie jak za komuny. Do tego czyni się to debilnie, kretyńsko – ponownie wymądrzając się o czymś, o czym się nie ma pojęcia. Dlaczego nie ma się o tym pojęcia? Ano dlatego, że dla liberałów tym, czego im rzekomo brakuje (solidaryzmu, solidarności, solidaruuruuuruuuu przez wszystkie przypadki) jest co? Bo to tam właśnie jest. Ale się o tym nie mówi, siejąc kolejną wielką paranoję narodową. Co jest w liberalizmie, czego nie ma w nim zdaniem Z. Ziobro i J.F.K. Kaczyński? Równość. Każdy poważny zwolennik liberalizmu traktuje równość jako kres wolności i mało tego, sam jest gotowy ograniczać wolność w imię właśnie równości. Dlatego zdaniem liberałów powinny być np. podatki od czego? Od nieodpłatnych wzbogaceń, a dlaczego? Bo praca się liczy i bogacenie się pracą, ciężką pracą. A nie popierają zwolennicy liberalizmu podatków od spadków, darowizn – zwłaszcza od darowizn?

        Polubienie

      13. No może odwrotnie, testamenty i darowizny są trochę lepsze niż dziedziczenie – z uwagi na respektowanie spadkodawcy/darczyńcy

        Dla liberałów równie ważna wolność jest co? Miłość własna? Egoizm? Nie – indywidualizm.

        „J.S. Mill i inni przedstawiciele liberalizmu ekonomicznego (…) argumentowali, że bogacenie się przez nabywanie spadku lub jakichkolwiek jego części jest sprzeczne z zasadami liberalizmu. Na korzyść należy zasłużyć własną pracą i zdolnościami. Tymczasem dziedziczenie, a przede wszystkim dziedziczenie beztestamentowe, nie zależy od indywidualności danej osoby – jego źródłem jest coś niezależnego od nas, tj. przynależność rodzinna. Z tego powodu za bardziej uzasadnione uznawali dziedziczenie testamentowe, które pozwala testatorowi wybrać spadkobiercę wedle innych kryteriów. Jako główny postulat proponowali jednakże redystrybucję całego majątku spadkowego przez państwo, które ma stać na straży równości szans i odpowiednio dzielić bogactwo społeczne między poszczególne grupy. Dopuszczali ograniczenie prawa do dziedziczenia czy też przyzwalanie wyłącznie na dziedziczenie „skromnych” sum pieniężnych. W ten sposób myśl liberalna raczej sprzyja wprowadzeniu podatku spadkowego, niż postuluje jego odrzucenie. Prima facie wydaje się to niemożliwe, a jednak jest logiczną konsekwencją pryncypiów liberalizmu. Silne przekonanie o słuszności idei „wolności od” jest równoważone przez zasadę równości szans i walki z nierównościami społecznymi. W nieustannym konflikcie wolności i równości, który tkwi w istocie liberalizmu, podatek spadkowy postrzegany jest już to jako zagrożenie dla własności zdobytej przez spadkodawców dzięki swoim zdolnościom, już to jako sposób na petryfikację istniejących dysproporcji ekonomicznych w społeczeństwie. Zmienność polityki amerykańskiej w odniesieniu do podatku spadkowego wynika z położenia większego nacisku raz na wolność, a raz na równość.” – G. Blicharz, Udział Państwa w spadku. Rzymska myśl prawna w perspektywie prawnoporównawczej, Kraków 2016, s. 164-165.

        Jaki to ma związek z powyższym? Przede wszystkim taki, że ów fragment potwierdza istnienie uprzedzeń – i to w naszych wolnych od uprzedzeń umysłach prawniczych. Potwierdza też istnienie manipulacji bazującej na uprzedzeniach. Skutecznej również w tych samych umysłach.

        Czy to oznacza, że zwolennicy jednej opcji mają rację, a drugiej nie? To oznacza, że zwolennicy jednej i drugiej opcji powinni mieć więcej pokory. W Polsce to słowo nacechowane jest wartościująco – i to też jest uprzedzenie. Bowiem nie każda pokora to uniżoność, potulność. Kosmonauci opuszczający na orbicie spaceship muszą mieć mnóstwo pokory, a czy są potulni, uniżeni? Chyba wobec przestrzeni kosmicznej… Ale i to nie pasuje – od razu widać.

        Polubienie

      14. Jakich uprzedzeń? Również tych na temat istoty demokracji (jako rządów większości) i niezawisłości (jako… czegoś oderwanego od praw do sądu i systemu wartości, który to prawo przewiduje/uwzględnia/odnajduje – uznając je za niezbędny element demokracji…

        Wolność, Równość, Demokracja – bez nich niezawisłość to uzurpacja… Czy jak to szło…

        Polubienie

      15. A skoro już mowa o czyjejś kłopotliwości, łowczych, jak również o ewidentnych przymułach, bo co powiedzieć o kapralach, którzy są odważni tylko w koszarach (nie odnoszę tego porównania i tej oceny do kogokolwiek niż ów kapral, bo to na tyle, że tak powiem, szczegółowa ocena, że wymagałaby konkretnego oparcia w faktach, a takich nie znam – przede wszystkim nie rozpraszajmy uwagi tym co nieistotne). Być może nie słyszał Pan Sędzia o pewnym polskim prokuratorze z lat 70-tych, nazywał się Kluseczka. Otóż pewnego dnia przyszło Kluseczce prowadzić sprawę pobicia. Dwóch jegomości pod tzw. budką z piwem pobiło się o nic, niektórzy mówili, że o wyższość Leżajska nad Warką. Zaczął ponoć fan Leżajska, gdy mu fan Warki powiedział, że Leżajsk to a piece of shit (wiadomo). Przyłożył mu tzw. fangę w nos, a gdy fan Warki przewrócił się (dzień był upalny Żywiec robił swoje – bo w budce [nie mylić z Iwanem Budką, znanym zwolennikiem warunkowej troski o praworządność, tj. pod warunkiem swojego dojścia do Władzi W.] był akurat tylko Żywiec, a wiadomo jak to jest: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – Żywiec, Warka, Leżajsk), to go fan Leżajska jeszcze kopnął w żebra. Po chwili fan Warki, gdy już mu przeszedł efekt zaskoczenia, zerwał się z ziemi, stanął naprzeciw fana Leżajska, pochylił się i tak mu przyłożył z tzw. byka, że tamten aż się przewrócił, a upadając na ziemię, otarł sobie głowę o blat budki z piwem. Najpewniej piwosze dogadaliby się między sobą, ale gdy tylko fan Warki upadł na ziemię, przechodzący drugą stroną ulicy Stanisław T., ps. Kućpa, powiedział o incydencie stojącemu za rogiem posterunkowemu, a ten niezwłocznie podjął się interwencji.
        Sprawa ostatecznie trafiła do sądu, sąd przesłuchiwał świadków, samych piwoszy, a nawet dokonał wizji lokalnej (przy okazji kosztując pod budką wspomniany już Żywiec – ale o tym nie wypada wspominać z troski o powagę wiadomo czego i kogo). Zebrany materiał w sprawie wskazywał jednoznacznie na opisany wyżej przebieg wydarzeń, jednak za sprawą prok. Kluseczki postępowanie przygotowawcze potoczyło się w ten sposób, że do sądu wpłynął akt oskarżenia wyłącznie przeciwko fanowi Warki.
        Materiał sprawy dokładnie opisywał cały przebieg wydarzeń, jednak oczywista wina fana Leżajska od początku do końca była niejako pomijana. Trudno powiedzieć dlaczego. Niektórzy doszukiwali się powiązań rodzinnych, byli nawet tacy, którzy twierdzili, że to kwestia upodobań piwnych Kluseczki, który również preferuje Leżajsk. Jednak mniejsza o to – wszakże nie o sprawiedliwość tu chodzi, bo to nie stosunek do sprawiedliwości czyni kogoś przymułem.
        Fan Warki został skazany na 3 lata pozbawienia wolności. Niewiele wskórał miejscowy adwokat – bardzo skuteczny – Edmund Chraplicki, wnosząc rewizję. Sąd wojewódzki utrzymał w mocy wyrok sądu powiatowego i tyle – można by rzec.
        Jednak sprawa odbiła się pewnym echem w okolicy. Można nawet powiedzieć, że przez cały czas odsiadki, a nawet trochę dłużej wśród okolicznych mieszkańców krążyła dość jednoznaczna opinia, że skazanie fana Warki to oczywista niesprawiedliwość. Często o tym dyskutowano, również publicznie, w miejscowych restauracjach, barach piwnych, a nawet pod rzeczoną budką. Wskazywano miejsce, w którym upadł fan Warki, komentowano jego uwagę poprzedzającą atak fana Leżajska, że Leżajsk to a piece of shit i co ciekawe, wielu przyznawało rację fanowi Warki, twierdząc, że powiedział świętą prawdę (tak więc już latach 70-tych XX w. dawało się w Polsce zauważyć pośredni, nieracjonalny wpływ doniosłych dla opinii publicznej zdarzeń na renomę pewnych produktów, które wydawałoby się tylko przypadkiem i bez istotnego związku towarzyszyły tym zdarzeniom).
        Mówimy o małej miejscowości i czasach nadal jeszcze powojennych, skutkiem czego ówcześni sędziowie i prokuratorzy co do zasady posiadali tę siłę charakteru, której oczekuje się od sędziów i prokuratorów, a więc przede wszystkim wewnętrzną autonomię oraz poczucie własnej godności, które co oczywiste – jeżeli nie myli się go z poczuciem niezdrowej ambicji – owocuje zarazem poczuciem odpowiedzialności. Nie było zatem wówczas czymś trudnym do pojęcia, że sędzia czy prokurator nie tylko zamieszkiwali w tej samej małej miejscowości, w której pracowali, ale również to, że potrafili żyć razem z jej mieszkańcami, nie alienować się, nie izolować, ale normalnie funkcjonować w swoim miasteczku, jak każdy inny jego mieszkaniec. Co oczywiste rodziło to niekiedy konieczność wypowiedzenia się publicznie na temat tej czy innej sprawy, zwłaszcza w takich przypadkach, jak opisywany.
        Poczucie niesprawiedliwości wywołane skazaniem fana Warki było tak powszechne, że unikanie tego tematu w towarzystwie Kluseczki, np. na miejscowym targowisku, prędzej czy później skutkowałoby jego ostracyzmem, tym samym psuło dobre relacje w miasteczku. Jedynym wyjściem było uszanowanie prokuratora i podejmowanie z nim rozmowy o skazaniu fana Warki w sposób, jak najdalszy od oskarżeń czy wyrzutów, raczej akcentujący potrzebę zrozumienia, wyjaśnienia tej sytuacji, która nastąpiła. Kluseczka to rozumiał i szanował. Nie miał oporów i nie czynił przeszkód rozmowom, np. na targowisku, na temat przyczyn skazania fana Warki. Pytano go, jak to możliwe, że tak porządny człowiek, jak fan Warki, bez jakiejkolwiek przeszłości kryminalnej, z nieposzlakowaną opinią, dobry pracownik, przykładny mąż i ojciec, uczciwy niemalże do bólu, mógł trafić do więzienia. Zwłaszcza, że go uderzono, przewrócił się, cierpiał, czuł się poniżony i przecież nie każdy w takiej sytuacji jest w stanie trzymać nerwy na wodzy i nie przywalić „z byka” temu, kto w tak przykry sposób spowodował jego bolesny upadek.
        Kluseczka z tym nie polemizował, wskazywał na to, że tak musiało być, że posterunkowy nie widział ataku fana Leżajska, a jedynie atak fana Warki, że atak był umyślny, spowodował poważne obrażenia po stronie fana Leżajska i tego nie wolno pozostawić bez reakcji urzędowej. Oczywiście rozumie, że fan Warki to porządny obywatel, jednak stało się i trzeba się z tym pogodzić.
        Czy to czyniło Kluseczkę przymułem? Moim zdaniem nie. Jednakże niektóre rozmowy Kluseczka kończył dodając, że tak naprawdę w świetle zeznań świadków i całego materiału sprawy fan Leżajska też powinien zostać skazany, ale nie został nawet oskarżony. Nie do końca wiadomo, czy zdaniem Kluseczki ta ostatnia uwaga miała pocieszać mieszkańców miasteczka, którzy darzyli sporym uznaniem również fana Leżajska, czy raczej chodziło o to, że z Kluseczki taki dobrodziej. Tak czy inaczej słowa Kluseczki budziły niesmak i to też mu zapamiętano.

        Polubienie

      16. Sytuacja przypominała zatem taką, która dałoby się wygenerować co najwyżej wirtualnie (na pewno nie w latach 70-tych XX w. w PRL). Gdziekolwiek Kluseczka zrobił krok, zawsze jedną nogą stał na litym gruncie, a drugą opierał na czymś płynnym, niestałym. Oczywiście życie toczyło się dalej, musiał zajmować się kolejnymi sprawami, jednak temat powracał, całymi latami. Co gorsza co pewien czas widywał fana Warki, tamten starał się uszanować sytuację, jednak – nic w tym dziwnego – to nie były łatwe chwile dla prokuratora Kluseczki. Pytanie co z fanem Leżajska, jak ten odnosił się do tej sytuacji. I to też nie jest proste zagadnienie, choć wydawałoby się, że mówimy o całkowicie prozaicznej rzeczywistości, która nie powinna rodzić żadnych szczególnych odczuć, gdyż ona dlatego właśnie taka jest, zwyczajna, prozaiczna – aby nic się nie działo.

        Polubienie

      17. Pytanie, czy to nie jest właśnie ów korpo-styl, a raczej pre-korpo-styl. Trochę jak te produkty, które dawniej regularnie naprawiało się i używało się ich wiele lat, a dzisiaj wiele z nich jest jednorazowego użytku – jeśli coś się zepsuje, cały produkt jest do wyrzucenia. A nawet gorzej… Potiomkinowska wioska? Może nie aż tak. A może jednak. Zamykanie ust niezadowolonym w imię utrzymania miłej atmosfery – to chyba nie jest. Ale o! Afera Rywina. Załóżmy przez chwilę – wbrew domniemaniu niewinności – że opinia gosiewsko-ziobrowska o całym bezowo-bucianym towarzystwie Kwaśniewskich była trafna. No i co? Albo tzw. trop pruszkowski w kręgach ziobrowskich, sławetna inwigilacja zakończona frustracją służb, bo można było więcej, jednak – jakby się odechciało. Mówiąc bowiem o fanie Warki i fanie Leżajska nie chodzi nam przecież o sentymenty, lecz o praworządność, funkcjonalność wymiaru sprawiedliwości i sprawiedliwość w tym znaczeniu, o którym się mówi w kontekście tzw. umiarkowanego pozytywizmu prawniczego, tudzież nowego naturalizmu. Dopiero ta perspektywa ukazuje prawdziwą jakość danego produktu i dopiero z tego punktu widzenia wchodzi w grę jest jakakolwiek sensowna dyskusja. Dopiero od tej strony widać, że chodzi tu o chodzenie typu „zagadałem do niej na przerwie”, „coś zrobiono”, ale… Trochę jak w tym dowcipie o milicjancie, który kupował szklankę, a ekspedientka postawiła ją na ladzie do góry dnem. „O, o! Ta szklanka nie ma otworu”. Ekspedientka przeprosiła, poprawiła szklankę. „O, o! A i dna też nie ma”. Bo przecież „O, o! Ten dach wisi w powietrzu”
        I znowu pojawia się ta wizja pod wezwaniem o. T. Rydzyka i jego „nie nazywajmy szamba perfumerią”. Typowa rodzina dysfunkcyjna: wszystko pokryło szambo, które wybiło strasznie dawno temu. Jest go na tyle dużo, że aż po kolana albo i wyżej. Ale pomysłowy ojciec rodziny, wpadł na pomysł przykryć to wszystko dyktą i kartonami. Bo on zawsze był zaradny, przezorny i wiedział, że dykty i kartonów się nie wyrzuca, lecz się je trzyma, bo na pewno się przydadzą. Teraz są jak znalazł: tu położę, tam położę, tu nakryję i tu też, a na to wszystko dykta, a potem na to kartony, i jeszcze więcej dykty i jeszcze więcej kartonów: i można chodzić! Suchą stopą. Byle nie stąpać zbyt mocno, bo wtedy coś pod tym drugim dnem wyraźnie chlupie i pluska, a na czystej pięknej dykcie i zupełnie nowych kartonach pojawiają się jakby zacieki, chwila nieuwagi i a piece of shit zacznie wypływać szczelinami między dyktą a kartonem. Trzeba uważać. Ani chwili spokoju. Ale? Ale przynajmniej dykta i kartony się nie zmarnowały, a i przezorność i zaradność ojca rodziny została w końcu doceniona.

        Polubienie

      18. Jak poradzić sobie z takim zaradnym, przezornym – prawdziwym ojcem (dysfunkcyjnej) rodziny. A jak sobie z nim radzą: żoneczki, córeczki, siostrunie, a może nawet wnuczki. Dlaczego rodzaj żeński? Może dlatego, że mnie baby interesują, więc nie przyglądam się nazbyt uważnie prywatności męskiej. A może dlatego, że to właśnie domena kobiet. A dlaczego taka domena, ma być kobiecą domeną – bo widać jest skuteczna, wręcz bezwzględnie. Ale o co chodzi? Być może np. o to, że lata taka córeczka, żoneczka, siostrunia, a może nawet mamusia czy teściowa, krzyczy i tupie: a mi się nie podoba, a mi się tu nie podoba! Wtedy zaradny, przezorny ojciec rodziny wynajduje szybko dodatkowy zapas dykty i kartonu, biega za nią i skrupulatnie przykrywa kolejne przecieki. Przecież jej nie uderzy. A uderzy? To dopiero byłoby po nim. Przecież on nie raz na swoich salonach, zwłaszcza opisując sąsiada, znajomego z pracy czy bohatera Ukrytej Prawdy, podkreśla, że on kobiety by nie uderzył, że to jest niedopuszczalne itd. (być może dlatego to domena kobiet). Więc nic tylko mu się nadstawić – siostruni, córeczce, żonie – i powtarzać: uderzysz mnie, a co uderzysz mnie, może jeszcze mnie uderzysz? Bo rzecz polega na tym, że on ją rzeczywiście kiedyś uderzył – albo matkę, albo siostrę, albo… I one mu już żyć z tego powodu nie dały, wystarczająco długo i mocno, by poczuł się jak zwykły zboczeniec. Więc teraz pozostaje mu biegać za zniecierpliwioną z zapasem dykty i kartonów i w pełnej koncentracji, z maksymalną prędkością, prawie jak na poligonie w czasie sprawdzania stanu uzbrojenia, rozkładać dyktę za kartonem i karton za dyktą, bo jeszcze ktoś zobaczy i dowie się, że on taki zboczeniec, a one: może i mają swoje racje, że go tak traktują, że go na taką próbę wystawiają, a może po prostu nie ma sensu z nimi zaczynać, w końcu im przejdzie, dykta mocna, sucha, ciężar bytu utrzyma, a jak przyjdzie lato i upały sierpniowe, to i gówno wyschnie i znowu będziemy stąpać po litym gruncie, a nie jak surferzy… Balansować nad czeluścią, otchłanią, oceanu odmętem.

        Polubienie

      19. Podobno Martyniuk nagrywa nową płytę: Surfing with the Alien
        (w ramach przywracania Polakom godności)

        Polubienie

      20. Piękne ojciec stalowe płyty tu rozłożyłeś (wolę nie wiedzieć, skąd je wytrzasnąłeś [jak w pancerniku, kurczę mieszkamy, albo w ruskim czołgu]). Genialny jesteś. Ale śmierdzi gównem jak na zwykłej dykcie i kartonie… Mi się to nie podoba! Mi się to w ogóle nie podoba. Mi się to wcale, nic, a nic nie podoba!

        Polubienie

      21. Ojciec-prowizorka. Zna Pan Sędzia takich „ojców Temidy” w polskim wymiarze sprawiedliwości? (przecież nie będziemy wchodzić w czyjeś sprawy prywatne z butami – jesteśmy na to nazbyt kłopotliwi)

        Polubienie

      22. Sąd w polskim sądownictwie – zapewniam Pana Sędziego – tacy mężczyźni, którzy podobne problemy i postawy na gruncie funkcjonowania sekretariatów czy całych referatów, określają jak? Menstruacją, cyklem hormonalnym, kobiecym spojrzeniem uwarunkowanym biologicznie… Innym mężczyznom tak mówią. Tym mniej prowizorycznym. Obrzydlistwo. Zwłaszcza, że mówią to w taki sposób, jakby czyjeś majtki wąchali. Przysięgam. Tacy są. Dlatego mówi się o nich „babscy sołtysi”. A rządzą nimi kto? Najłatwiej przychodzi to tzw. matkom terrorystkom. One szczególnie inspirują „ojców Temidy” do tych wynurzeń, które każdorazowo jaką kończą się konstatacją? Nic się nie dzieje, czekamy, samo przejdzie. Byle do sierpnia, wtedy słońce przygrzeje i gówno niechybnie samo wyschnie, a zresztą: kto ruszy pancernik, czy ruski czołg?

        Polubienie

      23. A czy nie jest prawdą, że prawdziwy dysfunkcyjny prowizoryczny ojciec rodziny potrafi się tylko usztywniać? Ale nigdy samobója nie popełni? Chociaż może i czasem popełni. To jest ja właśnie dla mnie zagadką – ten szczyt usztywnienia, gdzie on jest – owo Kilimandżaro.

        Polubienie

      24. Jaki z tego morał? Chcesz zrobić zawrotną karierę w sądownictwie, musisz przekonać kolegów, że jesteś zdolna do wszystkiego, że przez okno wyskoczysz i pod pociąg się rzucisz, i wszystkim rozpowiesz każdą tajemnicę, i ucho sobie odmrozisz, bo ty inaczej nie możesz, bo ty inaczej nie potrafisz, i że nic cię to nie obchodzi, co oni sobie myślą, że i bardzo dobrze, mówicie o mnie wariatka, tym bardziej rzucę się pod pociąg… Oni nigdy nie powiedzą „sprawdzam”. Dlaczego?

        Polubienie

      25. A przynajmniej trzymaj się z mądrzejszymi koleżankami, bądź dla nich dobry i miły, pomocny gdy trzeba i zawsze pełen zrozumienia, i nigdy nie patrz nazbyt łapczywie na te aplikantki, jeżeli nie umiesz ich porządnie skwitować – ten ich niedorozwój i nieprzystawalność… Nie-aplikowalność…. Ale też bez przesady, bo twoje komplementy maja być przekonujące i umacniające w dobrym nastroju. Słyszałeś?? Czy mam powiedzieć twojej żonie, co ty tu wyprawiasz??

        Iustitia est constans et perpetua voluntas ius suum cuique tribuendi

        Polubienie

      26. Widocznie fan Leżajska też już nie chciał spać w ruskim czołgu, stąpając co rano po dykcie i kartonach przesiąkniętym gównem, w gówna oparach myć zęby, czesać włosy, stawać przed lustrem i porównywać się z osobami z ilustrowanych magazynów.

        Polubienie

      27. Bo Pikuś nie lubi symulowanej histerii 😦 😦 :p 😦 😦 😦 :p 😦

        Już go nie lubimy 😦 :[ 😦 😦 :p 😦 😦 :[ 😦 :p

        Polubienie

      28. Pan Sędzia może się z tym nie zgadzać, z tezą o ogarniającym nas korpo-stylu, czego skutkiem jest m.in. zdecydowanie ponadnormatywny wzrost doniosłości funkcji socjalnej, jako podstawowej funkcji wymiaru sprawiedliwości (a czy np. w globalnym rozrachunku przybyło w Polsce etatów sędziowskich wskutek akcji „nie-sędziowie do sądzenia!” czy jak to tam nazwać. Ja tego nie śledzę, ale etatów jest więcej – tak mi się wydaje. Pytanie czy byłoby ich tyle – jeżeli mam rację i jest ich więcej – czy jednak mniej lub tyle samo, gdyby nie owa akcja – zwana tak czy inaczej. A jeśli bez tej akcji byłoby ich mniej – pytanie, czy nie chodziło właśnie o to, o ten „cichy elektorat”, cichy bo prima facie nieobecny, bo prima facie nie o to chodziło, lecz o washing, cleaning, polishing etc. No chyba, że nie – że bez tej akcji nowych etatów byłoby dokładnie tyle samo, ile jest. Ale nie o to chodzi…).

        Zwróćmy uwagę na taki oto przypadek: wyobraźmy, że kupił sobie Pan Sędzia maszynkę do golenia. Zepsuła się. Co Pan Sędzia robi, jeśli się Panu Sędziemu „chce”. W takim przypadku pisze Pan Sędzia pismo, domaga się naprawy, wymiany, zwrotu ceny, obniżenia jej itp. Zgadza się? Myślę, że tak. Pisze Pan Sędzia – jeśli się Panu „chce”…. Dlaczego podkreślamy owo „jeśli się panu chce”? No dlaczego? Bo z góry wiadomo, że to może być uciążliwe, długotrwałe, niekomfortowe przedsięwzięcie. Z góry wiadomo, że to może być ciężka batalia, pełna frustracji, bo niewiele trzeba, by producent czy sprzedawca odpisał, że maszynka była w porządku, ale ją Pan źle obsługiwał, albo że oczekuje Pan od niej zbyt wiele itp. Typowe, prawda? Nie mówiąc już o tym, że może i tak, może i ma Pan rację, ale OWU wyraźnie przewidywały inny tryb reklamacji i że to w ogóle nie o to chodzi, że to nie to pismo, a na to właściwe, to 3 miesiące wcześniej było już za późno. Zgadza się? Typowe? Jest w tym szczególne zaskoczenie? No nie. A dlaczego nie? Ano dlatego, że mamy przed sobą podmiot gospodarczy, który działa będąc nastawionym na zysk, nie ma w tym żadnego interesu, aby takie niezadowolenie użytkownika uwzględniać nazbyt łatwo, a i faktem jest to, że skoro z góry podkreślamy owo „jeśli się Panu chce”, to najprawdopodobniej zdecydowana większość niezadowolonych, w obliczu pierwszych trudności odpuści sobie i co najwyżej obsmaruje produkt, producenta i sprzedawcę na jakimś forum internetowym, przy czym my i tak dobrze wiemy, że 92% wszystkich maszynek działa bez zarzutu, klienci są bardzo zadowoleni, więc takie śladowe niezadowolenie – przejawione publicznie – jesteśmy gotowi wpisać w nieuniknione ryzyko gospodarcze i się z nim nie liczyć.

        Coś w tym szczególnie dziwnego? Niefajne to, ale wydaje się do przewidzenia, nie rodzące szczególnego zaskoczenia (ty! Kramer nie żyje! o ja jego…).

        A gdyby nie chodziło już o zakup maszynki, ale podjęcie określonej czynności sądowej, np. w interesie zagrożonej wykluczeniem społecznym rodziny, albo dziecka nieuleczalnie przykutego do łóżka… Producent maszynek potraktowałby te osoby (jako nabywców maszynek) zapewne dokładnie tak samo j.w. I w tym też nie byłoby szczególnego zaskoczenia – klient masowy nie ma twarzy, problemów życiowych, stopnia niepełnosprawności itd.
        Ale sąd? Załóżmy, że dany przewodniczący wydziału nie ma najmniejszej ochoty (z różnych powodów) dokonać takiej czynności… I najchętniej by „spuścił ją w kiblu” tak samo jak jego samego ostatnio „spuścił w kiblu” producent maszynek do golenia. Zdarza się? Załóżmy, że chodziłoby do tego o jakąś zdawałoby się egzotyczną czynność sądową, typu, hm: wyznaczenie przez prezesa sądu jednego z pracowników sądu (np. z wydziału administracyjnego), aby ten pomógł matce napisać pozew o alimenty. Nie skończyłoby się nierzadko równie beznamiętnym „spuszczeniem” takiego pisma „w kiblu”, jak w przypadku reklamacji dotyczącej maszynki do golenia?
        Bo klient masowy nie ma twarzy, problemów życiowych, stopnia niepełnosprawności itd…? A jeśli matka nie wspomniała o niepełnosprawności córki? A niepełnosprawność córki cokolwiek tu zmienia? Jest niezaradność prawna, wyraźny brak świadomości i pismo ni z gruchy ni z pietruchy, które z (wydawałoby się) czystym sumieniem można „spuścić w kiblu”. A jednak coś w tym jest. O ile trudno dziwić się w takim przypadku producentowi maszynek czy flamastrów, że spuszcza w kiblu nieświadomą prawnie kobiecinę z niepełnosprawnym dzieckiem, gdy ta zamiast przewidzianej w OWU reklamacji wysyła ze strony producenta do działu zamówień na EAST ASIA zapytanie dlaczego maszynka/flamaster musi golić/pisać tak cieniutko, za cieniutko, cieniuteńko… To jednak od sądu oczekiwano by czegoś więcej, wobec czego ewentualne żale – choćby nawet formalnie oczywiście irrelewantne – będą jednak w jakimś stopniu zrozumiałe, przecież kobiecinie należało pomóc, ona taka niezaradna, zasadniczo: typowo. Czuje Pan Sędzia o co mi chodzi? O tę jakąś tam zrozumiałość oczekiwania czegoś więcej – wobec uskuteczniania przez sądy funkcji wymiaru sprawiedliwości, dużo mniej aktualną w przypadku producenta flamastrów/maszynek do golenia (Pan się nie pyta, po co jej maszynka do golenia, to tylko przykład, no i pojawiły się te flamastry). Ale czuje to Pan, czy nie? Myślę, że trochę tak. Ale to nie wszystko. Bo to w sumie jest nic – pikuś – małe piwo przed śniadaniem.

        Wyobraźmy sobie teraz, że owo podanie/pismo regularnie „spuszczono w kiblu” (bo „co mi tu ona takimi pismami dupę zawraca” itp.). No, ale jednak zdarzyła się bolesna pomyłka, bo dzień wcześniej wszedł w życie przepis nakazujący wszystkie takie pisma potraktować poważnie, z pełnym zaangażowaniem, ale się jakoś tego przepisu na czas nie przeczytało lub się go zwyczajnie nie zrozumiało, sądząc, że chodzi o coś zupełnie innego i to w toku prowadzonych już postępowań. Więc – dupa – mleko się rozlało.

        Wspomniana matka trafia na nieodpłatną pomoc prawną, dobrze zorientowany mecenas doradza jej co ma w świetle nowych przepisów zrobić (przecież tam w art. 7 ust. 3 wyraźnie stoi o odszkodowaniu i zmianie ciężaru dowodu – w stylu ni to postępowania reklamacyjnego na rynku usług finansowych ni to postępowania w sprawie przewlekłości postępowania – cuś w ten deseń). No i ona wnosi tę skargę do tegoż sądu, co poprzednio (zgodnie z ustawą) i domaga się 3.400 zł odszkodowania. I co? Zleją ją, mówiąc, że „ale o co chodzi, my takich pism nie uznajemy”? No może się zdarzyć, czy nie? I to pomimo oczywistych racji skarżącej? Może się zdarzyć, czy nie? Chyba tak.

        Dziwne? Ale dlaczego? Bo nie mamy do czynienia z byle producentem czy sprzedawcą zasłon plastikowych, flamastrów, prezerwatyw czy maszynek do golenia, ale ze świątynią sprawiedliwości i stróżami prawa? Jeśli jest to dziwne, to chyba tylko dlatego.

        Ale idźmy dalej. Załóżmy, że rzeczona kobiecina działała z nieco większym rozeznaniem niż można było przypuszczać. Na dodatek w pewien czas dłuższy od wejścia w życie rzeczonej ustawy, co gorsza: nie była w tym pierwsza i rzeczony prezes sądu/tudzież sam sund/a może i skarb państwa, reprezentowany przez… Przegrał właśnie taką sprawę ze skargi, którą analogicznie jak wspomniano „spuszczono w kiblu”. Czy to oznacza, że nasza kobiecina nie zostanie analogicznie „spuszczona w kiblu” i to wbrew treści judykatu nadzorczego, nadzorującego realizację wspomnianej może i egzotycznej, ale jednak ustawy? Jest taka pewność? Czy może jednak nie ma takiej pewności, gdyż nie da się wykluczyć – wszakże zdarza się – że nawet pomimo analogicznego, wręcz identycznego stanu faktycznego jak ten objęty niekorzystnym dla sądu/prezesia/skarbu państwa judykatem, ona również zostanie „spuszczona w kiblu” być może w duchu idei „bez dwóch wygranych instancji nie pojedziesz”. Mi się wydaje, że takie przypadki się zdarzają. I to pomimo tego, że mówimy o „stróżach prawa” i „świątyniach sprawiedliwości”.

        Dziwne to? W przypadku producenta stalówek, kiełbasy, okowity tudzież smażonego plastikowego jajka do zabawy dla pikusia (psa)? W tych przypadkach nie, nie aż tak bardzo: skoro produkt był aż tak fufniany, wręcz można się było tego spodziewać – właśnie takiej postawy: bez dwóch instancji nie pojedziesz (nawet jak posmarujesz i niejako na zachętę kupisz drugi, identyczny produkt, bo może ten będzie wolny od wad). Zgadza się? Ale sąd? „Świątynia sprawiedliwości”? „Stróże prawa”? Gdzie tu miejsce na taki korpo-styl? A jednak zdarza się.

        Polubienie

      29. Zdarza się, że sąd, prokuratura, policja, ZUS, ministerstwo spraw zagranicznych itp. zamiast pozostać władzą publiczną – i stać na straży prawa, niejako same stają się stroną (choć nawet nie pytaj, czy skutkuje to jakimkolwiek czyimkolwiek wyłączeniem od rozpoznawania sprawy) i traktuje obywatela nie z pozycji służenia i obywatelom i praworządności i w ogóle: ojczyźnie, porządkowi, lecz z pozycji strony, gotowej łamać prawo, przynajmniej dopóki któryś mecenas nie wystąpi np. o nadanie postanowieniu w zakresie zwrotu kosztów klauzuli wykonalności. Czy to jeszcze władza publiczna? Czy też władza publiczna zawłaszczona przez osoby prywatne, zajmujące w ramach tej wykonywania tej władzy określone stanowisko, z którym wiąże się ryzyko poniesienia odpowiedzialności – indywidualnej – za pewne przesady, czy też braki, niedostatki. Czy to jeszcze zaufanie obywateli do państwa (i państwa do obywateli) i spłaszczenie – uczynienie „przyjaznym” i praworządnym, do tego demokratycznym organu władzy, czy już raczej zawłaszczona przestrzeń pozostająca w wyraźnej opozycji do obywatela?

        Polubienie

      30. No, no, no… Ja tam za dużo nie przyglądam się, nie nasłuchuję, nie wnikam, dociera do mnie, co dociera i tyle. Ale 30 s. poszukiwania i?

        https://www.prezydent.pl/kancelaria/statystyki/statystyki-nominacji-sedziowskich-i-asesorskich

        Wzrost powołań jest oczywisty. Czy trudno tu mówić o powołaniach? Ani jednego powołania? Wszystko bez powołania? To byłoby krzywdzące… Gdzie to oczyszczanie sędziów? Śmieszne to jest. Naprawdę.

        Bo ja nigdy tych danych nie widziałem. Tyle, co się mi w oczy rzuciło. Ale przecież wzrost powołań jest wyraźnie wyższy. Tak się przynajmniej wydaje, bo co przed 2015 – jak to wtedy wyglądało? Jeżeli jednak 100 w 2015 uznać za przeciętną z wcześniejszego okresu, to wobec 978 w 2021 i 878 w 2022… To… No nie znam tych danych sprzed 2015… Ale mam bardzo mocną ochotę napisać: … mać. Ja …

        Czym różni się Kasta Nadzwyczajna od Nepotystycznych wolnych zawodów? Teraz mnie to tknęło, w tamtym powyższym nawiasie („a może?”). Wcześniej wspominałem o wątpliwościach sądowolubnyości Tuska, ale to chodziło tylko o analogię… Jeśli jednak ten przyrost jest rzeczywiście 8-9 krotny, to…

        Szanowni Państwo Sędziowie tu nigdy nie chodziło ani o oczyszczanie, ani o Kastę, ani o dyscyplinarki, ani o Komisję, ani o KPO, tylko o to, co niejako przypadkiem nazwałem cichym elektoratem. Z tego punktu widzenia owa komiksowość, wydmuszkowość itd. protestów w koszulkach z kalkomanią głębszych uczuć (łańcuchem z orłem), zabawy w Niezłomnych… Może i jestem głupi, może i nie trzeba się ze mną liczyć, może i każde z państwa jest ode mnie pod każdym względem miliard razy bardziej pozytwne itd. Ale tylko wam się wydaje, jeżeli uważacie, że to co nastąpiło w Polsce po 2017 r. było czymkolwiek więcej niż dalszym etapem deregulacji (wyjaśniającym dostrzegany przeze mnie rozrost funkcji socjalnej wymiaru sprawiedliwości). Mylicie się i błądzicie, jeżeli uważacie inaczej. I to bardzo – z dala od realiów, z dala od twardego stąpania po ziemi. Napędzacie w ten sposób wyłącznie kolejne etapy tego, co należy nazwać Polską Spekulacyjną – niejako ucieleśnienie słów „ten kraj istnieje tylko teoretycznie”.

        Jak w tym stanie rzeczy oceniać czyjkolwiek brutalizm? Np. rzeczników dyscyplinarnych (o ile są – są w stanie być brutalni [nie wiem czy są, ale tak się ich czasem przedstawia])? To absolutne nieporozumienie. Zapytajcie lepiej politologa ministra sprawiedliwości Patryka Jakiego o co w tym wszystkim chodzi.

        Polubienie

      31. Młodzi, zdolni, świetnie wykształceni, sztucznie blokowani przez Nadzwyczajną Kastę w dostępie do zawodu sędziego (ale pewnie również referendarza i asystenta, opłacanych jak nigdy dotąd [i dobrze, że opłacanych], gorzej, że w … robionych, razem z 35 mln Polaków co najmniej – PRZYWRÓĆMY GODNOŚĆ POLAKOM)

        Polubienie

      32. Chyba, że przed 2015 r. w ciągu 7-8 lat również było tyle powołań co po tym roku. Zresztą bez znaczenia. A może i nie: obym nie miał racji, oby było właśnie tak, że przed 2015 r. było tyle samo powołań. Było Panie Sędzio? Nominacji? Dla młodych, zdolnych, sztucznie blokowanych przez Kastę Sędziowską w dostępie do zawodu sędziego?

        Polubienie

      33. Dopuszczonych do zawodu z zaciśniętymi zębami z nienawiści do kasty… Aby za 10 lat zapomnieć o wszelkich tak ważnych – zaciskających zęby – kwestiach. Przysięgam. Za 15 lat nie będzie po tym śladu. Będzie „ale o co chodzi… no faktycznie, mówiliśmy, postulowaliśmy… domagaliśmy się… powoływaliśmy się… na… rzeczywiście…”

        Proszę się spytać Zbyszka z organizacji Polska Solidarna – Polska Spekulacyjna, czy nie mam racji – że tak właśnie będzie.

        Dlaczego Zbyszek tak … się o te zaostrzenie dyscypliny? Bo już to zaobserwował – jakie spustoszenie sieją jego deregulacje. I on wie, co się stanie – wierzy, że zapobiegnie temu mocna struktura dyscyplinarna. Bo on wie co zrobił i jak to zrobił (poczynając na etapie studiów akademickich, a może nawet szkoły średniej – podstawówki?) On to wie, wie ile ma lat i że doczeka w pełnej zdolności do pracy – 10-15 lat – skutków kolejnego swojego dzieła. Tym razem na którym etapie? Na tym sprawdzająco-weryfikucjąco-orzeczniczo-rozstrzygająco-karząco… Niejako ostatecznym… Na poziomie/etapie ostatecznego bezpiecznika systemu. Dlatego tak się … o te ostre ustawy. Proszę mi wierzyć.

        Polubienie

      34. Odpowiedź na pytanie, czy mam rację jest bardzo prosta. Znajduje się ona w danych sprzed 2015.

        Odpowiedź na pytanie, czy panowie Lasota, Radzik, Schab (ten od SBB) i całe WSW PK to strażnicy deregulacji (niechętni M. Gersdorf, powiedzieli by: zdaniem M. Gersdorf: strażnicy awansu społecznego).

        Polubienie

      35. Obecna sytuacja ma pewne plusy:
        – być może po deregulacji sądownictwa 2017 ta część sędziów, której w 2004 i 2013 zawrócono w głowach do tego stopnia, że zaczęli dostrzegać w wolnych zawodach prawniczych typową działalność usługą (stanowiącą więc jedynie przejaw realizacji wolności gospodarczej z art. 22 Konstytucji i wolności majątkowej z art. 64 Konstytucji – a poza tym, ŻADNEJ INNEJ FUNKCJI KONSTYTUCYJNEJ), zrozumie, że tak jak w przypadku deregulacji sądownictwa, deregulacja wolnych zawodów prawniczych NIE ZMIENIŁA ICH ISTOTY oraz tego, że podstawową funkcją konstytucyjną realizowaną przez te zawody nie jest wolność majątkowa i wolność gospodarcza, lecz PRAWO DO SĄDU (art. 45 ust. 1 Konstytucji, art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, art. 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej),
        – z kolei nieunikniony dyskomfort psychiczny, wręcz ból, cierpienie psychiczne, które musi zrodzić po stronie każdego chociażby trochę zaangażowanego w sądownictwo sędziego czy innego pracownika sądownictwa oczywiście niekonstytucyjna „reforma sądownictwa” (o ile jest niekonstytucyjna z tych powodów, na które powołuje się Inteligencja Walcząca, tzw. sędziowie niezłomni), a na pewno musi je zrodzić po ich stronie kupczenie wymiarem sprawiedliwości (co jak wskazałem nie jest problemem korzystających z deregulacji: choćby dlatego, że w tych warunkach nawet nie mają szansy na dojście do zawodu inną ścieżką – to jest problem systemu i autorów zmian), tym samym kupczenie państwem w imię kampanii pr-owych, zdobywania głosów manipulowanych wyborców (oczekujących m.in. realnego „oczyszczenia sędziów”, a nie wyłącznie otoczki, sprzyjającej atmosfery medialnej dla deregulacji sądownictwa 2017), co również moim zdaniem trudno pogodzić z zasadami przyzwoitej legislacji, z pluralizmem politycznym, z demokratycznym państwem prawnym, w którym zmiany ustawodawcze dokonują się w atmosferze swobodnej dyskusji, a nie zaszczucia, molestowania grupy społecznej głównych zainteresowanych i wynikającego stąd nacisku na parlamentarzystów (tu również należy dostrzegać chilling effect) – takie odczucia powinny uczyć, powinny skłaniać do wniosku, że nie chcemy ich ponownie odczuwać, nie chcemy przechodzić tego wszystkiego na nowo, a to wymaga nie tylko odpowiednich zmian politycznych w naszym kraju, oraz wprowadzenia mechanizmów prawnych stanowiących dodatkowe zabezpieczenia przed powtórką psych-społecznego kramarstwa państwowego, ale też odpowiednich zmian wewnątrz sądownictwa (i w żadnym razie nie chodzi tu o zmiany dyscyplinarne – bo te są prymitywnym pozorem dla niezaradnych, dla tych, którzy na tyle często w konfrontacji z życiem napotykają swoją niezaradność, że typowym, wręcz jednym skutecznym rozwiązaniem życiowych problemów – w domu i w przestrzeni publicznej – jest dla nich przemoc), aby nie dawać pretekstów kolejnym kupczykom na stanowiskach publicznych.

        Polubienie

      36. Nigdy żadnym orłem nie byłem (ewentualnie byłem orłem zapuszczonym, zaniedbanym, pozostawionym samemu sobie, skutkiem czego z całej mojej ewentualnej orłowatości pozostawało tylko poczucie własnych możliwości, potencjału, który być może jest zagrożony) i mam świadomość, że wprowadzenie w praktyce mojego spojrzenia, tj. limitów miejsc na studiach oraz wysokiej poprzeczki na etapie przyjęć na studia i poszczególnych egzaminów, tego samego w toku rekrutacji na aplikacje i samych aplikacji, egzaminów zawodowych i dostępu do stanowisk (zobiektywizowane egzaminy to jedno, a oczekiwany podczas egzaminów poziom wiedzy/kwalifikacji/umięjętności to zupełnie coś innego) być może uniemożliwiłoby mi studiowanie, a na pewno uczyniło czymś wysoce problematycznym ukończenie studiów. Jeżeli jednak w swoim myśleniu nie mam kierować się przeświadczeniem o konieczności zapewniania przez edukację akademicką najwyższego poziomu wiedzy absolwentów, konieczności zagwarantowania przez szkolenia zawodowe najwyższego poziomu kwalifikacji aplikantów itd., ale koncentrować się na konieczności zapewnienia mi kształcenia akademickiego i dostępu do zawodu, to wówczas moim priorytetem nie będzie już jakość edukacji, szkoleń, jakość pracy na danych stanowiskach, lecz to bym ja mógł się kształcić na studiach, bym ja mógł szkolić się w toku aplikacji, bym ja mógł wykonywać zawód. Moim priorytetem będzie zagwarantowanie mi równych szans. Tym samym zagwarantowanie innym równych szans poprzez udostępnienie im edukacji, szkoleń, miejsc pracy. Czy rolą państwa nie jest troska o realny dostęp obywateli do edukacji i miejsc pracy/zawodów? Oczywiście, że państwo spełnia również taką funkcję. Czy tę funkcję należy określić jako funkcja socjalna państwa? Moim zdaniem jest to element zagwarantowanej konstytucyjnie funkcji socjalnej państwa. Czy jeżeli edukacja akademicka, szkolenia aplikantów i praca na stanowiskach związanych z wykonaniem danego zawodu (w przypadku sędziego jego praca to sprawowanie wymiaru sprawiedliwości), sposób w jaki one funkcjonują, zostaną w istotnym stopniu podporządkowane temu, aby obywatele mieli dostęp do edukacji i pracy na stanowiskach, to nie należy mówić tu o powiązaniu z funkcjonowaniem edukacji akademickiej i działalnością np. wymiaru sprawiedliwości funkcji socjalnej państwa? Czy takie powiązanie tej funkcji byłoby czymś zaskakującym w przypadku organizowania prac społecznych i związanych z tym szkoleń? Albo realizacji pewnego celu publicznego właśnie po to, aby zagospodarować kapitał ludzki? Czy jednak kiedykolwiek priorytetem wymiaru sprawiedliwości było to, aby ludzie (obywateli) mieli możliwość pracy w wymiarze sprawiedliwości? Co zatem jeżeli temu właśnie celowi zostanie w istotnym stopniu podporządkowanie prawo regulujące funkcjonowanie sądownictwa, samo to funkcjonowanie – sposób i zasady, na których opiera się funkcjonowanie sądownictwa i według których sądownictwo funkcjonuje, można powiedzieć: ustrój sądownictwa? Czy nie należy w takim przypadku mówić o uczynieniu opisanej funkcji socjalnej zasadniczą funkcją wymiaru sprawiedliwości w Polsce? Dlatego pytanie w jakim stopniu uległ zmianie ustrój polskiego sądownictwa na przestrzeni ostatnich kilkunastu, może dwudziestu lat – generalnie w XXI w. – zarówno pod względem prawnym, jak i faktycznym (tj. z perspektywy „utrwalonych praktyk”) – w celu zrealizowania wspomnianej funkcji socjalnej, tj. tego, aby ludzie mieli dostęp do pracy w wymiarze sprawiedliwości. Moim zdaniem takie zmiany nastąpiły i daje się je odczuć w praktyce. Czy są to tylko zmiany złe? Na pewno nie. Ale racjonalnych zmian w sądownictwie nie wprowadza się po to, by było gorzej, tym bardziej po to, by było źle. Na czym miałyby moim zdaniem polegać te złe zmiany? Moim zdaniem z jednej strony na spłyceniu podejścia do spraw, ale z drugiej strony na wzmocnieniu znaczenia urzędnika (sądowego) w życiu obywateli, niejako na wzroście arbitralności, oddaleniu się sądów od obywateli (i to ze wspomnianej dziwnej, pozornie równej – korpo-stylowej – perspektywy), technicyzacji-statystycyzacji podejścia do spraw z pominięciem (nie okazywaniem szacunku dla) niemieszczących się w przyswajalnych przez maturzystów statystykach niuansów, kolorytu ludzkiego życia, które nadaje mu wyjątkowy charakter, przesądzając o godności (niepowtarzalności, wyjątkowości, wartości) ludzkiego życia, która nie jest wyłącznie teorią – literą prawa, lecz oczywistym faktem (dopóki nie jest pomijany). Być może ów korpo-styl można byłoby nazwać również: gadżeciarstwem sądowym, gadżeciarstwem nie ograniczającym się do sfery przedmiotów materialnych i rozwiązań technicznych, ale schematów myślenia, podejścia do rzeczywistości. Nie będzie to najlepszy przykład (gdyż odnosi się on do rzeczywistego zerwania z pewnymi realnymi prawidłami), ale tytułem przykładu takiego gadżeciarstwa mogłoby być takie podejście do adwokata, radcy prawnego, notariusza itd., przy którym sędzia ze zdumieniem przyjmuje, wręcz nie dopuszcza takiej myśli, że radcę, notariusza, adwokata nie stać np. na swoje mieszkanie, czy na opiekunkę do dzieci – albo z całkowicie odmiennej strony – sędzia ze zdumieniem przyjmuje, że adwokat nie uważa, że zasadniczo wykonuje działalność czysto usługową. Inny przykład to relacje w czyimś domu i sędzia, dla którego one są nieprawdopodobne, bo on nigdy nie słyszał o tym, aby w jakiejś rodzinie np. czytano na głos książki (chyba w XIX w. …). Powie ktoś, że sędziowie-debile byli zawsze. Ale nie zawsze „im głupiej tym lepiej” chwilami wydawało się dominującym trendem. Nie zawsze przywoływanie w pismach literatury czy orzecznictwa, argumentacji prawniczej nie ograniczającej się do kopiuj-wklej z kilku łatwo dostępnych uchwał SN zakrawało na „zawracanie dupy i nieliczenie się z realiami, w tym z obłożeniem danego referatu”. Może się mylę, może wcale tak dzisiaj nie jest. Może po prostu mam zbyt wysokie oczekiwania albo czepiam się wyjątkowych przypadków i nadaję im postać powszechnej praktyki, pomijając zdecydowanie większą liczbę prawidłowych sytuacji. Może być i tak. Kłócił się nie będę. Każdy się czasem myli. Niech będzie: jest super. Problemem jest tylko dostęp do etatów. Najpewniej zgodnie z konstytucją. Zapewne art. 65 ust. 1 Konstytucji.

        Polubienie

      37. Ja bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak dawniej zbierało się poparcie na zgromadzeniach w celu przepchnięcia tego czy owej na stanowisko sędziowskie. Nawet, gdybym nie chciał wiedzieć i tak bym wiedział (naprawdę, wysoki sądzie, czasem tak w życiu bywa, że nawet, gdyby nie chciało się tego wiedzieć, jak to dawniej było z tymi zgromadzeniami, to i tak by się o tym wiedziało – niemożliwe? bo sąd musi się jeszcze trochę doedukować z życia, aby dorosnąć do tego sprawy… I za co ta grzywna! Jaka grzywna! Ale dlaczego! Ze zdumieniem!). I jednocześnie cały jestem za obiektywnym dostępem do wszelkich zawodów. Jeżeli jednak taki problem istniał, to pytanie czy zmian w sądownictwie nie rozpoczęto od rozwiązania właśnie tego problemu. A dlaczego właśnie od tego? Więcej świeżej krwi dla sprawców mobbingu? Co zmienia szersze otwarcie drzwi np. z perspektywy mobbingu w sądownictwie? Jeżeli jest. „Idzie do zmielenia tłum całą zgrają” – więcej (wkrótce) ofiar mobbingu. Chodzi mi tylko o to, że gruntowna reforma, wielkie sprzątanie i oczyszczanie, wcale nie musi rozpoczynać się od „szerszego dostępu do etatów”, czy nawet „obiektywizacji dostępu do etatów”. Nie musi, ale może rozpocząć się właśnie w ten sposób. Może też zakończyć się po zrealizowaniu właśnie tego etapu. Co zresztą byłoby zgodne z praktyką tutejszego…

        Polubienie

      38. Więc – i co teraz? Teraz zapuszczone orły mają garb na całe życie. Większy niż się im to w tej chwili wydaje (dużo większy niż wydawało się to im dwie chwile temu, kiedy to zasadniczo miało nie być garbu w ogóle).

        Dajcie mi tego Gąciarka! Zrobię z nim porządeczek. Ja już się znam na takich…

        Polubienie

      39. „Trybunał Konstytucyjny w niniejszym składzie podziela wyrażoną w doktrynie opinię, że „pytanie o niezgodność z prawem prawomocnego orzeczenia sądowego jest w rzeczywistości nie tylko pytaniem o jego bezprawność, ale także o granice niezawisłości i zakres dyskrecjonalnej władzy sądu” (J. Gudowski, op.cit.).” (postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z dnia 1 lipca 2010 r., Ts 5/09 oraz wyrok Sądu Najwyższego z dnia 7 listopada 2007 r., II CNP 129/07)

        Oczywiście eskalowanie roszczeniowości – funkcji socjalnej sądownictwa – sprzyja odmiennemu myśleniu. „Chronimy miejsca pracy, tutaj nie ma podziemia”

        Polubienie

    2. A ile przybyło asystentów sędziów i referendarzy – w nowych warunkach płacowych z wyrazistą perspektywą stanowiska sędziowskiego, tego że będzie jeszcze więcej żarełka?

      Przecież tu nie chodzi o poszczególnych asystentów czy referendarzy, ani o to, że chcą żyć lepiej, pracować na wyższych stanowiskach itd., tym bardziej o to, że nie ma wśród nich takich, którzy nadają się do tego dużo lepiej niż większość obecnych sędziów. To zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o tych, których sami krytykują, których obecności na poszczególnych stanowiskach sami nie rozumieją i nie tolerują – już nie tolerują albo będą nie tolerować. Naprawdę nie chodzi mi o kogokolwiek konkretnego, tylko o to, co motywuje Zbyszka do walki o ostre dyscyplinarki (których – można byłoby powiedzieć – zabrakło w 2004 r. [rzecz jednak nie w dyscyplinarkach, tylko w edukacji, w tym moralnej, a nie… „patriotycznej”]). Obstrukcja Zbyszka na tle KPO to najlepsze potwierdzenie jakości poderegulacyjnych kadr sędziowskich, choćby chodziło tylko o promil – kolejny promil, bo przecież dotąd też istniał jakiś promil i on się nie rozmył w powietrzu – skoro np. wg samego Zbyszka „sędziów nie da się oczyścić” (tzn. w 2021 r.). To nie jest przeciwko nikomu konkretnemu – wręcz przeciwnie, niejako w imię każdego

      Polubienie

      1. Krótko mówiąc chodzi właśnie o „cichy elektorat” i wzrost „funkcji socjalnej wymiaru sprawiedliwości” (psucie państwa)

        Polubienie

      2. Bul Komorowski https://www.prezydent.pl/kancelaria/archiwum/archiwum-bronislawa-komorowskiego/statystyki/statystyki-nominacji-sedziowskich (średnio na oko 300 rocznie)

        Za L. Kaczyńskiego – I faza deregulacji – W 2009 936, w 2008 613, a w 2007 519 (K. Joński, Efektywność sądownictwa powszechnego – podstawowe problemy, Warszawa 2016).

        A na przełomie lat 90 i I dekady XXI w. – jak się wydaje co najwyżej tak jak za Kormorowskiego (jeśli nie: 100 rocznie, na co wskazuje szybki przegląd strony prezydent-pl)

        Polubienie

      3. Bul Komorowski https://www.prezydent.pl/kancelaria/archiwum/archiwum-bronislawa-komorowskiego/statystyki/statystyki-nominacji-sedziowskich (średnio na oko 300 rocznie)

        Za L. Kaczyńskiego – I faza deregulacji – W 2009 936, w 2008 613, a w 2007 519 (K. Joński, Efektywność sądownictwa powszechnego – podstawowe problemy, Warszawa 2016).

        A na przełomie lat 90 i I dekady XXI w. – jak się wydaje co najwyżej tak jak za Kormorowskiego (jeśli nie: 100 rocznie, na co wskazuje szybki przegląd strony prezydent-pl)

        Polubienie

      4. Jako najgłupszy członek środowiska sędziowskiego proponuje zakończyć w dniu dzisiejszym wszelkie spory o sędziów i nie-sędziów – w żadnym razie nie wierzyć w cudowne antidotum mniej lub bardziej skutecznych dyscyplinarek. Zwłaszcza, że – uwaga! – nie było precedensu i nikt nie wie, co z tego wyniknie (to G.W. Bush dawno dawno temu twierdził „fear is good” i wiadomo jak skończył). Radzę uświadomić sobie realne niebezpieczeństwa, które stoją nie tylko przed sądownictwem, ale każdym sędzią – starym czy nowym, złym czy dobrym, ale nie… – bo zanim się obejrzycie, odkryjecie, że to co dzisiaj wydaje się wadliwe i słabe, zeszmaca się z każdym dniem coraz bardziej – przy szklanym suficie „cenowym” – z pokusą na wyższe zarobki. Jeszcze będziecie wspominać 2022, 2023 i mówić, że wtedy to był w sądach jeszcze jako taki porządek.

        Polubienie

      5. I jeszcze jedno: nie ma takiego zagadnienia, jak: korzystać z deregulacji/otwarcia zawodu = nie krytykować deregulacji/otwarcia zawodu.
        Tylko pisowska obłuda może narzucać takie, niegodne sędziego myślenie. Zupełnie jak z „nie byłeś na wyborach – nie masz prawa krytykować”. Nie być na wyborach to istota praworządności, bo mieć prawo to mieć możność wyboru, której pozbawienie, ograniczanie krytyką jest godzeniem w istotę praw – zatem w istotę praworządności, skoro w konstytucji/ustawie stoi jak krowie na rowie, że wybory są WOLNE, a udział w nich opiera się na prawie, a nie obowiązku. Do tego nie trzeba wykładni celowościowej czy systemowej, lecz czytania ze zrozumieniem – najbardziej elementarnej wykładni językowej. Kwestionowanie tej oczywistej – w świetle treści norm prawnych – prawdy jest dużo gorsze niż kwestionowanie tego, czy ktoś jest sędzią. A NIE MAM RACJI? Kwestionowanie czyjegoś prawa wyborczego, nie jest gorsze niż kwestionowanie tego, czy ten ktoś jest sędzią? W tym drugim przypadku nie mówimy o kwestii osobowości (godności), w pierwszym już tak (przynajmniej o jej zakresie). W tym drugim przypadku nie mówimy o ustroju naszego kraju, w pierwszym owszem (skoro mają być w nim tacy, którzy nie mają praw publicznych w pełnym wymiarze). Niestety żyjemy wśród ludzi, którzy lubują się w ograniczaniu innych narzucając im fetysz (bóstwo) w postaci pozbawionej wartości konsekwencji. Bo co jest wartością: to że ktoś ma prawa wyborcze, czy to że był na wyborach, np. z cudzym dowodem osobistym. To samo dotyczy zachowania umiaru: tj. obiektywnego spojrzenia na Deregulację Sądownictwa i Otwarcie Zawodu Sędziego 2017 oraz troski o dobro wspólne: polski wymiar sprawiedliwości.

        Polubienie

      6. A dlaczego należy skończyć z tą dychotomią: sędziowie – nie-sędziowie. Bo szkoda prawdy, szkoda wartości, szkoda ludzkich twarzy, do których już albo za chwilę będą przyszywane łaty „nepotycznych wolnych zawodów”, blokujących dostęp, do czego? Do wynagrodzeń? Do układów. I to jest akurat prawda (ujmowana z tej czy innej strony), bo rzeczywiście chodzi o blokowanie dostępu do układów (nowych lub starych), który to dostęp otworzono, stąd ta desperacja Zbycha, by to całe towarzystwo teraz zastraszyć, bo… Bo „przestępcy muszą się bać” jak mawia Dudi, a „fear is good” jak mawiał Neo-Con (jak mawiają The Rolling Stones), lecz nie tędy droga, to nie o to chodzi.

        Polubienie

      7. Proszę Panie Sędzio zauważyć również to, że to wszystko, co zostało wyżej opisane, łącznie z selektywnym, cząstkowym przywiązaniem do stanu faktycznego, określone jako „korpo-styl”, równie dobrze można nazwać „chińszczyzną”. Wniosek taki w pełni harmonizuje z wszelkimi chińskimi porównaniami Pana Sędziego (nie „chińszczyźnianymi”), a ta konstatacja w zestawieniu z refleksją nad istotą chińskiego modelu praworządności, w tym tamtejszego wymiaru sprawiedliwości (wszakże „sprawiedliwość” ma swoją treść, poczynającą się od ulpianowskiego suum cuique tribuere – więc „w tym”, a nie „i”) nie napawa optymizmem (eufemizm).

        Polubienie

      8. A mówiąc o chińszczyźnie, to coś mi się wydaje, że zgodzi się Pan Sędzia ze mną, że ta nasza (moja i Pana) zapłotkowa opozycja, no wie pan, ta, która obserwując jak na meczu piłki ręcznej sondaże wyborcze, zaczyna wypisywać na facebooku czy mms-ami antyrządowe memy do stałych kontaktów, jest odrobinę zwyczajnie wku…jąca. Pilnujmy naszych styropianów, nie spuszczajmy ich z oczu, bo nam je zwyczajnie podpieprzą i będą się na nich snobować, robić sobie sweetfocie i udostępniać je na twitterku ze znakiem wiktorii, a przecież my musimy mieć na czym spać czyszcząc garnki piaskiem, koniom grzywy plotąc i jak mamy kogoś kochać, tak długo aż nas w końcu pokocha, to przecież na pewno nie ich. Jak są tacy opozycyjni, to niech napiszą z nazwiskiem list do Lasoty albo Walendzika i im prosto z mostu powiedzą, co o nich myślą. Zgadza się?

        Polubienie

      9. I tak podniecony, już nie wytrzymałem
        Razem z motorniczym, kumplem z partyzantki,
        Tramwaj zatrzymałem,
        I jak ten natchniony,
        Poeata Horacy
        Zawołałem…
        LUDZIE!!! KOCHANI… COŚCIE TACY SMUTNI???
        PRZECIE JEDZIECIE DO PRACY!!!

        Polubienie

      10. A nie mam kurna racji? Przecież pomijając już wszystkie moje wtręty i wąty odnośnie adekwatności samo-łatki sędziowskiej niezłomności i wszystkiego co się z tym wiąże na płaszczyźnie ogólnej – są przecież tacy, którzy byliby szczęśliwi jadąc tramwajem pracy, pełni zapału i poczucia sensu tego, co robią

        Polubienie

      11. Jak pisał James Jones: jest taka cienka czerwona linia, po przekroczeniu której zaczynasz na powrót myśleć, co inni o tobie myślą, i co by ci napisali, gdyby wysłali do ciebie list

        Polubienie

      12. In the wind of change…

        U hu hu, karta zła…

        (w stylu Judgego…)

        Straciłeś w życiu parę lat
        Żałosny los
        Dałeś się nabrać na ten szpan
        Wolności głos

        (od siebie [Judge ma rację])

        Polubienie

      13. Chyba, że Judge w imię nie bycia takim głupkiem jak ja, ma już na to wszystko zupełnie całkowicie absolutnie bez reszty całkiem dokumentnie kompletnie diametralnie dokumentnie do ostatka na amen na fest skrajnie z goła z gruntu w stu procentach w całej pełni do imentu jak przystało na sędziego… Szuflandia? inne spojrzenie na demokrację

        Polubienie

      14. Pytanie tylko, skąd w takim razie te wszystkie problemy sędziów (ponoć – wg Judgego – też prokuratorów)? Być może chodziło o zwykłe przekręty, mafijny bandytyzm i takie numery… Że oko bieleje, a te gadki z obu stron (z jednej o demokracji, prawach człowieka, a z drugiej o politycznym zaangażowaniu, zdradzieckości narodowej na unijnym garnuszku przepełnionym ryżem, kwestionowaniu sędziów, jako nie-sędziów itd.) to zwykły, typowo polski, zgniły kompromis owiany sporą dozą tajemnicy. Z dala od ciemnej masowej hołoty, która miała i łykała wszystko jak pelikan, a że pelikan to znak wiadomo jaki, to i również w tym nie byłoby niczego nowego. Śmieszność by pozostała („Rysiu, ale co z tą Polską, demokracją, co z konstytucyjnością najwyższą i nieskalaną” – „Daj spokój, po prostu żyj i daj żyć innym [z wyjątkami] prosto do stanu emerytalnego spoczynku…” – „Aleście protestowaly, aleście nam strachu narobyly, aleście nam sen z powiek ściągaly… A tera ino realpolitik und wurst und autobahn, borderline und paranoia, und herzlich willkommen” – „Oj przestań, to nie jest zabawne, musiałem tak orzec i tyle, nie pytaj dlaczego…”). Obaczymy

        Polubienie

      15. „Nie pytaj mnie, gdzie protesty sędziowskie,
        Nie mów mi, co jest dobre, a co złe”

        Polubienie

      16. Być może i jestem nabity na krzyż, wbity przy drodze, całkowicie bez znaczenia, poza widowiskiem, które jest tym większe, że postanowiłem z wyżyn tego krzyża opowiadać przechodzącym dowcipy, śpiewać, a nawet tańczyć i przepowiadać pogodę. Stąd ta głupota. I stąd to nie po drodze. Ale Bóg wybrał to, co głupie i będziemy się trzymać (nawet ci, którzy tego nie chcą lub nie rozumieją)

        Polubienie

      17. myślę, że „nabity”, nie „przybity” – „nabity” w niego, „nabity” nim

        Polubienie

      18. To wszystko jest aż tak bez znaczenia, że wkurza to nawet tych, którzy mówią, że to bez znaczenia

        Polubienie

      19. Pozostaje ukryć ślady, bo tu nie ma czego zmieniać

        „5 Niewolnicy, ze czcią i bojaźnią w prostocie serca bądźcie posłuszni waszym doczesnym2 panom, jak Chrystusowi, 6 nie służąc tylko dla oka, by ludziom się podobać, lecz jako niewolnicy Chrystusa, który z duszy pełnią wolę Bożą 7 Z ochotą służcie, jak gdybyście [służyli] Panu, a nie ludziom, 8 świadomi tego, że każdy – jeśli uczyni co dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana – czy to niewolnik, czy wolny. 9 A wy, panowie, tak samo wobec nich postępujcie: zaniechajcie groźby, świadomi tego, że w niebie jest Pan zarówno ich, jak wasz, a u Niego nie ma względu na osoby.”

        Polubienie

      20. „Krzyżowanie duszy? Praca taka jak każda inna. Liczy się duch prawa” – J. Gowin?

        Polubienie

      21. „‚Wysoki sądzie, moja klientka miała do wyboru, zrobić z męża pedofila albo alkoholika, wybrała to drugie – kosztem całej swojej rodziny. Liczymy na usankcjonowanie tego wyboru przymusem państwowym’. Praca taka jak każda inna” – J. Gowin?

        Polubienie

      22. Przekleństwo prawników polega na tym, że doskonale wiedzą o tym, że zaniechanie jest wyborem i czynem

        Polubienie

      23. Wspomnianą chińszczyznę, czy też korpo-styl polskich sędziów, polskich sądów, polskiego wymiaru korpo-chińszczyźnianej-sprawiedliwości może zilustrować również pewien przykład (pewne rozbieżności co do faktów są jak zwykle nieistotne):
        – był sobie sędzia, żaden nie-sędzia (sędzia poderegulacyjny), był sobie, żył, pracował, orzekał, aż pewnego dnia do władzy doszedł niejaki Ziobro i wraz z kolegami z boiska, niewydarzonymi politologiami, socjologami, psychologami społecznymi, na tyle za…bistymi w swoim fachu, że aż nie mogli oprzeć się przed pójściem grubo przed 40 do polityki – i postanowili utrzymać się na zdobytych stanowiskach możliwie długo, możliwie spokojnie, możliwie jak najmniejszym kosztem (wszakże „po owocach ich czynów…”, a czas leczy rany, również te ambicjonalne, zwłaszcza ukazując durnej ambicji, że fakty są takie, a nie inne i nie ma co się ośmieszać jeszcze bardziej polemizując z nimi [zwłaszcza, gdy i tak się dostatecznie nasmrodziło, forsując latami tezy typu: nie ma w tym nic zdrożnego jeżeli jedynymi autorytetami w Polsce będą Roszkowski, Kaczyński, ta cała – pisowski odpowiednik motorniczej Krzywonos, jak jej tam, Czarnek, Waszczykowski i oczywiście… Wyszyński – to ten episkopalny odpowiedni Bafi, Łopatki, Resicha, Wasilkowskiego i kogo tam jeszcze), pomysł nasunął się sam, wszakże nie wyprowadzono go w postaci konkluzji z długotrwałych, pracochłonnych badań, analiz, raczej spacerując po ulicach i stojąc w kolejkach sklepowych, z myślą: „nie jestem od nich głupszy, ale mnie zblokowali w dostępie do stanowisk”: oczywiście ludzie nienawidzą wartościująco dodatnio również sędziów – w przeciwieństwie do np. pedofili, których nienawidzą wartościująco neutralnie, albo np. obywateli Rumunii, których przynajmniej jeszcze kilka lat temu nienawidzili wartościująco ujemnie. Mówiąc „ludzie” mamy na myśli – w czysto chińszczyźnianym, korpo-stylowym stylu – tylko tych „ludzi”, którzy są w stanie nas poprzeć, resztę (więc: zwłaszcza sędziów – obecnie zwłaszcza ich) eliminujemy ze sfery naszych myśli zgodnie z tak czy inaczej pojętą zasadą ekonomii myślenia – bo praktycznym trzeba być, bez sentymentów dla miękiszonów (przyswojenie tej ostatniej świadomości w zasadzie już czyni cię geniuszem: biznesu, polityki, czegokolowiek i wszystkiego na raz – w końcu jesteś młody, prężny i oficjalnie masz dużego mesia na oku)
        – mówimy o skromnym człowieku, wręcz poczciwym (Abel Korzeniowski przygrywa tu wstęp z Dużego Zwierza), który nie jest jednak człowiekiem mało ambitnym (w akceptowalnym społecznie wydaniu postawy bycia ambitnym), więc ogląda telewizję, regularnie czyta prasę, widzi co się dzieje. Mówimy o skromnym człowieku, jednak przywiązanym do pewnego etosu (aczkolwiek dotąd nie musiał się z nim osobiście konfrontować, może w jakiejś hałastrze, tłumie żaków, gdzieś w przedostatnim rzędzie licznej grupy, która odczepiwszy się od reszty studenckiej braci w czasie juwenaliów, czy też jednego z wydarzeń poprzedzających juwenalia [np. obchodów jakiejś rewolucji w Afryce Środkowej czy też rocznicy urodzin, któregoś z wieszczów], w składzie kilkudziesięciu osobowym, co najmniej 42-osobowym ruszyła pod komitet wojewódzki w kwietniu 1989, 10 kwietnia, i stojąc przed nim zaczęła wykrzykiwać „precz z komuną”). Więc spokojnie na to nie patrzy, mruczy przed telewizorem, a nawet zmienia porządek dnia i sięga po gazetę przed śniadaniem, po porannej kawie i gimnastyce,
        – wydarzenia mają miejsce, oj mają miejsce, wypadki przebiegają, oj przebiegają, historia stoi w miejscu, ale jakby toczyła się, oj toczyła się. Są takie chwile, że z prasówką przegrywa nawet gimnastyka poranna, ale nigdy kawa. Kawa poświęcona jest zawsze obserwacji gałązek osiki za oknem, poruszanych wiatrem, jak one drżą, jakie one wrażliwe na te podmuchy, dzisiaj wieje mocniej,
        – mija miesiąc za miesiącem – chłopaki przygotowali sudoku, ponoć polityczne, „jeżeli rozwiążesz w 14 minut, zrozumiesz kim jest minister sprawiedliwości”, i bardzo dobrze, bo nasze standardy wymagają właśnie takich zaangażowanych, radykalnych działań, oczywiście, że rozwiąże, na złość im wszystkim, bo opór trwa i oni muszą to wiedzieć, muszą się z nim liczyć, w prawym górnym kwadracie dwa rzędy są już zajęte…
        – a później bomba: chłopaki napisali list, 783 osoby podpisały, list jest… obrazoburczy, demaskatorski, jest wytworem siły ducha i wykwitem przewagi moralnej, podpisać? to poważna decyzja, ale… a jak się zapytają, czy nadal popieram… nie zapytają, bo już będą zniszczeni, gdy się ucieka w panice z pola bitwy, to nie pyta się tych z drugiej strony, kto to podpisał i czy nadal popiera, oczywiście. Uwaga! Zdecydowanie tak, niech wiedzą, niech nie mają złudzeń, że nikt ich tutaj nie popiera… Może Kućpa, ale Kućpa, Kućpie sam to wytłumaczę,
        – podpisał, wsadził, załadował, przekazał, poczuł moc, czeka na reakcję, liczy czas, doręczyli?, odczytali?, na pewno tak, oczy na wierzch wyszły i już to wiedzą – tutaj też, nawet tutaj, nikt ich tu nie chce,
        – w międzyczasie wchodzi w życie ustawa, typowo pisowska, oczywiście niekonstytucyjna, mająca łatać – kamuflować oczywiste nieprawidłowości tego rządu, np. na linii bezpieczeństwa ekologicznego dorzecza Parsęty, kosztem mieszkających tam obywateli – przy dostatecznie swawolnej interpretacji, co robi nasz bohater, gdy sprawa trafia przed jego oblicze, dostatecznie umotywowana konstytucyjnie, TSUEocyjnie, prawoczłowieczocyjnie itd.? Angażuje się, składa swój podpis z myślą, czekałem na tę chwilę, teraz właśnie zrozumiecie, ile znaczy nasze poparcie albo jego brak…. Orzeka, na podstawie ustawy ze zrozumieniem. Czy raczej nagina się jak być może jeszcze nigdy i popiera politykę rządu. Bo przecież taka jest polityka, taka jest sytuacja, trzeba się z tym liczyć…?

        Polubienie

      24. Ki Jow Ski, Ki Jow Ski, Kons Ty Tu Cja, Kons Ty Tu Cja, Kwia Tek, Kwia Tek, Kons Ty Tu Cja, Kwia Tek, Świe Czka, Kwia Tek, Plan Sza, Kwia tek, Zni Cze, Kwia tek, Plan sza, Kons Ty Tu Cja, Kons Ty Tu Cja, De Mo Kra Cja, Kwia Tek, Świecz Ka, Nie Od Da My, Nie Od Da My, Kons Ty Tu Cja, Plan Sza, Kwia Tek, Kons Ty Tu Cja, I Gor, I Gor, I Gor, Fight fire with fire, Ending is near, I Gor, I Gor, Kon Sty Tuc Ja, Kwia Tek, Kwia Tek, Świecz Ka, Plan Sza, Kons Ty Tu Cja, De Mo Kra Cja, Kon Sty Tuc Ja, Kwia Tek, Wol Ność, Świe Czka, De Mo Kra Cja, Kons Ty Tu Cja, Kwia Tek, Plan Sza, De Mo Kra Cja, Kons Ty Tu Cja, Świecz Ka, Plan Sza, Ki Jow Ski, Ki Jow Ski, Kon Sty Tu Cja, De Mo Kra Cja, De Mo Kra Cja, Świecz Ka, Wal Dek, Świecz Ka, Wal Dek, Kwia Tek, Plan Sza, De Mo Kra Cja, Kons Ty Tu Cja, Plan Sza, I gor, De Mo Krac Ja, De Mo Krac Ja, De Mo Krac Ja, Kwia Tek, Kwia Tek, Nie Od Da My, De Mo Krac Ja, Kons Ty Tu Cja, Ste Vie Von Der, Ste Vie Von Der, Ur Su La, Ur Su La, Kons Ty Tuc Ja, De Mo Kra Cja, Świecz Ka, Kwia Tek, De Mo Krac Ja, Kon Sty Tuc Ja, Tsu E, Tsu E, De Mo Kra Cja, Nie Za Wi Słość, Nie Za Wi Słość, Kon Sty Tu Cja, Zo Stań Zna Mi, De Mo Kra Cja, Kwia Tek, Świecz Ka, Kons Ty Tu Cja, De Mo Kra Cja, Świecz Ka, Świecz Ka, Świecz Ka, Daj Ta Ognia, Daj Ta Ognia, Kons Ty Tu Cja, Kons Ty Tu Cja, De Mo Krac Ja, De Mo Krac Ja

        Polubienie

      25. Nie Złom Ni, Nie Złom Ni

        „Ja chcę do biura… Ja dobrze piszę na maszynie… Ja chcę, …, do biura… Ja się przydam… Ja znam wszystkie drukarnie, przejścia na granicy, kurierów… Ja znam całą opozycję”

        Polubienie

      26. Tymczasowo zagadką pozostaje to, czy pokolenie 1973 – 1983 bardziej nadaje się chińszyźnianych biurokratów czy na plastikową opozycję

        Polubienie

      27. Bo „odtąd dotąd”, to jest zupełnie inny zawód prawniczy

        Przewijając to co pod linkiem z facebooka można natrafić na stwierdzenie „piszę to dla historii” (pytanie ile razy w ostatnich latach użyto podobnego stwierdzenia w komunikacji z sądownictwem w Polsce – tu nie chodzi o „z ostrożności procesowej” – ale o rezygnację, świadomość odmawiania należnej ochrony prawnej i już tylko przezorność, czyt. [de facto] nadzieję – „nadzieja nie umiera nigdy, a prawo napisano dla przezornych” – wychodzi z tego [tymczasowa – w świetle nadziei] groteska [podkopująca sprzężeniem zwrotnym i tę nadzieję, która zrodziła tę groteskę] – jesteśmy groteskowi – j.w.)

        Polubienie

      28. – Panie Gąciarek… To, czy ten czy ów jest sędzią – to nie jest pańska sprawa.

        – Ale to ja mam orzekać w ich towarzystwie – powiedział Gąciarek

        – Gąciarek – trzymaj się od tego z dala. Nie mieszaj się w to. Zajmij się swoimi sprawami.

        Polubienie

      29. „korpo-styl”
        „chińszczyzna”
        „sędzia odtąd dotąd”
        „algorytmizacja sądownictwa”

        Polubienie

      30. Obecnie jesteśmy na etapie zawężającego się leja tzw. cyfryzacji, na którego szczycie jest otwór przez który wystaje m.in. głowa sędziego. Być może jeszcze widać jego ramiona, ale ostatecznie pozostanie tam sama głowa, a lej i tak będzie zaciskał się wokół jego szyi coraz bardziej. Algorytmizacja. Dotyczy to również wielu innych zjawisk prawnych – łącznie z ustawodawstwem, a nawet nauką prawa, która z wyżyn prima facie I ligi 2023 wygłasza androny, tonem ta, ta i ta klasyczna instytucja prawna jest zbędna, należy pomyśleć o jej eliminacji. Wydaje się, że to, co pojawia się u nas pewnego czasu na świecie pojawiało się już kilkanaście lat temu, z pewnością pewne dylematy zostały już stanowczo przecięte, u nas póki co – jak się wydaje – zarabia się na warcholstwie, mąceniu wody, tonem „co prawda zabrakło papieru, ale od czego jest spód koszuli, nie należy tego apriorycznie odrzucać, a to że nikt o tym wcześniej nie myślał, to świadczy jedynie o tym, że powinienem zasiadać tam, gdzie zasiadam, a nawet lepiej”. Terrorystyka prawnicza mniej lub bardziej nihilistycznej gówniarzerii. „Bo dlaczego ‚po nas choćby potop’ stale pozostaje poza dyskusją, skąd te dogmaty, gdzie tu racjonalizm, krytycyzm oświeceniowy, ‚po nas choćby potop’ – ale dlaczego z góry to odrzucać? Bo zawsze tak robiono? To nie jest argument. W świetle teorii Willenghartburge’a i Maddauer-Smithclockiego takie podejście jest całkowicie nieuzasadnione, wszakże paradygmant ‚willen-fucken’ przynosi w tym zakresie zupełnie nowe, korzystne rozwiązania, przede wszystkim materiał z likwidowanych stopniowo tam i zapór można przeznaczyć na budowę oczyszczalni ścieków, a nawet rozbudowę przedszkoli i placów zabawach, symulacja przychodowo-kosztowa nie potwierdza tego, że ‚po nas choćby potop’ to wyłacznie same straty, przeciwnie nie możemy pomijać predestynacyjnego trendu wzrostowego, sugerującego, że ‚po nas’ pojawią się rozwiązania, które uczynią tamy i zapory całkowicie niekompatybilnymi stosownie do wyzwań codzienności rozwiązaniami. Dajmy na to stożek wzrostu Crispina-Malle’a, jurysprudencja musi uwzględniać te predystynaty-paradygmaty – dekodyfikacja, oto przyszłość, jednolitość pojęciowa nie sprzyja rozwojowi odrębnych dyscyplin naukowo-dogmatycznych, dajmy na to prawo pisuarów – całkowicie nowoczesna, prospektywna, progresywna, a nawet – właśnie – predestynacyjna dziedzina regulacyjna, która nie może rozwijać się wobec przyjętej w doktrynie prawa budowlanego definicji powierzchni użytkowej. Tymczasem jasnym jest, że powierzchnia sikania, a powierzchnia użytkowania, nie jest tą samą powierzchnią. Dlatego zasiadam w …”

        I tak to się będzie zaciskało, zaciskało, wokół m.in. sędziowskiej szyi, aż nagle pojawią się dane, niczym trudno niedostrzegalny wyciek z szamba zlokalizowanego (w imię oszczędności i nowatorskości rozwiązań) na 30 piętrze …tower. Albo jednorazowo coś tak przy…, że benzyna nie wzrośnie do 8 zł, ale od razu do 25 zł za litr. I wtedy pojawi się refleksja, że może jednak nie zawsze np. góra jest lepsza niż dół – bo ktoś „jest na dnie”, „ktoś ma doła”, ktoś „upadł”, ktoś „zaliczył glebę”, ktoś „zalicza spadki”, „niskie loty” i vice versa… Że jak było na początku, zawsze, wszędzie, teraz – liczy się złoty środek. Wtedy sądownictwo zakwitnie, a raczej zazieleni się i zaszumi (listowiem). Wtedy wejdziemy do… Europy.

        Polubienie

      31. Zalgorytmizujcie mobbing w sądownictwie

        (potem pogadamy o togach z wbudowanymi wibratorami)

        Polubienie

      32. Jak się np. robi e-dowody osobiste – W POLSKICH WARUNKACH – to trzeba w tej aplikacji zrobić OCZOJE.NĄ każdorazowo wyskakującą planszę z listą instytucji, w których e-dowód nie działa. To jest nowoczesność, a nie sci-fi dla ubogich.

        „1100 algorytmów na 1100 lecie niedpodległego chrześcijaństwa polskiego”

        Mateusz mówi: „kupią to”.

        ##PAD

        Duża Ustawa PADow@ta ##

        (gdy zaufanie do państwa to wielkie możliwości)

        Polubienie

      33. Po co taka plansza? (brak szczegółowego algorytmu sprzyja powoływania się na ogólną i szczególną teorię względności, w skrócie: pie.lę, nie robię2.0)

        Żeby było mniej awantur, urazów psychicznych i zakłóceń funkcjonowania różnorakich jednostek organizacyjnych. Żeby było widać, że Ministerstwo Cyfryzacji to nie kolejna bańka spekulacyjna – dowolnym kosztem (bo „po nas choćby potop”).

        Modernizować państwo – a sprzedawać styl życia…

        To jak zmienić jakość pisowskiej polityki i względnie zneutralizować wizerunek tych osób

        Polubienie

      34. Modernizować państwo – a sprzedawać styl życia…

        To jak w 2015 nazwać wszelkie niepopulistyczne poglądy „mainstremem”, aby nad Wisłą uprawiać globalny mainstream populistyczny

        Polubienie

      35. Jak się wprowadza np. e-dowody osobiste, to w 1 kolejności przeprowadza się bardzo długotrwałe konsultacje ze wszystkimi grupami zawodowymi, potem sporządza się listę zawodów/branż strategicznych, ich przedstawicielom zapewnia się szczególny, przypisany tylko im dostęp do bazy e-dowodów, potem robi się testy, a potem wprowadza się e-dowody osobiste. No, ale skoro PRZEWODNICZĄCY chciał zachwycić naród na 1100 latkę czegoś lub 5 latkę czegoś innego, to takie są skutki. To samo dotyczy licznych rozwiązań, które same w sobie, jakimś trafem, stają się uzasadnieniem, legitymizacją. Pewnie dlatego, że głupki z miejscowości pokroju Warszawy czy Wrocławia kompromitowały się świadomością, tym bardziej wyznaniem, że czegoś nie wiedzą, czegoś nie rozumieją, że… Buractwo Warszawsko i wieśniactwo Wrocławskie – chorzy ludzie, sublimujący swoje kompleksy i całkowita nieodporność na krytykę wdrażaniem popieprzonych pomysłów z kosmosu, by za chwilę chrzanić, że o nich nie pamiętają.
        „Pamięć masz najkrótsza jaką znam” – niezalgorytmizowane marzenie stylistyczne wszystkich słoików

        Polubienie

      36. „………by głupki z miejscowości pokroju Warszawy czy Wrocławia nie kompromitowały się………..”

        Polubienie

      37. Onanizm informatyczny Mateusza

        Druga obok funkcji socjalnej zasadnicza funkcja polskiego wymiaru sprawiedliwości 2023

        Polubienie

      38. Właśnie stąd wziął się wśród sędziów Kijowski z koszulkami z kalkomanią łańcucha z orłem

        (być może linie podziałów przebiegają w równie p..ny sposób, jak cały ten żywot zawodowy i społeczny)

        Polubienie

      39. Na czym polega polskie buractwo wielkomiejskie i jak to ma się do sytuacji w sądownictwie, do braku umiaru, i do onanizmu informatycznego?

        Ano tak… Świadomość prawna.

        Weź im Panie Sędzio wytłumacz, że przełamanie się i otworzenie na elementarne kwestie prawne:
        1. nie powinno skutkować przekonaniem o zbędności prawników,
        2. nie powinno skutkować dążeniem do oparcia swoich bieżących relacji życiowych na literze prawa (ilu polskich sędziów rozumie zasadność i potrzebę 2?)

        Łatwo pójdzie? A czy w przypadku normalnych, kulturalnych, świadomych, rozsądnych ludzi takie coś nie powinno pójść łatwo?

        Coś czuję – ulegając presji społecznej – że 2 wymaga wyjaśnienia. Od kiedy prawo przewiduje najwyższy, najlepszy standard relacji międzyludzkich?

        3. że ponadprzeciętnie łatwo przychodzi im habermasowska kolonizacja świata życia przez systemy – zachłystują się nią wręcz

        Z tym ostatnim ludziki pokroju Mateusza utożsamiają modernizację państwa. „Modernizację”… A czemu nie rewitalizację państwa? „Modernizacja państwa” to domena socjalizmu, tzw. budownictwo socjalistyczne (poprzez zburzenie fundamentów psychicznych Polaków i zastąpienie ich niczym, na którym zbudowano następnie polski kapitalizm w duchu społecznej gospodarki rynkowej).

        Jak nie mam racji, to niech mi Iustitia udowodni, jak łatwo zrealizować 1. i 2.

        Napastliwa ciemnota to istotny czynnik buractwa. Zgadza się?

        Polubienie

      40. Na przykładzie? Dwójeczkę? Bo nie otacza nas napastliwa ciemnota? Proszę bardzo.

        Dlaczego k.r.o. nie obejmuje słowa miłość. Np. w art. 87?

        Żeby nie było dwójeczka jest oczywistą prawdą teorii/filozofii prawa. Od setek lat.

        Polubienie

      41. Wyższy standard niż standard prawny to zapobieganie powstawaniu sporów (czego nie należy utożsamiać z zapobieganiem ujawniania, przejawiania istnienia sporu). Standard prawny to standard rozstrzygania sporów. Tym samym oparcie bieżących relacji życiowych na standardzie prawnym obejmuje presupozozycję istnienia sporu. Jak to pojąć, gdy nie ma się świadomości prawnej? W takim przypadku powyższe to zachęta do bezprawia.

        Polubienie

      42. Umowa przedwstępna w formie pisemnej. Termin zawarcia umowy przyrzeczonej: 9.02.2023. Jeżeli 10.02.2023 między stronami jest zgoda, postanowienia umowy przedwstępnej nie mają znaczenia. Zmieniły umowę? Pewnie jeszcze zawarły pactum de forma. Po prostu zazwyczaj jedna strona jest w zwłoce, a druga nie zwalniając jej z długu nie dochodzi swoich roszeń. Bo umowa (prawo) jest na czarną godzinę. Wieśniactwo/buractwo odlicza tylko czarne godziny, każde 5 minut największych sukcesów ich życia to czarne 5 minut. Oni są spięci, dla nich podstawą relacji z innymi jest spór lub zawieszenie broni.

        Polubienie

      43. Ale przynajmniej pomacają sobie kartkę papieru: jest, coś jest. Chociaż to w sumie bez sensu było, szkoda dobrego papieru, bo przecież i tak termin minął, a umowy przyrzeczonej nie ma. Dogadaliśmy się między sobą i tak: bez sensu, głupków z siebie robiliśmy z tymi umowami. Ale przynajmniej papier jest, dotknąć można, natrzeć się nim można, a nawet wytarzać się nim można. Amulet, talizman, boska iskra uchwycona w papier. Nic tylko to wszystko uczynić cyfrowym. Plik będzie, taka realna kostka unosząca się w powietrzu, o tam: 3D. Wyłączą prąd, ale w końcu go włączą. Zawsze włączają. W międzyczasie ta realna kostka będzie krążyć po elipsie. Gorzej jak prąd włączą, ale dysk czy serwer nie zadziała. Zawsze działał po włączeniu prądu. Bez sensu: na czarną godzinę. Na jaką czarną godzinę? No może za 50 zł. Tyle mogę zainwestować w czarną godzinę. Ale 450 zł? Bez sensu. Mam w komputerze 7.534.291 pliki i każdy jest mi bardziej przydatny niż ten. 9.02.2023. Miała być umowa – piękny czysty papier pokryty zgrabnie skrojonymi fontami. Gdzie mój papier? Gdzie mój plik z piękną ikonką, dostępny tylko po wpisaniu hasła, elegancko.

        Polubienie

      44. Przy czym, jak mi benzaldehyd miły, nie uważam, że to nie jest sprawa pana Gąciarka, że to nie jego problem, nie jego interes, nie jego rzecz w jakim składzie orzeka. Wręcz przeciwnie, to zagadnienie wyraża i godzi w jego interesy w tym samym stopniu, co np. przypadki nieuznawania odpisów jego orzeczeń, regularnego kwestionowania a to prawdziwości podpisu na odpisie, a to braków elementów formalnych orzeczenia, czy nawet treści odpisu: przez organy administracji, zakłady ubezpieczeń, banki, komorników, notariuszy, a nawet inne sądy (zwłaszcza niepodrobienia podpisów na odpisach). Takie zachowanie w oczywisty sposób godziłoby w sens jego pracy, wynaturzało ją, skoro ta – wbrew potocznym wyobrażeniom – nie polega wyłącznie na przerobieniu pewnej procedury, przejściu z punktu A do punktu B, ale podejmowaniu szeregu czynności i przeprowadzaniu różnorakich procesów intelektualnych ukierunkowanych na skuteczność tego, co zostanie wytworzone: na moc orzeczenia i jego funkcjonowanie w obrocie prawnym, odmienne myślenie nadawałoby czynnościom sędziego charakter czysto techniczny, zacierałoby różnicę między aktywnością sędziego, a czynnościami sekretarza i asystenta w jego referacie. Przecież teoretycznie sędzia byłby w stanie te wszystkie czynności w danej sprawie wykonać samodzielnie. Praca asystenta, sekretarza przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie – znika – z chwilą zakończenia postępowania, a może nawet szybciej. Ostatecznie tym, co pozostaje po całym zaangażowaniu sędziego, asystenta, sekretarza jest – moc. Oddziaływanie orzeczenia na zewnątrz (moc – czyli co? to bardzo proste). A w czym się objawia (przejawia) ta moc? W oryginale orzeczenia? Nie, w jego odpisach. Dlatego kwestionowanie odpisu jest kwestionowaniem mocy orzeczenia – wyrzuceniem do śmietnika całej pracy sędziego (asystenta i sekretarza nie, j.w.) uczynieniem z niej sztuki dla sztuki, zbioru czynności powiązanych z pracą na danym etacie. Na dłuższa metę podważa to w sens tego, co się robi, w istotę wybranego zawodu – moim zdaniem również w art. 65 ust. 1 Konstytucji.
        Problem polega na tym, że powoływanie się na istotę swojej pracy (tę istotę której nie wolno naruszać – nie wolno jej wynaturzać – art. 31 ust. 3 w zw. z art. 65 ust. 1 Konstytucji [nie jest zwykłą zmianą charakteru pracy, dodaniem kolejnych obowiązków czy uprawnień, np. wymaganie od sędziego tego, by umiał smażyć placki ziemniaczane, takie ograniczenie będzie nieproporcjonalne, będzie godzić w istotę naszego wyboru – wyboru tego, a nie innego zawodu – godząc właśnie w istotę zawodu sędziego]). Nie ma więc wątpliwości, że narzucenie panu Gąciarkowi tego w jakim składzie ma orzekać – dotyka go osobiście (pomijając już inne względy, np. wspominane kwestie odpowiedzialności odszkodowawczej [jeżeli są adekwatne]), jeżeli rzeczywiście godzi to istotę jego zawodu, istotę tego wyboru, którego zgodnie z konstytucją powinien był mieć możliwość dokonać (o ile godzi – czego z troski o higienę intelektualną, nie będąc w tej chwili do tego przygotowanym – jak wiadomo wolę nie rozstrzygać). Kwestią więc nie jest to, czy pana Gąciarka dotyczy to, że narzuca się mu orzekanie w oczywiście nieprawidłowym składzie, co przekłada się na ocenę mocy/skuteczności orzeczeń, tylko jest nią kwestia prawidłowości składu, mocy, skuteczności orzeczeń.
        Wspomina Pan Sędzia o Lasocie, Schabie (jak SBB) i Radziku… Jeżeli oni mówią, że pana Gąciarka coś nie dotyczy, to tu się nic nie wskóra. Pan Gąciarek powinien skupić się na tym, by wejść do pracy, skupić się na tym, by nie napytać tam sobie biedy, w luźniejszych chwilach popatrzeć na d w sekretariacie (jeżeli tam takie są, ewentualnie odwiedzić znajomego sędziego z innego wydziału), myśleć o emeryturce (stanie spoczynku), a bliższej perspektywie o tym, co będzie pił w toku zbliżającego się urlopu. Gdyby miała towarzyszyć mu nieco głębsza refleksja – zostałby rzecznikiem dyscyplinarnym. A został? Nie został, więc powinien skupić się na tym, co do niego należy, a nie: mącić wodę. Warchoł jest tam gdzie jest i drugiego, zwłaszcza bez zgody Ziobry tu zupełnie nie potrzeba. Proste? Ale jakie skuteczne? Tyle korzyści, tyle plusów… Czemu komplikuje, czemu wydziwia, czemu jest taką męczybułą, czemu nie jest wybitnie praktycznym urzędasem, inni potrafią, czemu odstaje, tyle korzyści, tyle korzyści: trzynasta, siedemnastka, dofinansowanie do okularów… Gąciarkowi mało. On musi filozofować. To niech sobie książkę napisze i wyda sobie w selfpublishing, albo niech do Przeglądu Sądowego, o – to jest właśnie to – napisze (i klepanie po brzuszku w stylu Kurskiego). „Luzuj Gąciarek, wszystko jest fajnie, a ty niepotrzebnie komplikujesz” – może pan Gąciarek liczyć na inny przekaz? Niż w stylu dziarskich chłopców, którzy jednak – jakoś tak wyszło – zamiast działać na rynku, nie biegają za klientem? Biznesmenów bez kontaktu z klientem? Jest taki styl, nie twierdzę, że któryś z rzeczników powiela go dosłownie, a nawet umie go powielać. Jednak troska o pozory moim zdaniem, z natury wymusza wręcz przyjęcie takiej postawy, taką reakcję osobowościową: jak mawiał Michnik: wódka, panienki, te sprawy. Zgadza się: na upartego da się wymuszać na otoczeniu również taką tezę, że nawet wódka, panienki i te sprawy, to nie jest czyjaś sprawa. Wobec czysto polsko-buraczanych uprzedzeń w pierwszej kolejności pojawi się tu typowo polsko-buraczane rżenie, ale gdy ustąpi pozostanie myśl: czy wódka, panienki, te sprawy, to czyjaś sprawa, czy to go dotyczy. Zwłaszcza jeżeli nie jest dziarskim chłopcem urzędowo-biurowym. Bo co by odróżniało dziarskich chłopców od nie-dziarskich, gdyby tak każdy chłopiec biurowy twierdził, że wódka, panienki, te sprawy – to jego rzecz, jego interes? Pozostawałoby w budżetówie zamiast pracować pi…ć o biznesach, bo wódka, panienki i te sprawy nie byłyby już żadnym lansem – każdy chłopiec biurowy uznaje to za swoją sprawę.

        Polubienie

      45. Zżarło…

        „Problem polega na tym, że powoływanie się na istotę swojej pracy…” to najbardziej niepoprawne politycznie zajęcie, jakiego można podjąć się w toku deregulacji. Zapewniam Pana Sędziego, że tak jest. To już lepiej czytać, a nawet wydawać niemieckie media niż: powoływać się na istotę tej czy innej pracy, tego czy innego zawodu. Niestety takie są fakty.

        Polubienie

      46. Dlatego, tak czy inaczej, ale pilnujmy swoich styropianów. Bo dziarscy chłopcy biurowi właśnie ponownie w swoim życiu odbijają się od ściany i z tym pogodnym „Polacy nic się nie stało” na czołach ponownie zaczynają szukać tatusia po zupełnie innej stronie.

        Polubienie

      47. Więc co to jest pis w sądownictwie (bo używać w kontekście deregulacji sądownictwa słów „reforma sądownictwa” to samogwałt psychiczny – o żadnej reformie nie było i nie ma tu mowy, jest mącenie wody pod publiczkę, efektywne procentowo, którego najbardziej trwałym, bezwzględnym elementem jest deregulacja). To jest pokłosie, nieunikniony skutek, wręcz naturalna konsekwencja całego syfu sądowego. Co to jest „syf sądowy” nieumiejętność odnalezienia się realiach demokratycznych, a ściślej rozchwianiem, czy wręcz zarzuceniem kroków w dobrą stronę w obliczu pierwszych poważniejszych trudności. Jakich trudności. Chociażby sprawnościowo-praktyczno-statystycznych – trudności ze standardami na tle trudnych przypadków. Ale też ogólnego kryzysu autorytetów i wzrostu świadomości społecznej, pluralizacji, tolerancji, otwartości i transparentności społecznej, które z kolei – na płaszczyźnie ogólnej trudno pogodzić z realną troską wartości (co jednak nie jest niewykonalne, jest to po prostu trudne [czy tylko ja wyczuwam w tym miejscu kolejny, niespodziewany zamach na deregulację? bo jak coś może być po prostu trudne – jeżeli jest trudne, to jest złe i trzeba to raczej wyrzucić na śmieci, zgadza się?]). Nie chodzi jednak o to, co – wcale by mnie to nie zdziwiło – mona by powtarzać niekiedy w biurze rzecznika dyscyplinarnego: patologia sędziowska, mafia, układy, nieprawidłowości, oczywista przestępczość i bezkarność sędziów… Zrodziła to wszystko. Wcale nie. Mówiąc o skutkach, naturalnych konsekwencjach „syfu sądowego”, który zradza „skok pis na sądy” chodzi o de facto przyzwolenie mentalne, otwarcie drzwi dla takich akcji/skoków, bo presja była zawsze, ale ją życzeniowo pozornie zneutralizowano, czego dobitnym przykładem było poszukiwanie poparcia społecznego w towarzystwie Kijowskiego, na ulicach w koszulkach w 2017 r. i później też (czy to poparcie – nie mówię, że go w ogóle nie odnajdywano – ale czy przyszło społeczeństwu łatwo? to anty-pisowatość przyszła mu łatwo. solidaryzm z sędziami w jakimś stopniu się wykluwał, trochę się z nimi obwąchiwał pod ogonem, może nawet liznął raz czy drugi, te no… poczucie odpowiedzialności za tajemniczną niezawisłość, ostatecznie jednak „nadzwyczajna kasta” weszła do mózgów społeczeństwa dużo łatwiej, zasadniczo jak nóż w masło [bez świńskich skojarzeń, bardzo proszę], bo sędziom swoim aktywizmem ulicznym nie udało się jakoś zrodzić po stroni tego masła chilling effect i je jakkolwiek zmrozić, by stwardniało, by populistyczny dłubaniec tak łatwo się w nie nie zagłębił – to jest właśnie obraz kryzysu autorytetów – brak zmrożenia masła [krótko mówiąc: dojrzewamy do demokracji, krzepniejemy]). Mówiąc jeszcze krócej: tym co zrodziło pis w sądownictwie, jego ingerencję, wkroczenie było i jest całkowite rozp..enie etosu zawodu sędziego, w okolicach 2010.

        Polubienie

      48. Kilku słów brakuje w tym powyższym wypowiedzeniu się, ale daje się domyślić co autor miał na. Sądownictwo. Ręce mam zaangażowane w bieganie za klientem, więc piszę stopami. Stąd chwilami te niedoskonałości.

        Polubienie

      49. A co się wydarzyło w okolicach 2010. Zasadniczo to o tym okresie w życiu sądownictwa mam jeszcze bardzie szczątkowe pojęcie niż zwykle. Ale jak to zostało ustalone wyżej w oparciu o wyżej wspomniane wiarygodne dane statystyczne: właśnie wtedy miał miejsce I etap deregulacji w sądownictwie. Bez realnej wizji, jedynie z intuicjami, niespójnymi, opartymi na założeniu o ekstrapolacji trendów rozwojowych w innych krajach – do tego w wykonaniu osób, którym naprawdę brakowało i brakuje bardzo dużo wiedzy i teoretycznej i praktycznej w zakresie tego, na co próbują wpływać (skandal! co ma do tego wiedza teoretyczna! brońmy deregulacji!). Chodzi jednak o kariery, w tym zależne od poparcia społecznego/wyborców. Oczywiście, że trzeba tu trochę staranności dołożyć, ale wiadomo, że za dużo mędrkowania rodzi nieufność – te niejasności, te zawiłości, krecie korytarze.

        A propos…

        Co jest antytezą deregulacji? Układy? Nie do końca, to nie jest precyzyjne. Elitaryzm.

        Zatem deregulacja to przede wszystkim walka z elitaryzmem. A jak się nazywa walkę z elitaryzmem od kilkunastu lat na całym świecie (zawsze tak się ją określało np. w słownikach politologicznych)? Dlaczego przeciętny polski sędzia utożsamia populizm z rozdawnictwem? Dlaczego nie czyta prasy światowej, o sytuacji w USA, o sytuacji we Włoszech itd. O globalnym mainstreamie populizmu. A że u nas nie ma wielkiego kapitału, powiązanego z ośrodkami akademickimi i polityką… A nie trzeba było w Polsce przedefiniować nawet pojęcia „klasy średniej”? by była? w Budżetostanie Morawieckiego? jakakolwiek? W jego Dolinie Krzemionkowej? To się dostaje prawnikom, ostatnio sędziom, trochę środowisku akademickiemu, czasem, dużo mniej spektakularnie, może i lekarzom… Nauczycieli dawno temu sprowadzono na pozycję tych rolek, z włosiem, no wiesz których… Wirujących wycieraczek… W robo-pucybutach. Zobaczycie sędziowie, jak blisko wam do nauczycieli. To są funkcjonariusze publiczni ;> ;> ;> Zobaczycie. Bo sami się o to prosicie. Czym? Tym samozadowoloniem od 2004. Byłem w NYCu i wydawałem, może skromnie, a na pewno skromniej, ale wydawałem, mówiąc magnificent, splendid, very nice, ou yeah…. Polak – Amerykanin, Brytyjczyk, Francuz…. nie widzę różnicy. Sędzia, adwokat, prokurator… – piekarz… Nie widzę różnicy. Do roboty! K… Mać

        Polubienie

      50. Bo „demokracja” to rządy większości, „niezawisłość” to brak kontroli nad sędziami, a „klasa średnia” to średniozamożność na danym terenie.

        Bo mieć własny samochód, mieć własny dom, mieć… i odpowiadać za to wszystko. To wcale nie ma wpływu na umysłowość, mentalność. Nie twierdzę, że ma wpływ bezwzględny i bezwyjątkowy, ale by twierdzić, że tu nie ma żadnego wpływu, to negować doniosłość PRL w życiu Polaków.

        Tymczasem bierzesz do ręki M. Kallas, A. Lityński, Historia ustroju i prawa Polski Ludowej, Warszawa 2000, otwierasz na stronie 170 i czytasz. Co tam czytasz.

        Ano czytasz, że (wbrew naturze – tego tam akurat nie czytasz) istotą zmian prawnych w PRL było oparcie wszystkiego na założeniu o braku sprzeczności miedzy interesem jednostki i interesem państwa/społeczeństwa (nie tylko tam to przeczytasz). Na założeniu o potrzebie integracji tych interesów, co należało osiągnąć w drodze uspołecznienia środków produkcji.

        Przykład: czy kupując świeże jabłka „od rolnika” (sadownika), „prosto z drzewa” twój indywidualny interes zostaje zintegrowany z interesem państwa? Nie, bo rolnik/sadownik uprawiał swoją ziemię – dla siebie – sadził te jabłonie – w swoim interesie – postanowił je sprzedać i robił to – na swój rachunek, w imię własnych korzyści.

        Bo nie chodzi przecież o to, czy twój interes zostaje zintegrowany z czyimkolwiek interesem, ale konkretnie czy integruje się go z interesem państwa/społeczeństwa, a nie Malinowskiego, Kowalskiego, Wiśniewskiego itd. To jest istota/probierz totalitaryzmu. A transport publiczny – jedziesz sędzio tym autobusem w swojej sprawie, nie możesz spóźnić się na wokandę, bo znowu dostaniesz zj…ki. Ale ten autobus nie jedzie w twoim interesie – tylko w interesie publicznym. Przysiągłbyś jednak, że to ty nim jedziesz, autobusem, w swoim interesie.

        Dlatego „klasa średnia” to nie „swoje miejsce w szeregu” (i żeby się nie wychylać), to nie pozycja klasyfikacyjna, ale treść.

        Polubienie

      51. Stąd to „wielkie gołe d. – gołe d.!”, bo jak się za bardzo naciąga z jednej strony w imię stylu życia (pozornej modernizacji), to z drugiej strony musi coś wystawać (udział Putina w tym jest znikomy, raczej utrudnia temu „gołemu d.” komfortowe trwanie na wierzchu, mrożąc okolicę, sprawiając, że jest chłodno, a z d. na wierzchu nieznośnie, przeraźliwie zimno)

        Poważny problem polega na tym, że dla Ziobry i PADzia (jestem w stanie uwierzyć, że są w tym szczerzy [m.in. dlatego piszę, że brak tu wiedzy i teoretycznej i praktycznej]) integracja interesu jednostki z interesem państwa to kwestia patriotyzmu, dumy narodowej, a uspołecznienie środków produkcji to nadal kwestia solidaryzmu społecznego.

        Polubienie

      52. Integracja interesu państwa/społeczeństwa i interesu jednostek. Wymuszanie tezy o niesprzeczności tych interesów. No. Płacę podatki, zwalniam na krajowej, stoję na czerwonym, jak nie zapłacę długu to wiadomo, co mi powie komornik, spróbuj się nie edukować po podstawówce (no pewnie, że każdy by chciał się edukować, bo każdy woli blondynki i koncentrat pomidorowy, a nie brunetki i keczup – każdy lubi pomidory i baby? no pewnie, że każdy – tylko po co to nakazywać, skoro każdy tego chce?) itd.

        Sąd zrobi z tobą co chce – w imię niezawisłości – bez jakiejkolwiek kontroli – oczywiście, że dla twojego dobra (czyt. w twoim interesie). Bo nauczyciel kształci mnie w moim interesie – a nie dla swojej pensji i w interesie publicznym. Nauczanie indywidualne… On to robi dla mnie. Jak matka i ojciec. Paternalizm. W tych warunkach przejdzie każda algorytmizacja, każda ingerencja, a przynajmniej bardzo głęboka algorytmizacja i ingerencja – bo w czym problem, co ci zależy. Prywatność… Śmieszne. Tutaj twoje interesy urzeczywistnia niezawisłość sędziowska – dbaj o nią synu, dla swojego dobra. Zintegruj się z sądownictwem i ciesz się swoim dobrem. Paternalizm.

        Polubienie

      53. Dajmy na to nieznaną k.r.o. miłość. Dlaczego człowiek kochający, miłujący drugiego człowieka, potrafi przyłapać się na tym, że jest wrednym sk…synem? Bo miłość, miłowanie, kochanie kogoś ma olbrzymi potencjał egoistyczny. Jeżeli nie poddamy jej samokrytycyzmowi niedostrzegamy tego, że wergiliańsie omnia vincit Amor et nos cedamus Amori, traktujemy dużo bardziej dosłownie, wręcz totalnie niż prima facie by się nam to wydawało. Począwszy od tego, że nie wyobrażamy sobie tego, aby spędzać resztę swych dni bez drugiej osoby, w roli tej najbliższej, jedynej, naszej, aby nie oddać się jej w pełni, nie poświęcić siebie dla niej, nie złączyć naszych żywotów w jedność, trwającą po wsze czasy. Skąd jednak ta pewność, że ten ktoś drugi, inny, będzie najszczęśliwszy właśnie z nami, ze mną, w moim – zjednoczonym z nią po wsze czasy, na wieki – towarzystwie? To się zazwyczaj pomija, przynajmniej przez pewien czas. A rezygnacja z tego? Niekiedy prędzej dojdzie tu do głosu „z miłości w nienawiść tylko jeden krok”, gotowość zniszczenia obiektu uczuć, razem z tym „młodszym, piękniejszym synem fabrykanta króla bawełny”. Czysta miłość zbliża nas zatem do funkcji ewangelizująco-apostolskiej i okazuje się stanem niezbyt ukierunkowanym na zaspokajanie naszych interesów. Niejako służbą. To samo dotyczy patriotyzmu. W normalnych warunkach, przy normalnym myśleniu nie ma mowy o zaspokajaniu jakichkolwiek swoich interesów pałając miłością do ojczyzny, będąc patriotą z krwi i kości. Jedyne co z tego mamy – z tego całego patriotyzmu – to względny spokój, gdy nas nikt nie w…a, godząc w interesy kraju. No i ta przyjemność, bliska tej, odczuwanej na widok zachodu słońca czy płatków śniegu opadających na parking przed sądem. Właśnie dlatego Sting śpiewał: if you love somebody… you can do, you can do the same.

        Polubienie

      54. Smutne jest to, że (moim zdaniem: lekką ręką) 95% sędziów w Polsce chodzi dokładnie o to samo: o desynchronizację interesów publicznego i prywatnego, o zdecydowane przeciwstawienie sobie tych interesów, uznanie oczywistej sporności tych interesów, wręcz sprzeczności i przyznawanie pierwszeństwa interesowi indywidualnemu ilekroć ustawa tego wprost nie wyłącza. Jednak postkomunistyczna ignorancja, największy sukces Stalina na ziemiach polskich (bo tak to się nazywa, tak to właśnie wygląda) utrudnia im choćby tylko myślenie o tym, nie mówiąc już o orzekaniu i pisania w tym przedmiocie uzasadnień. Co skutkuje momentalnym – wskutek braku czasu – popadaniem w łapska postkomunistycznego oportunizmu, oportunizmu o takiej, a nie innej treści, tj. powielaniu utartych praktyk i interpretacji jako bezpiecznych, jako opartych na podkładkach, jako nieuniknionych, koniecznych, całkowicie niesynchronizujących z polskim system prawa i jego zasadami. Nie można ich za to winić, a przynajmniej czynić to lekką ręką. Bo np. kiedy w ostatnich 33 latach zorganizowano polskim sędziom szkolenie o relacji interesu publicznego do interesu prywatnego, indywidualnego. O elementariach. Elementaria są nieistotne? To dlaczego socjalistyczna nauka prawa poświęciła tyle tysięcy stron właśnie im, wykuwają socjalizm od podstaw i dlaczego np. dyspozycyjność i kontradyktoryjność postępowania cywilnego często jest tylko teorią, o której należy pamiętać, ale której nigdzie nie widać. Co skutkuje pojawianiem się interpretacji, nawiązujących do orzecznictwa np. z lat 50-tych XX w. i nagle w świetle tych interpretacji wszystko tu gra – wszystko znajduje swoje doktrynalne i orzecznicze podstawy, ale nie normatywne. Co gorsza integracja z UE zakłada wzrost prawotwórczej roli sądów (ale niekoniecznie polskich sądów z lat XX w.).
        Tak to jest, gdy żongluje się pojęciami, nadaje im dowolną treść, w pozostałym zakresie ślepo prezentując wiarę w eksternalizację trendów rozwojowych – wprowadźmy sędziów pokoju, to takie hamerykańsko, brytyjskie, do tego najlepiej precedensy… I wszystko gra. Marihuanę wprowadźmy – praktyka będzie jeszcze bardziej oparta na… I karę śmierci. Żeby Warchoł mógł powtarzać, że kara ta będzie orzekana wyłącznie w niewątpliwych przypadkach (w pozostałych skazuje się pomimo wątpliwości, i spróbuj tu coś dodać o kaście do oczyszczenia… Panie, sądy się nie mylą, margines błędu statystycznego, jaki problem z immunitetami… Panie)

        Polubienie

      55. Dykta, karton, dykta, karton, karton, dykta, dykta, karton…. I budowana na tym wielkie kariery (upgready) pisowskie – budowane na prowizorce materialnej i jeszcze większej prowizorce (fasadzie) niematerialnej.
        Ich jedyna racja to ich liczba, względne zorganizowanie „odwiecznych antykomunistycznych przyjaciół kontestacji okrągłego stołu i uspołecznienia środków produkcji” – tyle wystarczy do tego, by twierdzić, że im się należy. Reszta… Bez znaczenia. Fasadowa ideologia (j.w.), fasadowa polityka…. Roszczeniowość i liczebność. Tylko tyle. Wyrasta z tego psucie państwa, należałoby powiedzieć: pasożytnictwo. Pasożytnictwo w kotle. Być może odczuwalnym współcześnie jak jeszcze nigdy. Bo to nie jest już pierwsza czy druga dekada po odzyskaniu niepodległości czy powrocie na drogę polskiej ochrony wolności i własności. To już niemalże połowa czwartej dekady od tego momentu. Polskie piekiełko stało się branżą, mieszanie w nim zawodem. Nie da się patrzeć na Polskę inaczej niż oczami bezrefleksyjnego pracownika, wyrobnika podwykonawców podwykonawców podwykonawców… Inna perspektywa to prowizorka, pustka i dużo chaotycznego zamieszania. Pozory. Skoncentruj się Panie Gonciarek na swoich podstawowych potrzebach, jeśli to mało możesz Pan zacząć zbierać znaczki albo łapać motyle. Czytać o zakonie templariuszy. Jeśli jednak coś Panu nie gra, np. w pracy, nie myśl Pan o tym. Raczej wytłumacz sobie Pan, że to bez znaczenia i możesz Pan w tym zakresie robić, co się Panu żywnie podoba, bez konsekwencji, dowolnym kosztem – ma Pan wielkie możliwości, jeśli łapanie motyli to również dla Pana za mało. Tylko nie mów Pan, że trzeba to zmienić i nie mów jak to zrobić.

        Polubienie

      56. Gąciarek vs. dynamiczne nieciągłości

        (doniosłość poszczególnych nieciągłości jest zmienna)

        Polubienie

      57. Mały Człowieczek vs. wielki śmietnik

        Jak to jest Panie Sędzio możliwe, że biorąc do ręki np. Wstęp do teorii prawa cywilnego Stelmachowskiego z 1969, a do drugiej Zarys teorii prawa cywilnego z 1998, szybko orientujemy się, że w tym drugim pojawia się dodatkowy rozdział czy dwa, których nie było w pierwszym, ale pierwszy (będący samodzielną książką, a obecnie 80% drugiego) zmieniono o tyle, że usunięto w drugiej sporą część zdań pierwszej, jedynie kosmetycznie, czysto redakcyjnie zmieniając pozostałe zdania. Bo Stelmachowski był sprytny. Genialny. On oszukał komunistów. Tak napisał to w 1969, że wystarczyło wiedzieć, które akapity, a które nie i mieliśmy piękną gospodarkę rynkową, choćby nawet społeczną. A to co pisał równolegle z Opałkiem na przełomie lat 5o/60, to też był sprytny zabieg? Na tyle sprytny, że dokonując tam analogicznej korekty należałoby zostawić nie 2/3 książki, ale może 20%. To bez znaczenia – bo w Polsce nikt nie nabrał się na socjalizm, byliśmy zmuszeni przez ruskie bagnety, ale dobrze wiedzieliśmy jak się robi prawdziwe interesy, choćby w City czy nawet na Wall Street – nie bądźmy polakożercami – podobnie jak w przypadku polskich kryptografów (otóż to! i Kozakiewicz w Moskwie! dokładnie tak). Stelmachowski i Opałek opisali to inteligentnie, wystarczyło wiedzieć, które zdania czytać i od której strony do której (od prawej do lewej czy od lewej do prawej, co drugie słowo). Gdyby Stelmachowski miał to napisać w 1998 od nowa (taka wspaniała książka, a żadnych kolejnych wydań w XXI w.?), musiałby odmłodzić się o 40 lat. Oczywiście, że to bez znaczenia. Cała reszta też. Fasada i pozorowane ruchy, przeważnie z okazji rocznic. Sympozja honorowe-niemerytoryczne. Ale za coś nam płacą, musimy coś zmieniać, bo przecież powiedzą, że jesteśmy zbędni. Nie da się im wmówić, że wszystko jest super i nic więcej nie potrzeba.

        Polubienie

      58. Wyrzucić ze Stelmachowskiego bardziej wyraziste marksistowsko zdania i już nie tylko Wyszyński popiera budownictwo socjalizmu w Polsce, ale w zasadzie cały episkopat uznając je za solidarność społeczną. Trzeba było ubrać pomniki Marksa, Engelsa i Lenina w tiary i ornaty, wyszliby nam Ojcowie Kościoła. Wierzyć się nie chce? To niech się zachce.

        Polubienie

      59. np. tendencyjna, manipulacyjna krytyka art. 544 franc. k.c. pozostała u Stelmachowskiego bez zmian. A pisowscy zadeklarowani antykomuniści z substytutu komisji kodyfikacyjnej, czy jak tam ta … się teraz nazywa, wypisują w 2022, że najbardziej sensowne ujęcie własności to ujęcie ekonomiczne – jeśli nie zawłaszczanie korzyści (por. apriopriacja – polski odpowiednik „muzeów ateizmu”?) to przynajmniej dysponowanie wartością ekonomiczną. No, dysponuję tą wartością ekonomiczną – była sobie wartość ekonomiczna, przybyłem, zobaczyłem, zadysponowałem… Powie Pan Sędzia, że to, a apropriacja to 1 … I będzie Pan Sędzia miał rację. Do tego wyda Pan Sędzia na to 400 zł, aby nie być karnistą „odtąd dotąd”, lecz takim, który świadomy swych naturalnych i oczywistych ograniczeń na pewnych polach stara się pamiętać o reszcie systemu prawa (dotyczy to specjalistów każdego pola). No i ktoś Panu Sędziemu te cztery stówki apriopriuje nieodwracalnie. Pan za to apriopruje coś co miało być mądre i świadczyć o Pana Sędziego szacunku dla innych specjalistów.

        To tylko przykład. Nieważne. … ze sztuką. Liczą się upgready. I strażnicy upgreadów. Zażarta walka o SN, zbudowany na tym, no… j.w. Żenujące towarzystwo. Oczywiście, że nie byłoby dobrze, gdyby wszyscy porządni ludzie trzymali się z dala o …, bo śmierdzi. Ktoś musi być stalkerem. Jak w grze Cień Czarnobyla. Albo w Pikniku na skraju drogi.

        Nie „sędziowie niezłomni” – tylko „sędziowie stalkerzy”, „night prowlers”

        Polubienie

      60. Jeśli to Pana Sędziego interesuje warto zauważyć, że wartość ekonomiczna – jak np. powietrze jest czymś obiektywnym. W żadnym wypadku ściśle osobistym. Jest czymś niezależnym, samoistnym, czymś może ktoś w tej chwili ma, a może nie przysługuje to nikomu. Wartość ekonomiczna… Ona nie określa tego, kto ją ma (poza tym, że rzekomo byt kształtuje świadomość, czyt. wraz z bogactwem sodówa uderza do głowy, miesza komuś w głowie, dysponent wartości ekonomicznej staje się więc popapranym psychicznie burżujem, którego trzeba „oczyścić” – na tyle wartość ekonomiczna określa tego, kto ją ma – ona go zmienia, ona go psuje, ale nic poza tym o nim nie mówi – jako własność. Tymczasem spodziewałbym się przynajmniej tego, że własność „mówi” o właścicielu, określa właściciela przynajmniej w tym zakresie, że jest to ktoś ze zdolnością prawną… Czuje Pan Sędzia różnicę. Ale to nie wszystko. A przynajmniej nie wprost. Dysponentem wartości ekonomicznej – może być złodziej, zasadniczo również pies, co porwał mięsa ćwierć…).

        Polubienie

      61. Chwilami myślę sobie jednak, że to całe mordobicie na śmietniku w imię ogryzania kości (co jeszcze nie jest takie w….rzające: wkurzają… jest to, że te typy spod ciemnej gwiazdy swoich ograniczeń umysłowych – wyrosłych na lenistwie, chodzeniu na skróty ścieżką uprzedzeń, samozadowoleniu i zarazem kompleksach – ta ciemnota ludzka naprawdę wierzy w to, że autorytet nabywa się poprzez samo zajęcie danego stanowiska: bo w tym przesiąkniętym skutkującą megalomanią i paranoją ideą mesjanizmu kraju, w którym co drugi Polak to nauczyciel właśnie to, nawet nie pieniądze, nie władza, jest najbardziej podniecające: wpływ i pragnienie poszukiwania przez innych przewodnictwa duchowego i odnajdywania go w upgreadowanym delikwencie – pieniądze, władza są ważne, ale w Polsce bardziej dojmujące, dużo głębsze rajcowanie wzbudza myśl o kolejkach zbłąkanych duszyczek, które we mnie odnajdują swoją jedyną szansę na przetrwanie, a potem są mi wdzięczni, a ja wtedy skromnie mówię: nie ma za co [w myśli: następny proszę, a wasza wdzięczność dozgonna będzie mnie rozpromieniać, mnie skromnego mistrza, drugiego po zmarłym papieżu… Byłem zapoznanym mistrzem mistrzów, to stanowisko potwierdza potrzebę mojego wpływu. Gminne Rasputiny… Prościej? Zwykli ormowcy, tyle że w tym przypadku przeważnie po jakichś tam studiach]), że to jest potrzebne, bo ten ropień był jest i będzie nie wiadomo jak jeszcze długo, więc niech się psy prześcigają i warczą na siebie w walce o lizanie wrzodu (autorytety… z racji stanowiska… dogmat o nieomylności, a przynajmniej autorytatywności stanowiska – po odepchnięciu od niego całej kasty, nepotyzmów, korupcji, oszustwa… teraz już jestem ja, i tera już je dobrze [do tego, proszę zauważyć, zdecydowana większość z nich to przyjaciele uspołecznienia środków produkcji, które – wbrew choćby samej historiozofii marksowskiej – utożsamiają debile z likwidacją feudalizmu – bo to takie niesprawiedliwe, to nie było normalne, nawet XIII w. – feudalizm, stanowość, szlachectwo, arystokratyczność, co innego autorytet przydzielony z automatu w razie zajęcia danego stołka – to już nie błękitna krew, to już jest nadświetlność neurologiczno-psychiczna – a że wyróżnianie zdrowia psychicznego traci na znaczeniu – to jest to po prostu niesłychanie nadświetlny organizm, nie tylko nadświetlność niesłychanej umysłowości).

        Ostatecznie jednak dochodzę do wniosku, że walka z neo, nie- itp. sędziami jest jałowa. To kopanie się z koniem, tykanie co śmierdzi, odbieranie wibratorów szczególnie napalonym (i po co wam te wibratory, co wy z nimi zrobicie, niech się wibrują) oni nie odpuszczą, rękę ugryzą, wgryzą się w kaloryfer, krzywdę sobie zrobią, ale muszą się wibrować, bo za długo wyposzczeni jechali na kalendarzyku sąsiedzko-małżeńskim (nie pytaj się mnie, co to za kalendarzyk: życzymy, życzmy… i zdrowia i szczęścia i błogosławieństwa… Bo to jest oczywisty spisek żydowski!: spięci zawsze byli i w końcu chcą się trochę rozluźnić, ot co. Ale i tak nie potrafią, a Iustitia, Themis itd. i tak tego nie potrafią należycie wykorzystać). Należałoby raczej podjąć zdecydowane działania zmierzające do odbudowy etosu zawodu sędziego, maksymalizacji wymagań merytorycznych i oczekiwanych standardów („jezu, ale jak!, tak się nie da!, nigdy w życiu! bez sensu, ja się nie wyrobię, ja się nie wyrobię), krótko mówiąc powiedzieć „sprawdzam” (to nie ma nic wspólnego z dyscyplinarkami: chodzi o profesjonalizm – i na zewnątrz i do wnętrza [jak się sami za to nie weźmiecie, grając białymi – pewnego dnia okaże się, że oni się za to wzięli – za te standardy])

        Polubienie

      62. Co robić? Zarzucić walkę o niezawisłość sędziowską. Zdecydowanie. Całkowicie. W dotychczasowym rozumieniu. Niejako przejść na pozycje przeciwników. W dotychczasowym rozumieniu?

        Np.

        Naczelny Sąd Administracyjny wybrał tę, która sankcjonowała praktykę organów skarbowych, co mieści się w granicach niezawisłości sędziowskiej, jeżeli tylko w uzasadnieniu stosowane są racjonalne zabiegi wykładni prawa (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 9 września 1993 r., III ARN 8/93)

        Polubienie

      63. „Z rozbieżnych, a możliwych do przyjęcia, wykładni przepisów podatkowych, Naczelny Sąd Administracyjny wybrał tę, która sankcjonowała praktykę organów skarbowych, co mieści się w granicach niezawisłości sędziowskiej, jeżeli tylko w uzasadnieniu stosowane są racjonalne zabiegi wykładni prawa.” (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 9 września 1993 r., III ARN 8/93)

        „przyjęto, że za błędy w niezawisłym orzekaniu sędzia może być pociągnięty do odpowiedzialności dyscyplinarnej … za oczywiste i rażące pogwałceniem przepisów prawa, widoczne od razu dla każdego i bez wnikania w szczegóły sprawy bez potrzeby analizowania stanu faktycznego i prawnego.” (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29 czerwca 2015 r., SNO 39/15 [pojawiające się w uzasadnieniu słowa „jedynie wyjątkowo – tylko” oznaczają tylko to, że to się w pale nie mieści, aby takie sytuacje zachodziły – wyrażają skandaliczność takiej sytuacji i konieczność szczególnej sankcji – przecież nie odwrotnie…])

        „Granicą niezawisłości sędziowskiej jest m.in. Konstytucja. Jeżeli przewiduje ona związanie sądu orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego, to przestrzeganie tej zasady oznacza podleganie Konstytucji, a nie orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego.” (Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 27 marca 2003 r., V CKN 1811/00 – tym samym każde naruszenie prawa oznacza kres niezawisłości sędziowskiej, choć nie każde uzasadnia odpowiedzialność dyscyplinarną)

        Por. ponadto A. Bierć, Zarys prawa prywatnego. Część ogólna, Warszawa 2018, Część Pierwsza, rozdz. III.4.4: Odpowiedzialność cywilna sędziego, s. 289 (bardzo ważny podręcznik [pomimo różnych niedoskonałości] studenci zakuwają to na drugim roku i są z tego odpytywani, od tego zależy ich przyszłość, więc nie ma o czym mówić)

        Polubienie

      64. „Trybunał Konstytucyjny w niniejszym składzie podziela wyrażoną w doktrynie opinię, że „pytanie o niezgodność z prawem prawomocnego orzeczenia sądowego jest w rzeczywistości nie tylko pytaniem o jego bezprawność, ale także o granice niezawisłości i zakres dyskrecjonalnej władzy sądu” (J. Gudowski, op.cit.).” (postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z dnia 1 lipca 2010 r., Ts 5/09, oraz wyrok Sądu Najwyższego z dnia 7 listopada 2007 r., II CNP 129/07)

        Oczywiście eskalowanie roszczeniowości – funkcji socjalnej sądownictwa – sprzyja odmiennemu myśleniu. „Chronimy miejsca pracy, tutaj nie ma podziemia”

        Polubienie

      65. „Trybunał Konstytucyjny w niniejszym składzie podziela wyrażoną w doktrynie opinię, że „pytanie o niezgodność z prawem prawomocnego orzeczenia sądowego jest w rzeczywistości nie tylko pytaniem o jego bezprawność, ale także o granice niezawisłości i zakres dyskrecjonalnej władzy sądu” (J. Gudowski, op.cit.).” (postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z dnia 1 lipca 2010 r., Ts 5/09 oraz wyrok Sądu Najwyższego z dnia 7 listopada 2007 r., II CNP 129/07)

        Oczywiście eskalowanie roszczeniowości – funkcji socjalnej sądownictwa – sprzyja odmiennemu myśleniu. „Chronimy miejsca pracy, tutaj nie ma podziemia”

        Najbardziej w…cym ograniczeniem niezawisłości sędziowskiej – jest wola samych sędziów, powszechnie spotyka, typowy oportunizm i trzymanie się linii orzeczniczych (no, jeżeli są równolegle 2 linie, któraś musi być błędna, a mało to linii orzeczniczych zarzucono definitywnie po całych dekadach jako oczywiście błędne? kogo to dziwi?)

        „Zgodzić się należy ze stroną skarżącą, iż związanie sądu oceną prawną wyrażoną przez inny sąd stanowi pewne ograniczenie niezawisłości sędziowskiej, wynikającej z art. 178 ust. 1 Konstytucji RP. Takie ograniczenie winno więc zawsze mieć oparcie w przepisie i winno być ograniczone do niezbędnych – z uwagi na inne wartości konstytucyjne-przypadków.” (wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 16 lutego 2006 r., I FSK 919/05)

        Tymczasem ile zapadających w Polsce orzeczeń każdego dnia opiera się na (ło jeżu, jakże autorytatywnym) stwierdzeniu: taka jest linia orzecznicza i …a zdziałasz, choćbyś mnie tu oświecił jak latarnia morska na Rozewiu

        Polubienie

      66. Zwłaszcza tych linii orzeczniczych wykutych w latach 50-tych XX w. w oparciu o założenie o niesprzeczności interesu indywidualnego z interesem społecznym, lub potrzebie dostosowywania całych działów prawa do ówczesnych rozwiązań dotyczących ochrony przewodniej roli ludu pracującego, konieczności wyeliminowania egoizmu nieodzownie wpisanego w burżuazyjne porządki prawne, których celem jest umocnienie klasy posiadającej kosztem wyzysku klas nieposiadających – a jednak dysponujących nie swoimi środkami produkcji (np. w charakterze pracowników najemnych)

        Polubienie

      67. Bo kto jest właścicielem narzędzi pracy! A kto nimi dysonuje! Po ile mieszkań mają Lasota, Radzik i Schab (SBB)?? Kto w nich mieszka?? SKANDAL!!! Obrońcy solidaryzmu społecznego w sądownictwie żyją kosztem zaspokajania potrzeb mieszkaniowych nie swoich rodzin?? Oni z tego zarabiają, że ludzie mają swój kąt?? Wspaniałomyślnie, autorytatywnie odbierają i wręczają klucze do własnych mieszkań żon, mężów, dzieci?? Niemożliwe!! To byłoby ordynarne, grubiańskie, NIELUDZKIE!!! To byłby OCZYWISTY WYZYSK!!! Może jeszcze za oddychanie zaczną sobie liczyć RENTĘ KAPITALISTYCZNĄ?? Nie wierzę!!

        Polubienie

      68. Anna Walentynowicz w grobie się przewraca!! Lech Kaczyński razem z nią!! Jak może polski sędzia (a mało takich?) pobierać rentę od cudzego życia rodzinnego, od wychowywania dzieci w cieple domowego ogniska, od zasłużonego wypoczynku po ciężkiej pracy, od wolnych sobót i niedziel w gronie rodziny!!! Nie ma sprawiedliwości na tym świecie!! Gdzie jest Polska?? Przywróćcie godność Polakom!!

        Polubienie

      69. Żadnych podwyżek przez 15 lat! To nie jest praca. Oni robią co chcą. Oni nic nie muszą umieć. Nazywają to niezawisłość! Nie wiedzą co robić z pieniędzmi! Zawyżają popyt na mieszkania, tym samym ich ceny! Państwo nie ma pieniędzy dla potrzebujących! Ukrócić wyzysk i marnotrawienie publicznego grosza!

        Polubienie

      70. Gdzie tu sens, gdzie tu logika?? 75% horrendalnych poborów jako emerytura nazywana stanem spoczynku. Po co im te nadwyżki, za które kupują mieszkania i akcje spółek giełdowych?? Co chcą robić z tymi mieszkaniami na starość?? Do grobów ich nie wezmą – wszystko dla spadkobierców, więc po co tamci mają pracować – żyć z wynajmu i czerpania renty kosztem najuboższych!! Żadnych podwyżek!! Przez 15 lat!!

        Polubienie

      71. Potem orzekają – zadłużeni po uszy – w sprawach swoich banków o ważności takich samych umów, jak te, które sami podpisali!! Niezawisłość… Nie ma o czym mówić!! Żadnych podwyżek – przez 15 lat!

        Jak nóż w masło, co nie?

        Polubienie

      72. Daje się wyczuć biały okrąg, a w jego środku wklęśnięcie (wtłoczone, wdmuchane podmuchem z radzieckiego kołchoźnika). Na pozór wygląda to akceptowalnie. Trochę jak biały głęboki talerz o cienkiej krawędzi. Na tej krawędzi walczą ze sobą sędziowie i nie-sędziowie o przypominające białą ceramiczną miseczkę koło, powierzchnię pozornie zwyczajną, w rzeczywistości – wraz ze wzrostem świadomości – coraz bardziej wyraźny śmietnik.

        Polubienie

      73. Jeżeli ktoś jest gotowy to prostować i wypełniać pustą przestrzeń życiem – jest sędzią. Jeżeli nie zamierza nic z tym robić – jest aparatczykiem. Być może NKWDowskim.

        Polubienie

      74. Należałoby pamiętać na jakim świecie żyjemy, jakie mamy standardy.

        Np. stanowcze podnoszenie argumentów, że wojna zanieczyszcza środowisko, skutkuje jego degradacją, tylko w niektórych polskich umysłach (w tym takich, które z samego faktu np. wystąpienia w telewizji, gazecie czy napisania książki – pogańsko, zabobonnie, magicznie wyprowadzają wniosek o swoim/czyimś autorytecie) wydaje się nieporozumieniem, dziwactwem, chorym pomysłem. Chorym pomysłem, dziwactwem jest twierdzić w 2023 r. (czy choćby w 1953 r.), że inter arma silent leges/musae, czyt. śmierć milionów to statystyka. Traktujemy poważnie samym siebie, traktujemy poważnie naszych poprzedników, traktujemy poważnie naszych następców – więc żadne barbarzyństwo wojenne tego nie zmieni. To, że Chingis Han nie przejmował się wieloma kwestiami, nie zmienia tego, że my się tym przejmujemy (dlatego m.in. dopuszczamy na naszym terytorium – na terytorium podlegającym naszym prawom – pieprzenie takich głupot, co nie oznacza, że będą one traktowane poważnie). Własność i wolność to okazja do ludożerstwa, dlatego należy zintegrować interes każdej jednostki z interesem publicznym, zblokować ją nim i całkowicie zdominować… Ok, ok (o ile to jeszcze nie jest propagowanie idei penalizowanych w kodeksie karnym lub w przepisach pozakodeksowych). Niezawisłość. Ojeju, co ja bym bez niej począł. Czułbym się wybrakowany, niepełny, miałbym wszystko, ale nie miałbym nic – bez niezawisłości sędziowskiej. Bo sądy to takie zakłady pracy chronionej, one również, tam trzeba świeżej krwi, rozlewającej się i płynącej pośród komunistycznego skostnienia. Jaka była pierwsza reakcja mediów na agresję na Ukrainie? „Putin oszalał”. Bo to współcześnie jest szaleństwo – a nie inter arma silent leges/musae. Podobnie jak przyzwolenie na tłamszenie ludzi, deptanie ich praw i wolności w imię niezawisłości sędziowskiej. Czy niezawisłość jest mechanizmem ochrony praw i wolności obywateli? „Również” jest? „Trochę też” jest? „W jakimś sensie tak” jest? I dlatego ma ją bronić – niezawisłość polskich sędziów – TSUE? „Trochę powinien” – o ile nie powtarzamy inter arma silent leges/musae, o ile nie uwypuklamy interesów krajowych? Dlaczego TSUE ma bronić niezawisłość polskich sędziów? W imię inter arma silent leges/musae w wydaniu UE? Rozumiem. Płatni Zdrajcy Pachołki Brukseli? Czy Płatni Zdrajcy Pachołki Warszawy? inter arma silent leges/musae. Warszawa nigdy nie będzie wartością uniwersalną, a UE odwołuje się wyłącznie (nie chodzi o to czy skutecznie lub szczerze) do wartości uniwersalnych. Co jest wartością uniwersalną, w imię której TSUE ma bronić niezawisłość? Pewnie coś takiego, co ma się w pełni podporządkować niezawisłości… Dojrzewanie do demokracji trwa. Zapoznane autorytety w za małych bucikach przebierają nóżkami. Bo co drugi Polak to nauczyciel (ale tylko co 60 pracuje w zawodzie).

        Polubienie

      75. Kaczyński pierdzieli coś, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy i już karpie rzucają się na przynętę i już to łykają i już się unoszą, że dziadunio nie wie, co mówi. Oczywiście, że on wie, co mówi, tylko to trzeba rozumieć, że co 2 Polak to nauczyciel, a nam nie wystarczą żadne pieniądze tego świata, bo my do polityki idziemy przywrócić sobie godność, bo to nie my, to oni, to wy jesteście oszołomami. My jesteśmy autorytetami, ale tak was niemieckie media ogłupiły, że tej oczywistej prawdy nie rozumiecie, ale my ją wam udowodnimy, my ją na was wymusimy, pokażemy wam, że nie będzie żadnych innych autorytetów, tylko my, i wtedy będzie już wiadomo, kto był i jest oszołomem.

        Polubienie

      76. Do polityki idzie się po autorytet. Jeżeli jesteś dużym cwaniakiem ów autorytet stanowiskowy sprawia, że siedzisz sobie w fotelu czy na kanapie, pieprzysz tak jak ja tutaj, trochę mądrze trochę nie, uśmiechasz się jak Kaczyński na myśl o tym, że Czarnek nie pojedzie na konferencję do Michigan, lecz cały weekend będzie klęczał w Częstochowie, a potem w Licheniu, a tak się upierał, taki był pewny siebie z Michigan…

        Jak jesteś mniejszym cwaniakiem stoisz w tym momencie obok Kaczyńskiego i trzymasz w ryzach swój luz – aby się w tym klakierowaniu uśmiechem nie zapędzić i nie wyjść na głupka, ewentualnie popylasz jak Czarnek (lub z Czarnkiem) do Częstochowy, a potem do Lichenia, wk…ny. Ale jak już pojawisz się w powiecie, w którym na stronie miejscowej rozgłośni internetowej od 4 miesięcy wiszą twoje życzenia wielkanocne dla czytelników, to już sam jesteś duży cwaniak, siedzisz, uśmiechasz się i sprawiasz wrażenie rozdającego losy na loterii, a wszyscy wokół stoją, starają się utożsamiać ciebie z flagą państwową, zakładając, że gospodarz spotkania powiedział gościowi to, co miał mu powiedzieć i to będzie załatwione.

        Jeśli jesteś fachowcem, specjalistą w swojej dziedzinie, jednym z tych ludzi, którego każda władza potrzebuje (a ciebie potrzebowała akurat ta) np. prezesem albo wiceprezesem sądu, zasadniczo jesteś gospodarzem spotkania, które prędzej czy później, ale może odbyć się zasadniczo w każdej chwili, a punktem operacyjnym, wręcz sztabem będzie wtedy twój gabinet, w którym siedzisz sobie, robisz swoje, do którego regularnie ktoś wpada, bądź to widząc w tobie trzonek owej flagi państwowej, bądź np. robiąc wokół siebie atmosferę znaczenia (przebieraniec) i równorzędności graczy z uwzględnieniem wyniku aktualnego rozdania, bo trudno go nie uwzględniać podchodząc do faktów realistycznie. Jesteście sobie równorzędni, więc bliscy, pojawia się zaufanie (kwestia zgrabności manewrowania parowozem po spaghetti wąskotorowym i tego czy ci się chce – motywacji), niezwerbalizowana bliskość narasta, okazuje się, że jesteś temu komuś (zwłaszcza kobiecie) bliższy niż inni pracownicy tego samego sektora, co najmniej prawie wszyscy(a ty fujaro nawet nie pomyślisz „gdzie tu lojalność?”, twój autorytet czyni tę nienaturalną, wynaturzoną czymś zupełnie typowym, bo to „tak się właśnie sprawy mają”, gdy ma się autorytet – i napotka się inną osobę z autorytetem – przeciwnie, skoro zwraca się do ciebie, najwyraźniej jej autorytet, jak można nastawać na autorytet, niedopuszczalne), bliższy niż dalsza rodzina (bo wiadomo jak z rodziną jest, poza zdjęciem – gdybyś nie miał autorytetu pewnie byś tego nie rozumiał, ale to właśnie twój autorytet nie pozwala ci tego nie rozumieć), a nawet – bo to jest właśnie siła autorytetu, zwłaszcza żadnych cwaniaków, lecz wykonawców, ludzi potrzebnych właśnie każdej władzy (co w twoim przypadku widać akurat w przypadku tej władzy) bliższy niż własny małżonek, własny rodzic, własne dziecko. To chyba naturalne. Przed księdzem ludzie spowiadają się nie z takich rzeczy o rodzicach, dzieciach, małżonkach. To nie jest nielojalność, lecz naturalna sytuacja spowiedzi, tudzież naturalna sytuacja autorytetu. A im większy z ciebie autorytet (bo można przecież iść do polityki czy wykonawstwa politycznego i dla zwykłego numeranctwa, układów, zwykłych spraw, i ulegać autorytetowi w dużo mniejszym stopniu, bo już Hela z sekretariatu najlepiej wie, co ze mnie za autorytet i jej córka też [tyle, że to jest słabe – bo jak jesteś prawdziwy numerant, to politykę za ciebie robią inni, ty ich nawiedzasz, wąskotorówką i uświadamiasz ich jak wiele was łączy]) tym bardziej poczuwasz się stanąć na wysokości zadania i chronić tę bliskość (de facto autorytet – albo na odwrót, bo przecież tak trzeba, coś was łączy, to jest świadomość konieczności ochrony autorytet, chyba… Nieważne, do roboty). Miał być autorytet, wyszła bliskość, a prędzej czy później to ocucenie (skąd tyle bliskości? czy to jakiś układ? załatwią mnie). Jakoś takoś to się odbywa, jakoś takoś to wygląda. Masturbacja? Zgadza się. Autorytet. Jesteś moim autorytetem. Autorytet, twój autorytet musi być i musi być nienaruszony, nie wolno go osłabiać. Zmywać ten makijaż dziewczynie przed zgaszeniem światła. A rano ma wstać pierwsza i się poprawić. Żebyś leciał chodnikiem podczas odwilży, przez wiatr i mżawkę do niej, siwiejący, ale… Ale… Otóż to. Amant. Znaczy się: autorytet. Teraz i zawsze. Bez cienia wątpliwości.

        Polubienie

      77. Więc dajcie tej melasie to wibrowanie, hi-tec vibes, toga z wibratorem. Niech się wibrują. A wy PRZYKŁADOWO zróbcie w ramach Iustitii czy Themis dobrowolne zobiektywizowane ponowne egzaminy sędziowskie, pierwszy po 4 latach pracy na stanowisku wibracyjnym (do ministerstwa bez egzaminów? bo te środowiskowe egzaminy są niepoważne? a nam się podobają i będziemy organizować je nadal – ta pani bez egzaminu sędziowskiego – nawet oficjalnego? rozumiemy, zapraszamy, wibracja gotowa). I ogłaszajcie publicznie wyniki, tych którzy zdali. Bez sensu? To róbcie swoje, niezłomni, róbcie swoje.

        Polubienie

      78. 2 razy w roku (a jeśli zwiększać presję to 4 razy). „Po prostu go zdaj”. Pochodzisz ile raz chcesz, raz na 5 lat możesz zdać. Nie ma ocen – zdałeś albo nie zdałeś. Publikowani są tylko ci, co zdali – i to jeżeli tego chcą. Sędziowie SN – zwłaszcza ci od chilling effect – mogliby dać dobry przykład, aktualnie zdobywcy pucharu zdobywców pucharów w kształcie… nieważne, w SN tym bardziej. W razie powodzenia – kolejnych podchodzących do egzaminu i zdających go – długofalowy wzrost znaczenia samorządu? Niewątpliwie tak. Ale lepiej – prościej, co nie? – jest siedzieć, … i po linii najmniejszego oporu. Faktycznie (może tak być) poprzednicy robili jeszcze mniej, oni nawet nie pojawiali się na zlotach zarządu (mogło tak być). Ojeju, cudownie.

        Polubienie

      79. Albo nawet obligatoryjna publikacja zdających, by się któraś menda nie lansowała, że popiera egzaminy, ale nie publikację zdających, bo coś tam. Co to za filozofia organizować taki egzamin. Ważne jest to, by był zobiektywizowany, bo inaczej kolejny pomysł zostanie ofafluniony, przez miłośników lansu na ćwierćśrodkach (ale, ale, ale przecież na tym można zarobić – tonem Arnolda Boczka – i te ślepie mrugające i ta gęba rozdziawiona).

        Brak takich egzaminów w Polsce to 1/2, a przynajmniej znaczna część polskiego syfu. Również oficjalnych egzaminów powtórkowych – zwłaszcza na prawo jazdy, z obowiązkowymi badaniami, w tym psychologicznymi/psychiatrycznymi 1 na 10 lat. Sędziom, prokuratorom i innym wystarczyłby dobrowolny – cieszący się jednak autorytetem (do czego wystarczy zobiektywizowanie i udział organizacyjny znanych, jakoś tam – po dzisiejszemu – poważanych nazwisk), a z czasem wręcz prestiżem.

        Polubienie

      80. Jakby sprawę odpowiednio nagłośnić obok autorytetu egzaminu (z czasem prestiżu) pojawiłaby się presja społeczna, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach (ale nie tylko).

        Lepsze „oczyszczanie sędziów” niż stygmatyzowanie nadzwyczajnej kasty 2017 im. Zbigniewa Na Skróty Ziobro.

        Bo czytanie i przyswajanie wiedzy uczy myślenia, wzmaga poczucie estetyki, wyostrza zmysły, ułatwia znajdowanie rozwiązań, utrudnia zapominanie… A w Polsce, kraju obsesyjnie porównujących się kołtunów, z ucieczką od wolności pod skórą przykrytą tatuażami…

        Polubienie

      81. W braku chętnych ogłaszać komunikat w duchu: w 2017 roku było w Polsce … sędziów orzekających ponad 5 lat. W 2023 takich sędziów było w Polsce …. Wszyscy byli zainteresowani dalszą pracą na stanowiskach sędziowskich, żaden nie był zainteresowany dobrowolną weryfikacją swojej wiedzy. A w ustawie stoi jak krowie na rowie: stały obowiązek podnoszenia kwalifikacji (więc teoretycznie z każdym rokiem od egzaminu jest coraz lepiej). Walczy o niezawisłość, walczmy o demokrację… A covidowe okrojone składy nam nie przeszkadzają. Przeciwnie, mniejsze ryzyko zejścia się „sędziego sędziego” z „nie-sędzią”. Zwycięzcom gratulujemy – Ogólnopolskie Zrzeszenie Organizacji Sędziowskim (no pewnie, zaraz wyżrą wszystkich i przejmą kontrolę nad jedną organizacją – NIGDY – żadnych egzaminów – niech je organizuje Iustitia [„nie po to jestem w Themis by mnie Iustitia egzaminowała”] Jeszcze raz – serdecznie gratulujemy”. …jnia z grz… [a nie mówiłem, że to batalia na śmietniku o panowanie nad odpadami?])

        Polubienie

      82. A jednotematyczne porozumienie, projekt, współpraca – bez tworzenia struktur, ponadorganizacyjnej organizacji? Nie da się?

        No pewnie, UE też zaczęła się od węgla i stali, a potem wszystkich wyżarli, nigdy w życiu, nie ma mowy…

        Ale węgiel i stal to dwa tematy.

        Oj tam, z perspektywy chemicznej to nieduża różnica, stop żelaza z węglem, wyżrą nas i tyle. Nie ma mowy.

        Polubienie

      83. A jeżeli komuś to wszystko wydaje się trudne, to niech uświadomi, że trudne to jest bycie niezawinioną, przypadkową ofiarą wszędobylskich, pozbawionych hamulców prostaczków sądowo-prokuratorskich, niszczących każdą świętość, depczących wszystko chamideł, bez jakiejkolwiek realnej korzyści dla kogokolwiek, debili, zakręconych debili, z manią swojej wielkości i patologicznym urojeniowym wytwórstwem mózgowym na temat swoich autorytetów – do tego stopnia, że nawet w pasjonacie prawa widok przepisów czy literatury chwilami budzi obrzydzenie, a mimo to przełamywać się, stosować prawo najlepiej jak się umie, w ochronie praw innych, to prawo, którego odmawia się stosującemu i szanować to wszystko i wierzyć w to, to jest trudne i to jest życiowe, a nie ta ściema o praktyczności, o politykierstwie, o wiecznych niemożliwościach, ścianach – nic tylko pety rozrzucać na ulicach, dawać psom robić swoje gdzie popadnie i papierki po cukierkach wyrzucać przez okno samochodu, którym się podróżuje. Gratuluję. Dojrzałości do demokracji. Zbudujcie sobie własny mur na wschodniej granicy, a potem krytykujcie Sikorskiego (tego komedianta od równej jemu Pawłowicz), że bierze pieniądze od niedemokratycznych rządów z krajów muzułmańskich. Gratuluję zborności umysłowej – i uczciwości, w tym nieinstrumentalnego stosunku do wolności, równości i demokracji. Niedobrze mi się robi, muszę wyjść do sklepu – popatrzeć na pułki, bo mi od tego waszego … poziomku, aż … duszno.

        Polubienie

      84. Czy to jest siłaczkowe? To nie jest siłaczkowe, to jest nie-wieśniackie, nie-buraczane – gdy się chce lub musi mieszkać na śmietnisku, a ma się ambicję, by pozostać realistą i nazywać rzeczy po imieniu, a nie niezbornym umysłowo małym kaziem po dużym piwie, rządzącym się wielokrotnymi standardami jednocześnie. Siłaczkowe…. Sędziami jesteście, prokuratorami, to coś więcej niż „nie biegać za klientem”, i sami nigdy się na to nie zgodzicie, by to nie było coś więcej niż „nie biegać za klientem”, choćbyście wyeskalowoli tę funkcję socjalną sądownictwa i prokuratury pod niebiosa – sprowadzając siebie jeszcze bardziej (tonem ludzi zaradnych – oczywiście) na najbardziej uprzywilejowanych beneficjentów pomocy społecznej – beneficjentów funkcji socjalnej państwa – nigdy się na to nie zgodzicie i zawsze będzie was uwierać stwierdzenie „być sędzią, być prokuratorem w Polsce to być siłaczką”

        Polubienie

      85. Zadawać się z wami to czekać aż któremuś znowu odpi…i i znowu zacznie krwiożerczo walczyć o swój autorytet.

        Polubienie

      86. Nie mówię, że w spocie internetowym dotyczącym Dobrowolnego Egzaminu Sędziowskiego koniecznie musi lecieć jak niżej (ale może by się przydało)

        „Rusz głową!” – mi mówią
        A ja nie mogę nawet ruszyć ręką
        „Rusz głową!” – mi mówią
        A ja nie mogę nawet ruszyć nogą
        Boże mój – co za gnój!

        Kazik, Nie mogę istnieć bez narzekania

        Polubienie

      87. Art. 82a § 1. Sędzia jest obowiązany stale podnosić kwalifikacje zawodowe.

        „Norma, która nakazywałaby, że musi zdarzyć się coś, o czym z góry wiadomo, że zdarzyć się musi w sposób nieuchronny zgodnie z prawem natury zawsze i wszędzie, byłaby równie pozbawiona sensu jak norma, która nakazywałaby, że coś powinno się wydarzyć, o czym z góry wiadomo, że zgodnie z prawem natury w ogóle zdarzyć się nie może” H. Kelsen, Czysta teoria prawa, Warszawa 2014, s. 67

        Polubienie

      88. Oczywiście, że są sędziowie (sam znam takich), którzy zachwycają się innymi, że tamci są na bieżąco, śledzą zmiany ustaw…

        Art. 82a § 1. Sędzia jest obowiązany stale podnosić kwalifikacje zawodowe.

        „Norma, która nakazywałaby, że musi zdarzyć się coś, o czym z góry wiadomo, że zdarzyć się musi w sposób nieuchronny zgodnie z prawem natury zawsze i wszędzie, byłaby równie pozbawiona sensu jak norma, która nakazywałaby, że coś powinno się wydarzyć, o czym z góry wiadomo, że zgodnie z prawem natury w ogóle zdarzyć się nie może” H. Kelsen, Czysta teoria prawa, Warszawa 2014, s. 67

        …jeżeli obowiązek stałego podnoszenia kwalifikacji zawodowych oznacza znajomość nowelizacji, to gdzie tu jest miejsce dla wyróżniania „nie-sędziów”? Przecież od każdego wymaga się znajomości nowelizacji i to ze zrozumieniem. Czyli od każdego wymaga się stałego podnoszenia kwalifikacji sędziowskich?

        Polubienie

      89. Jeżeli utożsamimy znak przypominający logo Mercedesa z poparciem wyborców dla deregulacji/otwarcia dostępu do zawodów prawniczych, to w ramach tego znaku możemy wyróżnić co najmniej cztery czynniki:

        – kółko – typowe uprzedzenie, ogólna niechęć do prawa, a jeszcze bardziej do prawników,
        – pierwsze ramię gwiazdy – blokowanie dostępu do zawodu,
        – drugie – ściśle związane z pierwszym – uprzywilejowanie – tych, którzy mają dostęp i czerpią z tego korzyści,
        – trzecie ramię – ściśle związane z pierwszym i drugim – brak dostępu dla młodych i zdolnych skutkuje dostępem wyłącznie starych (komuna) i mało zdolnych, więc i wszelkimi patologiami.

        Kółko: uprzedzenia, ramię 1: blokada dostępu do zawodu, ramię 2: uprzywilejowanie, ramię 3: patologia. Uprzedzenia, brak dostępu, przywileje, patologia.

        Co oczywiste w przypadku sądownictwa (w przyszłości np. prokuratury) nie da się odnaleźć takiej jednolitej kilku (4) elementowej całości (w szczególności tutaj dużo trudniej przekonać wyborców do myślenia w kategoriach: „sędzia – praca taka jak każda inna”, „sędzia – piekarz – nie widzę różnicy”, co miałoby przemawiać za otwarciem dostępu do zawodu i poddaniu danego zawodu realiom rynkowym [za to z pominięciem tego, że w Polsce prywatyzacja = przecież: „rozkradanie, uwłaszczanie się”, a wolny rynek = „Balcerowicz musi odejść”), jednak:

        – kółko: uprzedzenia wobec prawników i sądów są
        – 1 ramię: już L. Kaczyński chciał szerszego dostępu, ale TK zablokował,
        – 2 ramię: uprzywilejowanie: wiadomo immunitety (w dużo mniejszym stopniu stany spoczynku itp.), wiąże się z tym ekskluzja w ujęciu podmiotowym: kasta, w ujęciu funkcjonalnym: kolesie chronią kolesi,
        – 3 ramię: patologia – w przypadku sądownictwa 3 i 2 ramię tworzą dość zwartą całość.

        Pytanie: czy ścisły związek poszczególnych elementów, tworzących zwarta całość (jak w przypadku deregulacji zawodów prawniczych) jest czynnikiem poparcia wyborczego – społecznego legitymizacji poszczególnych pomysłów/projektów? Tego by móc mówić „ale wyborcy właśnie na to głosowali, ale wyborcy właśnie tego chcieli” głosując na nas? Okazuje się, że nie. Wystarczy jak w drugim przykładzie umiejscowić/odszukać wszystkie „luźne”, niesamoistne elementy w jednym miejscu, powiązać z konkretną grupą zawodową (sędziami) i wynikające stąd poparcie jest takie samo, a nawet mocniejsze.

        Polubienie

      90. Chciałbym zaproponować Panu Sędziemu zakład. Jeżeli przegram, głupi jestem jak byłem i jak zwykle nie mam racji. Jeżeli wygram kolejny wpis Pana Sędziego będzie poruszał również jakże ważną problematykę twórczości The Rolling Stones. Zamówi jutro Pan Sędzia w swojej miejscowości anonimowo taksówkę, wsiądzie do niej i porozmawia z taksówkarzem lub poruszy Pan Sędzia ten temat – w innych okolicznościach z przypadkowymi Polakami. Z 5 osób. Proszę im zadawać pytanie „czy obecnie w Polsce jest więcej sędziów niż kilka lat temu, czy mniej”, jeżeli co najmniej w 4 na 5 przypadków usłyszy Pan Sędzia „tyle samo” lub „mniej” – wygrałem.

        Polubienie

      91. Proszę nie pytać od razu, najlepiej w ogóle tego zagadnienia nie dotykać: czy w Polsce mamy obecnie więcej immunitetów sędziowskich czy mniej. Chociażby w trosce o własną godność, a nawet zdrowie, może wręcz życie.

        Polubienie

      92. Ilu jest pracowników sądownictwa (w szczególności asystentów i referendarzy, a nawet studentów prawa + ich rodziny i znajomi), którzy są przekonani, że w razie odsunięcia PiS od władzy nadejdzie kres praktycznej doniosłości sławetnej interpretacji, skutkującej nadprodukcją sędziów, kończąc erę łatwego, niemalże pewnego dostępu do zawodu sędziego? Czy nie jest tak, że sądownictwo popiera PiS i tylko przeważająca część sędziów nie? Czy można tu mówić o szantażu emocjonalnym (zwłaszcza, że jak wspomniałem: nie można mieć pretensji do poszczególnych osób, że upatrują w obecnej sytuacji swoją szansę)?

        Kto myślał o funkcji socjalnej sądownictwa, (dla niektórych) przebiciu szklanego sufitu, setkach nieosiągalnych do niedawna etatów, gdy dookoła trwała oczyszczająca rewolucja, demaskująca istnienie w Polsce środowiska (kasty) mającego cechy na wpół feudalne, na wpół kazirodczo-wsobne (nepotyczne), mającego oczywisty potencjał mafijny, korupcyjno-gangsterski, przeżartego do tego komuną. Zdemaskowano powódź – potop, zalewający Polskę, serca przepełniła idea „jeśli nie teraz, to nigdy” – na płaszczyźnie empatyczno-introsepkcyjnej przypominająca szabrownictwo majątku pozostawionego przez tych, których słusznie zdemaskowano, nastygmatyzowano i kazano im odejść. W tych arcypilnych, palących warunkach, wietrze historii towarzyszącym zmianom, które już, już, zasadniczo już są, ale jeszcze chwila i będą, o już, już, są, prawie są – wzgląd na funkcję socjalną, swobodny wybór i dostęp do zawodu, wydawałby się czymś nader prozaicznym, przyziemnym, równie trywialnym i dziwnym – nieharmonizującym z nastrojem chwili – jak wynik refleksji, że niezłomni sędziowie walczą o przywrócenia do pracy. O ilu jednak bezpośrednio lub pośrednio zainteresowanych właśnie tym, wydawałoby się mało istotnym aspektem, niezamierzonym skutkiem ubocznym wydarzeń o charakterze historycznym, chciałoby się powiedzieć – można tu mówić? Dziesiątkach czy setkach tysięcy? Dziesiątkach czy setkach tysięcy żywotnie zainteresowanych tym, aby „nowe” trwało jak najdłużej – z przyczyn czysto pragmatycznych, nie-ideologicznych (dlaczego w Polsce takie – nie idealizujące – racje uznawane są nie tylko za mądrzejsze, ale też bardziej szczere?). Warunek jest jeden – rządzący, jacy by oni nie byli muszą rządzić dalej, bo inaczej zwiną nam całe to ustrojstwo. Sprawa jest ważna, życiowa, tak życiowa – będziesz sędzią, albo dożywotnio szeregowym pracownikiem sądownictwa – tak, że inne kwestie stają się na tym tle piarem, ewentualnie filozofią, czymś pozornym, nieistotnym – „Save Our Souls”, tu nie ma miejsca na sympatie i antypatie.

        Pojawia się w Polsce elektorat ludzi, dla których PiS jest partią równie obcą światopoglądowo i politycznie, co towarzystwo stanowiące zaplecze Putina w Rosji, jednak tu nie chodzi o poparcie dla ludzi, a nawet dla jakiegokolwiek programu – tu w ogóle nie chodzi o poparcie – lecz czysto pragmatyczne utrzymywanie się pewnego rozwiązania, określonej interpretacji i praktyki nominacyjnej. Poparcie PiS nabiera w tym ujęciu charakter czysto techniczny i nie ma nic wspólnego z programem/ideologią tej partii, czego politycy PiS zdają się świadomie albo szczerze nie dostrzegać. Zresztą pomijają go wszyscy – ten „cichy elektorat”, bo 1. dzieją się wielkie rzeczy, a to są kwestie mało istotne, wtórne, prozaiczne, 2. lepiej nie wiedzieć, dlaczego „popierają” „nas” i dlaczego Polacy są gotowi „popierać” kogokolwiek (to przywiązanie do demokracji…, ach, oczekujący wiosny uchodźcy w lesie tego nie mają, ach, oni nie dojrzeli do demokracji, ach). „Cichy i zapoznany elektorat”, którego istnienie musi być pomijane, aby na tle wydarzeń dziejowych nie zatracić prawidłowych proporcji i nie skoncentrować się (niemalże) na stanie mydła i ręczników w sądowych toaletach, albo na jakości troski o wzrok pracowników sądownictwa i dofinansowaniu okularów. A ile kasy na to idzie, ile to kosztuje? Dopóki nie poruszamy tematu mydła, ręcznika i odświeżaczy powietrza w sądowych toaletach i nie dopuszczamy do siebie świadomości, że sędzia ma swój referat, a to oznacza przynajmniej jednego sekretarza i asystenta (a nie jest tak, przynajmniej, co do zasady?), nie ma tematu kosztów mydła, ręczników, odświeżaczy… Jest temat historii, rewolucji, wielkich zmian, wiatru sprawiedliwości dziejowej, otóż to.

        Jeżeli wyłuskamy stąd pewną kalkę, którą można np. określić jako: istotna dla umysłów nadbudowa i pomijana, z racji szacunku do niecierpiącej zwłoki troski o nadbudowę, baza socjalno-zarobkowa, może i upgreadowa i związane z tym wydatki (których racjonalność można pomijać, należy wręcz pomijać, dopóki priorytetem jest rzeczona nadbudowa ideologiczna, czyt. piarowa), to co? Nie nasuwają się kolejne paralele? A te wszystkie terytorialne obrony, dodatkowe armie i sztaby generalne (strzegące uchodźców w lesie), w których uczestnictwo gwarantuje coś więcej niż typowy dostęp do emerytury, do tego bieżące benefity?? Ale przecież dajcie spokój: uchodźcy raz, teraz Putin dwa: się dzieje. Do tego „ale, ale krajowo”, „ale, ale narodowo”, „ale, ale niepodległa”, „ale, ale ojczyźniano-krajowo-narodowo-niepodległa”, „ale, ale patriotyzm, wyklęci, ale, ale niezłomni, ale, ale…” Czy i tu nie pojawia się „cichy elektorat”, zainteresowany trwaniem kosztownych rozwiązań (o których racjonalność, w tym ekonomiczną – wobec priorytetu nadbudowy – nie wypada nawet pytać). Czy również tutaj nie można mówić o ponadideologicznym wielotysięcznym poparciu dla obcej ideologicznie i estetycznie formacji politykierskiej, której pozostawanie u władzy gwarantuje jednak trwanie tych rozwiązań, które z przyczyn czysto pragmatycznych należy popierać, bo są dla nas korzystne.

        A jeśli tak, to czy istnieją kolejne „ciche elektoraty”, np. producenci czego, na co jest, musi być popyt – dopóki u władzy są te osoby, które gwarantują pewne rozwiązania, których racjonalności z jakichś bardziej ogólnospołecznych, medialnych, spektakularnych powodów nie należy zanadto roztrząsać? Myślę, że tak (przychodzą mi do głowy np. wywindowane koszty usług budowlano-wykończeniowych, których utrzymywanie się, jak się wydaje, jest bezpośrednio uwarunkowane od m.in. tego, czy wpuścimy na polski rynek usług tysiące tańszych robotników wykwalifikowanych – uchodźców [co być może w jakimś stopniu uległo zmianie w związku z napływem Ukraińców – być może tak, a być może tylko trochę]). Tu również nie ma miejsca na sympatie i antypatie (w tym dla oszołomów, którzy najchętniej zakazaliby antykoncepcji, zamknęli wszystkich w kościołach zarządzanych przez zasiadający z nimi przy jednym stoliku episkopat itd. pedofilia).

        A jeśli zgodzić się również z tym, to co z tego wynika? Ostatecznie Putin. Jego wpływ na Polskę i Polaków. A dlaczego? Bo, gdy przed 2022 r., zwłaszcza przed 2020 wszędzie, stale pojawiały się głosy, że np. 500+, 13-te emerytury itd. rozwalą gospodarkę, rodząc inflację, bo gdyby tak łatwo było wywołać cud gospodarczy wzrostem konsumpcji, to zrobiono by to już dawno temu (zamiast w 2015 podwyższać wiek emerytalny) – to te głosy, zwłaszcza o przełożeniu benefitów na inflację wydawały się zrozumiałe i oczywiste. Teraz jednak inflacją/cenami itd. zawładnął Putin i nic nie zrobisz. To on za wszystkim stoi, to on za wszystko odpowiada, a PiS to pierwszy w historii świata rząd, który nie popełnił żadnych błędów gospodarczych (działaniem lub zaniechaniem), bo przecież całą sytuację kształtuje Putin – przynajmniej w zasadniczym zrębie.

        No dobrze, ale – jeśli mam rację – pamięć ludzka nie jest aż tak ułomna, wobec czego dość łatwo odświeżyć sobie (zresetować) umysły i pamięć i na nowo powiązać myśli o inflacji z myślami o 500+, symbolizującym całe to rozdawnictwo. Słowem: bez Putina i tak byłby cały ten bałagan z uwagi na taką, a nie inną politykę wydatkową (niewątpliwie słuszną, np. w przypadku 500+ itd. – niekoniecznie jednak adekwatną do stanu naszych portfeli – „zastaw się, a postaw się”). Dało się to przewidzieć, powszechnie to przewidywano, więc nie żaden Putin tylko nieuniknione konsekwencje powszechnie komentowanej, zdecydowanie krytycznie – w perspektywie ulicznej dyskusji makroekonomicznej – co nie kłóci się z przyjmowaniem tych świadczeń (j.w. – to nie jest kwestia indywidualna i trudno mieć pretensje do konkretnych osób, że przyjmują 500+, a nawet, że krytykują to, co przyjmują – nie warunkujmy przyjmowania 500+ lub korzystania z wolności słowa heroizmem – chociażby z uwagi na oczywistą dyskryminację, która z tego by wyniknęła – ci co krytykują, ale nie przyjmują [np. z braku dzieci] albo przyjmują, ale nie krytykują [np. z braku potrzeby bardziej ogólnej refleksji] przyjmują/krytykują bez okazywania heroizmu).

        Czy i tu nie pojawia się ów „szantaż emocjonalny”, wymuszający czysto pragmatyczne, nie-ideowe, nie-estetyczne poparcie w imię trwania rozwiązań technicznych? A czy – w świetle tego, co wyżej, nie należałoby dostrzegać – obok 500+, 13-tych emerytur itd. – nazwijmy to „jawnym socjalem” i „wyrazistym elektoratem” – istniejących równocześnie głębokich pokładów „niewyrazistego socjalu” i „cichego elektoratu” (w tym w sądownictwie i jego okolicach?)

        No bo skąd to 40% poparcia, pomimo takiej sytuacji, jaka jest? Pewnie też przez Putina.

        Polubienie

      93. Jakie wnioski pojawiają się w razie przyjęcia powyższej perspektywy:
        1. Są tacy, którzy mówią: Mówicie sobie, że rozpie…y gospodarkę i pasożytując na UE, wymuszamy, aby UE to finansowała, my i tak powiemy: „nam się to należy”, a jak będzie trzeba, to nazwiemy to nawet „słuszne roszczenia o reparacje za 2 Wojnę Światową”,
        2. Brak środków z KPO to wcale nie jest sprawa sędziowska – sądownictwo to w znacznym stopniu pozór,
        3. Duda może mieć rację, że wetując ustawę oddala KPO (co zarazem świadczyłoby o jego dystansie do rządzących, ewentualnie: o tym, że to ma tak właśnie wyglądać – czyt. pisowskiej jeździe po bandzie towarzyszy więcej racjonalności niż się wydaje, jednak… Dokąd miałoby to zmierzać [pomijam oczywistą niemoralność kosztów: tłumaczenie „oddają wraz z inflacją i ratą” to co dostali w ramach 500+, 13-tych emerytur itd. jest wybitnie niemoralne, zwłaszcza, że trudno twierdzić, aby te środki – na które na tę skalę nas nie stać – Polakom nie należały się, i to nie Polacy zrobili skok na kasę państwową przyjmując te środki, tylko ci, którzy dla korzyści politycznych zaczęli je wydatkować])

        Polubienie

      94. Czy to oznacza, że postulat pilnowania naszych styropianów jest nieaktualny, okazuje się bańką spekulacyjną? Otóż nie. Ale wobec wynikających z powyższego proporcji, to bardzo ważne zagadnienie (troska o sądownictwo) zasługuje na nie większy szum medialny niż np. bardzo ważny problem troski o jakość podręczników akademickich na wydziałach prawa.

        Polubienie

      95. Tymczasem szum medialny jest tutaj olbrzymi, bardzo wielu wprost przekłada sytuację sądownictwa na wysokość cen, rat i konieczność różnorakich cięć/oszczędności, a jednocześnie nikt nic nie wie, łącznie z tym, że w stosunku do przedpisowskiej liczby immunitetów sędziowskich jeszcze trochę i nastąpi podwojenie składu osobowego nadzwyczajnej kasty ludzi szczególnie uprzywilejowanych czego wyrazem mają być immunitety („a jechałeś kiedyś 80 km/h w terenie zabudowanym/100 km/h na krajówce? i co? sam widzisz – nie jesteś z kasty”). Na to wychodzi.

        Polubienie

      96. Niewykluczone, że nawet Ziobro naciskającemu na zaostrzenie dyscyplinarek chodzi właśnie o to, aby te środki z KPO tu nie dotarły, nie zostały rozpasożytowane, rodząc trwałe złe trendy… Być może powtarza koleżkom z innych resortów: deregulacja w podlegających wam zawodach nie ma takiego potencjału piarowego jak kolejna deregulacja w zawodach prawniczych (tym razem wśród sędziów), nie wyniknie z tego poparcie wyborców, a jedynie promowanie kolesi i pompowanie kasy w ich kariery. Nie ma mowy. W nas (resort sprawiedliwości) opłacało się inwestować, bo nasze pompowanie kasy w podległe nam resortowo sądownictwo miało wymiar ponadindywidualny – partyjny, skutkując efektywnym poparciem wyborczym. W waszym przypadku zyskają na tym tylko interesy indywidualne, nie wyniknie z tego istotny wzrost poparcia – więc się nie porównujcie i nie wykrzykujcie „my też chcemy się zderegulować pompując kasę w istniejące i nowe etaty w podległych nam sektorach”, nie ma mowy. Wy nie tylko nie macie ramion gwiazdy, ale również kółka (w nawiązaniu do powyższego porównania do znaku przypominającego logo mercedesa), nie ma co w ogóle porównywać niechęć i uprzedzenia społeczeństwa względem prawników i te względem np. leśników. Ale tamci mogą uważać inaczej – niektórzy nawet wierzyć w swój potencjał propagandowo-manipulacyjny (i przedstawiać Zbychowi makietki w kształcie logo: tu są uprzedzenia, tu jest ograniczony dostęp do zawodu, tu jest uprzywilejowanie, a tu patologia), inni mają wszystko gdzieś i mówią liczy się pieniądz: Zbychu dostał, my też chcemy i tyle.

        Polubienie

      97. Za tym ostatnim może przemawiać październikowo-grudniowy (2022) stosunek ziobermanów do Konwencji Stambulskiej, której nagle (po 2,5 roku od „burzy” dotyczącej wypowiedzenia tej konwencji – z uwagi na zagrożenie LGBT [zmalało? „wynaturzenie” warcholskie?]) powinniśmy już oddać, to co się jej należy (suum cuique), szanować ten piękny akt prawny, wdrażać go, nazywając go 1. naszym, 2. najwyższym standardem w kosmosie. Co jest równoznaczne z odpuszczeniem sobie tematu zagrożenia LGBT. Czy do końca? Bez przesady – stąd „warcholskie wynaturzenie” w Sylwestra, niebawem po uczynieniu słowa ustawy słowem wiążącym wszystkich Polaków i „warcholskie wynaturzenie” również. Bo jak to wytłumaczyć? Taka nienawiść w lipcu 2020 i taka duma w grudniu 2022 z tego samego powodu. Do tego bez żadnego spektakularnego pojednania „warcholskiego wynaturzenia” z np. gejami. Jak wygląda sytuacja – wiadomo. Presja UE jest? Jest. Presja na to by robić UE dobrze jest? Jest. A odpuszczenie sobie tematu LGBT spodoba się UE? Spodoba. Skąd ta nagła zmiana – która niewątpliwie jest odbierana pozytywnie w UE w momencie, w którym – celem pilnego pozyskania środków KPO – byłoby dobrze podobać się w Brukseli? Warchoł jednak mówi – upa, siupa, wynaturzenie, heja, pi, pi, pi, pi – czy coś w tym stylu. Czyli? „Zmuszono nas z tym LGBT”. Kto zmusił? Może ci, którzy mówią, że wcale nie chodzi o sędziów, a środki z KPO byłyby (dla ich resortów), gdyby nie „to chore prześladowanie LGBT”. No więc macie – z LGBT jest git, Andy W. wypowiada się tylko prywatnie, a środków nie ma. – Dlaczego? Ależ dlaczego? Zioberku-Koliberku. Dlaczegoż nie ma tegoże szmalcu, o Zygmuncie, Zbigniewie, Zygfrydzie? Bo je głupio roz…e i będzie z tego więcej syfu niż pożytku – odpowiada Manfred. Lewa ręka Andiego.

        Polubienie

      98. Kolejne osoby potwierdzają: w lutym 2023 r. w Polsce jest mniej sędziów niż było ich np. 2017 r., bo część sędziów „zawiesili” (tzn. „oni”).

        Po co zatem upierać się przy szczególnych rozwiązaniach ustawowych, do tego o wątpliwej jakości konstytucyjnej, skoro nikomu nie zależy na tym, aby społeczeństwo (w 40% popierające obecne przetasowanie polityczne w Warszawie) orientowało się w chociażby takich elementariach sytuacjach, jak to, czy sędziów jest obecnie w Polsce więcej czy mniej?

        Jaki jest zatem stosunek A. Duda i Z. Ziobro do sądownictwa (pamiętajmy: coraz liczniejszego), że domagają się takich rozwiązań – czy to w treści projektów czy też w toku przyjmowania tych projektów (przekazanie do TK) – że w imię tego stosunku ma ich zdaniem nie być w Polsce środków z KPO?

        Ano taki, że oni nie chcą tych środków z KPO w Polandzie. A dlaczego mieliby ich nie chcieć? A czemu można nie chcieć mieć więcej kasiory? Gdy jak król Midas zamienia się dotykiem wszystko w złoto? Ale tu o takich rozwiązaniach nie ma mowy, pozostawmy czary mitom i legendom. Danej kasiory można nie chcieć wtedy, gdy dana kasiora może nam zaszkodzić. Bo np. wymusza powiązanie nas z takimi ludźmi, z którymi nie chcemy być powiązani. Ale z UE i tak jesteśmy powiązani i przez sam fakt przyjęcia kasiory z KejPiO bardziej nie będziemy (może chodzi właśnie o to „PO” w „KPO”, a dlaczego nie „KPIS” – możnaby zapytać – o to pewnie też nie chodzi, nie przesadzajmy to nie są takie oszołomy). Pewnie bardziej byliśmy powiązani z UE przez przyjęcie reparacji za 2 WW, bo trudno byłoby wtedy nadal pluć na Niemców za 2 WW, skoro tak ładnie się zachowali i nie tylko „wybaczamy i prosimy o wybaczenie” lata temu sobie powiedzieliśmy, ale po latach jeszcze geldem sypią prosto w nasze rozdziawione, jak na śnieg, usta. Jeżeli np. jest się uzależnionym od hazardu, czy nawet od narkotyków, alkoholu itp., to czasem lepiej nie mieć przy sobie kasiory, bo się ją zaraz wyda na nałóg. To też jest jakieś wyjaśnienie tego, dlaczego można nie chcieć kasiory. A jeżeli od 2015 r. zdobywa się poparcie sypaniem, kasy, to można uzależnić się od tego w równym stopniu jak od władzy (a od władzy nie można się uzależnić? ten autorytet… miałem… brakuje mi go – tzn. autorytet po polsku). Można zatracić zmysły mówiąc sobie/między sobą „niezależnie ile tej kasiorki ro…, to unia i tak nie będzie tego tolerować, że się kraj w unii rozpada, sypną milionami pomocy humanitanej i jakoś to będzie. O pacz chopie – sypneli 50 mld euro. Dawaj mi je tutaj… 7 mld dla Rycha, 2 mld dla Mira, pół mld dla Zbycha, 350 mln dla Maciasa, 125 mln dla Długiej Elki, 25 mln dla Jacusia, 3 mln 200 tys. dla Andrzejka, wiadomo, 462 tys. dla Żanety vel Żakliny, 183 tys. dla Stefana Telefana, sie wie, 93 tys. dla Bogdana Ana Ana, 33 tys. dla Mariolki, co ma fajne… yhh, 17 tys. dla Piotra z Plebani, 4 tys. dla Halinki z naszej rodzinki, 1.500 zł dla organizacji pożytku publicznego, 7 stówek dla Eustachego co pilnuje samochoda mojego, a 300 zł wezmę dla siebie, bo właśnie idę do Auchana kupić coś na kolacje i na śniadana oj dana dana.
        A najprostszym rozwiązaniem – czasem – na nałogi jest wyrzucić prawie całą paczkę szlug prosto do kibla i mówić, nie po to wychebałem do kibla 12,40 zł w przeliczeniu na sztuki, bym teraz wracał do nałogu i z kibla to wyciągał.
        Więc KPO nie będzie, bo „tam na detoksie nie jest źle, poczekaj stary choć jeden dzień” – bo „Polska na Detoxie” (a nie „w żałobie”). Co oznacza, że Zbigniew Z. Andrzej D. i Ursula v. d. L. idą ręka w rękę i mówią jednym głosem.

        Polubienie

      99. Pamiętajmy, że mówimy o politykach zdolnych, z dnia na dzień, zacząć finansować wojnę, a ta ostatnia to żadne „kawiarenki, fana na”, tylko śmierć ludzi i zniszczenie. Tacy będą się szczypać w imię „ojeju, ale co z konstytucyjnym prawem dostępu do informacji, ale co z cenzurą, ale jakże tak można krytykować panią Ursulę, i to brzydko strasznie, gdy się z nią stale po parku chodzi, i opowiada jej dowcipy o Wąchocku, ale nie chce się do tego przyznać, straszne – ale ta polityka brudna”

        Polubienie

      100. A co, Duda i Ziobro są gotowi zapuścić cały kraj bez KPO w imię dyscyplinarek sędziowskich?

        Skoro to dla nich taki ważny temat, czemu wszyscy uważają, że w Polsce jest mniej sędziów, bo zawiesili sędziów?

        Wersja pogodna (dla Niezłomnych): bo Polacy wiedzą, że sędziowie z neo KRS to nie-sędziowie, wiedzą też, że iluś tam porządnych sędziów zawieszono, więc mają rację, że sędziów jest mniej, a nie-sędziowie, ta ta, ta ta ta, ta ta ta ta, ta ta! się nie liczą! Ole!

        Polubienie

      101. WERSJA 2
        Dla resortowych dzieci Walentynowicz

        Spacerując po parku mówi się o tym, że

        pieniądze z KPO nie istnieją

        (jak pięknie układa się ten brak KPO dla jeszcze kilku krajów, podobno…)

        Polubienie

      102. WERSJA 3
        Hojoj

        Podczas spacerów w parku rozmawia się o tym, że nie ma sensu ładować tu 50 mld euro

        Wersja 3,5
        Powrót do przeszłości

        Podczas spacerów w parku rozmawia się o tym, że nie ma sensu ładować tu 50 mld euro, bo wszystko rozp…ą (i jeszcze do tego pie…ąc, że to za 2 WW)

        I kółko się zamyka

        Polubienie

  3. W sumie panu Gąciarkowi też mógł odpowiedzieć Mr Lasota (nie mylić z Mr Wrong) „panie Gąciarek, orzeczenia nie wydajesz pan, tylko sąd, a sąd to Polska, a nie pan, więc nie masz pan interesu prawnego w odmawianiu „polski my naród sędziom” zdolności do orzekania. Wydawało się panu” „Albo jeszcze inaczej: panie Gąciarek, pana uwagi możesz pan wpisać do książki skarg i zażaleń miejscowego wydziału wizytacyjnego, jako sygnalista. Taki doświadczony człowiek, a nie wie że sygnaliści działają w innym trybie. I to mówi człowiek, który zwraca się na piśmie do TSUE. Przecież oni stosują prawo europejskie, trzeba było trochę, sygnalisto, poczytać zanim dopuściło się do głosu swoją akcyjność. My tu ciężko pracujemy.”

    Polubienie

      1. Może właśnie o to chodzi, jeszcze się rozniesie, kredyt nie będzie spłacany i nieszczęście gotowe

        Polubienie

      2. Ile tu sprzeczności decyzyjnej, gdzie tu jakakolwiek aksjologia, całkowity brak zasad i pełnia niezborności intelektualnej. Jak taki człowiek zachowuje się w domu? A mamy pewność, że w drodze do domu normalnieje – ujednoznacznia się jego system wartości? A może wystarczy, że dziecko zmieni kanał w TV i już się zaczyna, nowa opcja. A weź mu powiedz, że chcesz zmienić na FashionTV, bo jest pokaz z Mediolanu wiosna-lato 2023 i cię to interesuje. Jak to było? Toleruję cię wyłącznie w imię wielowiekowej polskiej tradycji tolerancji? Straszne. Okropny człowiek.

        Polubienie

      1. Jak można być tak upartym? Forsować tezę: kłamstwo powtarzane 1000 razy staje się prawdą – i to nawet wówczas, gdy tak nie jest, gdy nie ma rezultatów. Kolos na glinianych nóżkach uparł się i przepycha meble, przepycha mieszkańców, nieustanna przeprowadzka między pokojami, bo Polacy nie okazali się aż tak głupi i ciemni. Co nam nie pochlebia, bo jesteśmy w wielu kwestiach i głupi i ciemni, np. gdzie te sitwy sędziowskie? Nigdzie. więc jak można było to popierać? I jak można popierać to dalej? Bo są korzyści materialne. Ale one topnieją, do tego to jest właśnie ciemnota. Nie chodzi o to, że spożycie kiełbasy wyborczej przedkładamy nad wartości demokratyczne. Ciemnota polega na przekonaniu, że deus ex machina ktoś ten bałagan posprząta. Bo nie da się mówić o powszechnym braku świadomości bałaganu. Raczej o powszechnym bilansie – w którym plusy niby przerastają minus. No ok. Załóżmy, że istnieje taka dopuszczalna perspektywa, koncentrujemy się na bliższej ciału koszuli i nie ma w tym nic złego. Dobrze, ale przecież wszyscy mają poczucie, że jest bardzo źle i nie zapowiada się, aby było lepiej. „Coś się wydarzy, ktoś to ogarnie, wyjdziemy na prostą”. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć konkretnie o kogo i o co chodzi, ale upatrujemy w tym realne rozwiązanie problemów, który obecnie obawiamy się. I to jest właśnie ciemnota. Bo widząc, to co widzimy – przeważnie potrzebujemy intelektualnego antidotum: nie jest dobrze, nie zapowiada się, by dającej się przewidzieć perspektywie było lepiej, ale przecież przed ostatecznym upadkiem ktoś/coś nas uratuje. I nie chodzi o to, że nas nie uratuje, że to nie jest prawda. Nie chodzi również o to, że potrzebujemy tej odpowiedzi, że „ktoś/coś nas uratuje/uratuje sytuację”. Nie chodzi nawet o to, że nie umiemy precyzyjnie wskazać tego „czegoś/kogoś” (czy chodzi o UE, ale w ramach czego, której polityki, którego programu? a może chodzi o którychś polskich polityków – ale o których konkretnie? niewidzialna ręka rynku?), lecz o to, że nam to wystarcza.
        Dla mnie to jest właśnie ciemnota i głupota. Jednak to nie jest aż taka ciemnota/głupota, aby dało się jej wtłoczyć do głów przeświadczenie, że jest super. I to nie tylko pod względem gospodarczym, ale też w kwestii demokracji – tego, że ona u nas nie kuleje. Tymczasem temu to wszystko właśnie ma służyć – nie ma innego pomysłu na rządzenie – zmianie umysłów, zmianie świadomości, która ma dawać się formować dzięki rażącej głupocie z jednej strony i super nowoczesnych przemyśleniach z zakresu inżynierii społecznej.

        Pycha rozumu. Zupełnie jak wiara w socjalistyczny sukces gospodarczy i społeczny. W pewnej chwili pozostaje już tylko być konsekwentnym – wobec braku innych pomysłów. I zakrzykiwać każdą uwagę, że takie podejście nie przynosi wymiernych pożądanych rezultatów. Np. Roszkowski ma być historykiem nr 1 w Polsce i tyle: nie ma innych pomysłów. Razem z nim Waszczykowski.

        Wymuszanie i szantaż emocjonalny. Walka z tym to kopanie się z koniem albo jedynie troska o przyszłość (vigilantibus iura scripta sunt). Ale o jaką przyszłość tu chodzi – zapewne lepszą. Ale skąd ta poprawa, kto ją nam gwarantuje. Pewnie UE.

        Polubienie

      2. Jest na czym oko sędziego zawiesić…

        Tytułem doprecyzowania:

        „algorytmizacja, korpo-styl…”

        Otóż przeciwieństwem „algorytmizacji” są „układy”. Im bardziej zwalczamy układy, tym bardziej zbliżamy się do algorytmizacji. Pełna algorytmizacja to wszakże odrzucenie tych wszystkich postaw, zachowań, sytuacji, ale też decyzji, rozstrzygnięć, trybu postępowania – które nie mieszczą się w przyjętym odgórnie algorytmie, schemacie, procedurze…

        Nie chodzi o zwyczajne obowiązywanie i stosowanie prawa, ale takie jego stosowanie, które całkowicie zrywa z tym, co w danym przypadku wyjątkowe, odmienne, indywidualne – w imię czego? W przypadku sądownictwa będzie to przede wszystkim „dobro wymiaru sprawiedliwości”.

        Na końcu drugiej strony są zachowania dowolnych, nie tylko oderwane od wszelkich zasad, traktowanych jako jedynie techniczne, ale również wolne od wszelkiej konsekwencji.

        Pierwszy model wydaje się charakteryzować praktykę niejednej korporacji, która oficjalnie jest gotowa troszczyć się o swoich klientów, jednak w praktyce jest wobec nich bardzo nieelastyczna, przez to wręcz apodyktyczna i niejako „ślepa” na szczegóły poszczególnych sytuacji, których uwzględnianie być może np. rodziłoby zbyt duże koszty. Te ostatnie będą mniejsze w razie pomijania wielu słusznych i zgodnych z prawem interesów klientów i nastawieniu się na „batalie sądowe”, na które – w świetle dostępnych statystyk – będą got0wi tylko nieliczni klienci danej korporacji.

        Drugi przypomina dysfunkcyjne urzędy, przepełnione demoralizacją i degeneracją funkcjonariuszy publicznych.

        Istotny jest zatem umiar, który wymaga wyczucia, a to wynika z dojrzałości – również demokratycznej.

        Co ciekawe – moim zdaniem – to nie jest tak, że na osi łączącej oba opisane skraje punktu można przemieszczać się tylko wzdłuż poszczególnych punktów osi. Możliwe są przeskoki – między punktami bliższymi obu skrajnościom.

        Wydaje mi się, że powyższe spojrzenie jest trafne i jest pewnym probierzem, który można przykładać do poszczególnych polskich instytucji – prywatnych i publicznych, aby ocenić jak daleko (w jedną lub drugą stronę) ich praktyka odbiega od środka. Pytanie, gdzie jest środek, czy obserwator jest w stanie go odnaleźć. Niewątpliwie jednak łatwiej odnaleźć właściwe wyobrażenie środka niż osiągać go w praktyce.

        Polubienie

      3. Ten środek daje się nawet dość precyzyjnie określić. Jest nim zaufanie, w przypadku sądownictwa – zaufanie, którym zostaje obdarzony sędzia. Brak tego zaufania wyklucza, moim zdaniem, realizację funkcji wymiaru sprawiedliwości, którą zastępuje funkcja algorytmu sprawiedliwości. Z drugiej strony nadużywanie tego zaufania przez sędziego jest jak rana, okaleczenie tkanki demokratycznej, którą – zdaniem niektórych oburzonych – należy zastąpić tkaną algorytmiczną, rodzącą skojarzenia z transhumanizmem i cyber punkiem.

        Polubienie

      4. Proszę Panie Sędzio zauważyć, że to o czym mówię – zaufanie, którym obdarzani są (z mocy prawa) przez państwo i (z mocy postaw prospołecznych) przez członków społeczeństwa m.in. sędziowie, to szczególne zaufanie (przecież państwo demokratyczne musi ufać obywatelom, ale w omawianym zakresie chodzi o zaufanie szczególne) przez wile osób (moim zdaniem w ostatnich latach coraz więcej – i to z inspiracji osób zajmujących najwyższe stanowiska publiczne – co świadczy o populizmie/antyspołeczności tych osób) utożsamiane jest z przywilejem, wobec czego pozornie czysto teoretyczna, neutralna teza o istocie wspomnianego środka – między pełną algorytmizacją a pełną dowolnością funkcjonariuszy państwa (rozproszonym autorytaryzmem) – dla wielu osób (przejawiających postawy antyspołeczne) okazałaby się skandaliczna, uzasadniająca oburzenie. Skala tego oburzenia jest z kolei probierzem rzeczywistej odległości, którą pokonaliśmy od PRL, rzeczywistej skali transformacji – tj. zmian społecznych, których istotą jest/miało być/powinno być kształtowanie pełnowartościowych demokratycznie postaw obywatelskich.

        Polubienie

      5. Szczególne zaufanie do sędziów i innych prawników, do lekarzy, nauczycieli itd. musiało przetrwać zażynanie społeczeństwa przez socjalizm – ponoć w imię budowy lepszych realiów, w których każdy członek nowego społeczeństwa (post)polskiego, bezklasowego, bezpaństwowego, „bez-ustawowego” – przede wszystkim chłopo-robotnik – będzie sam w sobie największą gwarancją najwyższego zaufania. Musiało również przetrwać wcześniejsze rewolucje (które na polskie ziemie trafiały refleksem) tzw. burżuazyjne – rewolucje antyfeudalne, znoszące szczególne zaufanie, którym obdarzane były pewne grupy społeczne z racji urodzenia, nobilitacji, przywilejów itd. Szczególne zaufanie do sędziów i innych prawników, do lekarzy, nauczycieli itd. musiało przetrwać, bo musiały przetrwać te zawody. Taka bowiem jest natura. Oznacza to, że racjonalne (odpowiedzialne) dążenie do wyłączenia szczególnego zaufania (warto zauważyć, że na tle społeczeństw feudalnych, bardzo skromnego, ale jednak), którym obdarzani są/muszą być przedstawiciele wspomnianych grup zawodowych (w tym sędziów) na tle czynności właściwych dla danego zawodu, powinno jednocześnie umieć wskazać alternatywę dla istnienia działalności tych zawodów. W przeciwnym razie dochodzimy do tzw. paradoksu Ziobry, który w 2021 r. odkrył, że sędziów nie da się oczyścić, bo sędziów mogą sądzić wyłącznie sędziowie – a tym nie można szczególnie ufać, bo teza o szczególnym zaufaniu należnym poszczególnym przedstawicielom danego zawodu – to absurd, niemalże spisek, egoistyczne, nieuczciwe dążenie do uprzywilejowania samych siebie – niszczący państwo elitaryzm, łże-elitaryzm.

        Polubienie

      6. Państwo musi pozwolić lekarzowi rozkroić klatkę piersiową sędziego, wydobyć z niej jego serce i włożyć je do pudełka – musi obowiązywać norma prawna, która obejmuje swoją treścią opis takiego właśnie zachowania oraz zezwolenie na to zachowanie. Chociaż w innych przypadkach (nie-lekarzy) wyrażenia przez sędziego zgody na zachowanie się w ten sposób przez kogoś innego, państwo nie toleruje takiego zachowania.

        Polubienie

      7. Gdyby Ziobro był bardziej porządnym człowiekiem niż jest, wytłumaczyłby to Polakom mniej więcej w taki sposób, a następnie stale to powtarzał i oczekiwał od innych uznania tego stanowiska za własne. Wytłumaczyłbym Polakom również to, że o ile można leczyć oko sędziego nie lecząc jego serca, to dużo trudnej jest „leczyć” zarobki sędziego bez jednoczesnego „leczenia” relacji międzyludzkich w jego miejscu pracy, ale też bez „leczenia” jego sytuacji podatkowej itd. Dlatego wśród lekarzy łatwiej o oficjalne, formalne specjalizacje niż wśród adwokatów, radców, sędziów, prokuratorów itd.

        Następnie usiadłby w samotności zaczął się zastanawiać nad tym, czy ta kompleksowość działalności prawniczej, jej dużo mniejsza autonomiczność, czy też odpowiedniość dla równie licznych specjalizacji, jak w przypadku lekarzy – co nie umniejsza przecież doniosłości ich pracy (i w tym właśnie rzecz, że jej nie umniejsza) – ta płynność prawniczych zagadnień dużo większa niż zagadnień medycznych (skoro prawo nie wymaga od adwokatów/radców/sędziów specjalizacji np. patentowej, spółdzielczej, bankowej, antykorupcyjnej, dziecięcej – lecz co najwyżej można tu mówić o bardzo ogólnej specjalizacji sędziów/prokuratorów: karnistycznej, cywilistycznej – zgodnie z wydziałami) – świadczy o wyższości systemu prawa nad naturą – i jej przejawem: organizmem człowieka, czy wręcz przeciwnie, o niedoskonałości systemu prawa. A jeśli to drugie: na czym miałaby polegać niedoskonałość wspomnianej interdyscyplinarnej płynności prawniczych zagadnień, niesprzyjającej takim szczegółowym specjalizacjom jak w przypadku lekarzy.

        Polubienie

  4. Pan Sędzia Gąciarek i inni poświęcają się w imię niewynikającej literalnie z ustawy wadliwości orzeczeń tzw. neo-sędziów, a sędziowie podpisujący listy poparcia do TSUE równocześnie wydają skandaliczne orzeczenia, w których przyjmują, że jak coś nie jest literalnie zabronione w ustawie, to należy przyjąć, że jest to dopuszczalne. W którym np. przepisie literalnie zabroniono tego, aby prokurator po godzinach pracy nie kupował na golasa piwa w sklepie. Aby uznać, że to ma znaczenie należałoby zastosować w związku 2 albo 3 przepisy – żaden z nich nie zabraniałby przy tym takiego zachowania w ujęciu dosłownym. Być może byłbym w stanie przejść nad tym do porządku dziennego spokojnie – i to pomimo akceptowania we wspomnianych orzeczeniach oczywistych naruszeń fundamentalnych praw człowieka – gdyby nie to, że orzekają w ten sposób sędziowie Iustitii, których honoru (rzekomego) broni m.in. Sędzia Gąciarek, a oni – nadużywają zaufania i (pozornie) zachęcają takich jak on do obroty konstytucji. Żenujące towarzystwo niewarte żadnych poświęceń Panie Sędzio. Naprawdę nie warto.
    Mam wierzyć, że większość na liście poparcia to sędziowie – „tak-sędziowie”, „sędziowie niezawiśli”, „sędziowie niezłomni”? Na tę chwilę widzę tam głównie zastrachanych pseudo-sędziów, dla których priorytetem jest etykieta jakiegoś towarzystwa, to aby wcinać czyjeś faworki i pić kawkę w towarzystwie pewnych osób. To aby nie być wykluczonym z salonowych kręgów. Dziki kraj. Żadni sędziowie.
    Łatwiej Panu Sędziemu i innym zwalczyć metody Lasoty i Ziobry niż sprawić, aby wartości, o których mówicie stały się realnym wyznacznikiem działania członków Iustitii.

    Polubienie

    1. Poczytałem moje wcześniejsze uwagi o doniosłości zaufania do pewnych osób dla jakości demokracji i pomimo redakcyjnej ułomności tych zdań – improwizowanych i pisanych 100% live bez korekt, jestem w stanie zrozumieć ich sens, przypomnieć sobie to, o co mi chodziło i w dalszym ciągu utożsamiać się z wyrażoną tam myślą. Przynosi mi ona względny spokój i pewien dystans do uwag napisanych kilkanaście minut temu. Ok. Może i warto walczyć o wartości, ale jest tu pewien paradoks. Taka walka powinna zmierzać do zmiany rzeczywistości – obiektywnej. Tymczasem mam wrażenie, że sprzyja ona emigracji wewnętrznej. Opuszczenie tej emigracji zdaje się wymagać zarzucenia troski o wartości.

      Polubienie

      1. Istotę tego paradoksu uwypukla kantyzm, który nakazuje uznać za moralne to, co przełamuje nasze skłonności, wiąże się z jakąś tam przykrością. Tymczasem emigracja wewnętrzna przynosi spokój, a ten odpowiada naszym skłonnościom. Może tym gorzej dla kantyzmu

        Polubienie

      2. A może morał tego jego zupełnie inny – tym bardziej należy pilnować naszych styropianów, bo niektórzy, tzw. śmierdziele, już przykleili się do nich jak g… do okrętu, namiętnie powtarzając (np. podpisami na listach) „płyniemy!”.

        Polubienie

      3. Kto nie skacze, ten jest z pisu, hop, hop, hop

        Zaczynam rozumieć…

        „Płyniemy!” – specyficzne, oryginalne, interesujące

        Polubienie

      4. Pan Kazio przytrzyma K (jak K… mać) i stanie z lewej strony, z mojej lewej. Bardzo ładnie. I uśmiech, więcej uśmiechu.

        Rozumiem, rozumiem.

        Polubienie

      5. Jak wygląda środowisko sędziowskie w 2023 r. – biorąc za punkt wyjścia sędziów protestujących, powołujących się na traktaty unijne, nie wahających się korzystać ochrony gwarantowanej przez krajowe i unijne instytucje stojące na straży prawa. Nazwijmy ich nawet – jeśli na wyrost, to nie aż tak bardzo – sędziami nowoczesnymi: post-sędziami w przeciwieństwie do baniek spekulacyjnych neo-sędziów. „Post-” to „następczość”, „późniejszość”, a nie dosłownie „po”, np. „byli sędziowie”. Dlatego np. „postmodernizm” nazywany jest też „ponowoczesnością” i „drugą nowoczesnością”. Postsędziowie z – być może – polskiej postdemokracji – demokracji po populistycznej – demokracji podźwigniętej z kolan.

        A) postsędziowie,
        B) pajace – aspirujący do bycia postsędziami, ale przegrywający ze swoim wygodnictwem,
        C) sitwiarze – przyjaźniący się z postsędziami, dopóki nie opłaca im się bardziej przyjaźnić z kimś innym,
        D) biurokraci – na uboczu

        Polubienie

      6. Jak odróżnić postsędziów od sitwiarzy? Gdy już podano aperitif postędziowie zawsze stoją z prawej. Swojej prawej, bo nie czują potrzeby klepania kogoś po plecach.

        Czym się różni się wycieczka zbowidu na Westerplatte od sitwiarzy? Zbowid zawsze stoi z prawej, aby móc być klepanym po plecach.

        Czym różnią się postsędziowie od zbowidu na wycieczce? Łagodniejszymi rysami twarzy.

        Nikt nie mówił, że będzie łatwo – łatwo jest z sitwiarzami. Oni zawsze stroją po swojej lewej stronie.

        Polubienie

      7. Kto to jest zbowidowiec? To taki pajac, który jednocześnie aspiruje do bycia postsędzią i sitwiarzem. Podobno orkowie to dawne elfy.

        Polubienie

      8. Po czym poznać biurokratę? To trochę jak z duchami. A to się zasłona lekko poruszy, a to wazonik na stoliku zadrga, a to coś stuknie, a to nagły powiew sprawia, że człowiekowi chodzą ciarki po plecach, innym razem brakuje jakiejś kartki, długopisu…

        Polubienie

      9. Pajace? Jak leci Macarena to tańczą, jak leci Marsylianka wznoszą gniewne okrzyki, jak puścisz im Paderewskiego są w żałobie.

        Polubienie

      10. A dlaczego, gdy Ziobro chciał oczyścić sądownictwo, wyciągnął ręce do przodu, by znaleźć oparcie, nagle okazało się, że jego oparcie już jest za jego plecami, do tego obsiadły go malowane kruki i wrony? Pozostało mu kroczyć… Lunatykować

        Polubienie

      11. Powiedziałem kilka miesięcy temu, że zima będzie lekka, a pieniądze z KPO nadejdą w nieodpowiednim momencie. Myliłem się. Zima była lekka, a pieniądze nie nadeszły w najmniej odpowiednim momencie, bo je Duda zablokował.

        Polubienie

      12. Pozostaje nam czekać na 3 kadencję, ostateczne rozwiązanie rozwiązanie kwestii populistycznej w Polsce – the final rospeesthiel of polish populistic pedocracy – aby nastąpiło the definitive polish reevaluation, bo dopiero co nastąpiła pobudka kognitywna (uznanie pewnych prawd za niewątpliwe).

        Polubienie

      13. Cóż to oznacza? Że sędziowie wojujący będą jeszcze potrzebni i dopiero będą słuchani, bardziej niż w 2017. Jak to wynika z powyższych uwag? Jak z różnobarwnych plam

        Polubienie

      14. Jak ten cały białas z konfederacji zacznie marginalizować Ziobrę, to tylko czekać aż oburzona Becia Kempenpempent wyskoczy ze łzami w oczach ujawniając „całą prawdę”. I kto wtedy wkroczy na scenę? My. Kogo ludzie będą wtedy chcieli słuchać? Nas. Kto będzie najlepszy? My. Kogo doceni UE i TSUE? Nas. No. I tak ma być. A nie jakieś… „G… w lesie”

        Polubienie

      1. Przypadkiem trafiłem: https://www.rp.pl/sady-i-trybunaly/art9719491-milczacy-sprzeciw-srodowiska-sedzia-o-problemach-z-naborem-lawnikow-do-sadu-najwyzszego

        Ławnicy w SN. Dotąd Pana Sędziego rozumiałem „na słowo honoru”, bo to się czuje, nie trzeba sprawdzać tych nowelizacji, wystarczy trochę Pana poczytać. I nie tylko Pana. O byle wątpliwość nie byłoby tyle szumu i to z różnych godnych uwagi stron. Obrzydlistwo. Tzn. to, cała reszta pewnie też. „Infantylizm rozwiązań prawnych jest wszechobecny”. Bo to małpy z brzytwą i piromani za tym wszystkim stoją Panie Sędzio. Ja takich poznałem lata temu, oni się cieszą, naprawdę, gdy rozwalają. Parę słów z Biblii też by wyjęli, poczekali z 5 minut i powtarzali, że nic się nie dzieje, że głupota, że na takie coś to trzeba mieć czas, pieniądze itp. Że dawno temu i nieprawda. Nawet Moro im zawtórował w końcu. Przepis mówi 44 : 4, ale gdzie tu sprawność, w … za takim przepisem, kto ma na to czas. Jak już uderzymy – łup! – w dno Panie Sędzio, przez pewien czas będziemy się jeszcze wgryzać w grunt, tj. pozornie spadać dalej (ang. bite the dust), ale to już będzie owo preludium, przed czym? Trudno powiedzieć? Albo nagle zrobi się takie „siuuuup” i wybije nas w drugą stronę z impetem, albo i nie, bo może być tak, że wtedy, to okaże się, że tam na górze, o właśnie tam, na samym czubeczku, mamy takie kółeczko, i nagle „brzęk” i coś o nie stuknie, raz, drugi, trzeci, w końcu trafi w środeczek środeczka kółeczka i nas zwyczajnie, „wzit, wzit, wzit” wylewaruje-wyholuje- wyciągnie na powierzchnię. Np. Greenpeace. Dokładnie nie wiem, ale że „wytegujemy się” w drugą stronę to pewne, niekoniecznie spektakularnie i „hop-siup”, ale to pewne jak w korcu maku i słomiany zapał, bo kto mieczem wojuje, temu dzban wodę nosi. Jakoś tak to postrzegam. Pozdrawiam.

        Polubienie

      2. Że ja to niby jestem infantylny? No nie przesadzajmy, media mówią co innego https://www.rp.pl/sady-i-trybunaly/art9719491-milczacy-sprzeciw-srodowiska-sedzia-o-problemach-z-naborem-lawnikow-do-sadu-najwyzszego. Ja to po prostu jestem kuźfa adekwatny, więc mi tu proszę nie robić z takich kurczę rzeczy zagadnienia, bo zarobiony jestem i czasu na głupoty brak. Zupełnie jak „postępu w sprawie”. Joł. „Infantylny…”, dobre sobie, ja im kurka dam „infantylny”, kurdę balans… Se uważaj jeden z drugim, bo cię synku mam na oku proroka. A ty chociaż wiesz, co to „oko proroka”… tam wiesz.

        Polubienie

      3. „wzit”, „wzit”, „wzit” i . zdziałasz, że tak powiem, teraz weź się kuna napoć desperacie jeden z drugim, a ja sobie poczekam, jak normalnie ten, no Przylądek Dobrej Nadziei, karmazynowy pirat, synku. https://i.wpimg.pl/O/400×400/d.wpimg.pl/851698178–2142750476/karmazynowy-pirat.jpeg

        A ty wiesz, co to karmazynowy pirat… tam wiesz. To taki ziom, co to sobie podśpiewuje podśpiewujki i podśpiewajki też, gdy ty się pocisz desperacie. Zoo Station U2.
        I’m ready to duck
        I’m ready to dive
        I’m ready to say
        I’m glad to be alive
        I’m ready
        I’m ready for the push.

        Np. Się patrz jeden z drugim i się ucz. A nie „totalna krytyka” i zero konstruktywnej krytyki.

        Polubienie

      4. Tym razem to mi nawet wyszło. Podoba mi się. Ta precyzja słowa i obrazowość wypowiedzi, kurdę nieźle, ideał prawie sięgnął zenitu, ale prawie, bo skromny ze mnie i w ogóle ten no… aldehydowy ziomuś, proste, czaisz? nie czaisz, bo jesteś onomatopeja i pod gradobiciem pytań, joooł, też byś se popisał na fristajlu, ale to trzeba mieć pojęcie o czymkolwiek, a nie tylko mikołaja .ći mi tego no. Ziom.

        Polubienie

      5. Do kogo to było? A cię to obhodzi . ziom. Do każego ciemnego swila w okolicy to było, wiesz? Rozumiesz? Palcem pokazujesz? . tam rozumiesz. Ty sam jesteś „to ty jesteś…” , bo tyle konfituro na fristajlu umiesz „to ty jesteś >>kopiuj wklej<<" już ja ciebie znam i twoją starą również, co dzień was widzę, jak w lidlu schabowe kupujecie, już ja wiem, co wy z nimi robicie, …cie je, ciemne suile, wydało się, dlatego "… rośnie", właśnie dlatego.

        Polubienie

      6. A że Pan Sędzia nie rozumie. To zupełnie jak ja z tymi NSMenami. Trzeba „na słowo honoru” zaufać, że wszystko się zgadza i będzie dobrze. Powtarzam: będzie dobrze.

        Polubienie

      7. A co oni pildololo z tymi łapankami, to już kuźva… Molestowanie, a nie kuźma argumentacja. Zgwałcilili mnie psie syny, tak się czuję i niniejszym oto ten tego… Panie Sędzio. Ale powtarzam: będzie dobrze. Czy mogę siedzieć? Za czynienie dobra nie wsadzamy! A… Że siedzieć… Mogę kurna: będzie dobrze. Jeszcze Pliska nie…

        Polubienie

      8. Bo tak poważniej, to jest widoczne. Cały Moro. Rozstrzygnąć wszelkie spory w doktrynie od 80 lat, choćby pisząc na marginesie, bo gra toczy się z czasem, zanim to wszystko uznają za niekontytyttuuttytytytuututtucyjne, żeby można było później w Gali powiedzieć albo w Twój Weekend Pani Domu, że szkoda, że niestety, że tyle przełomowego, fundamentalnego, bo można, to chcieć to można, się wie, skuteczność, ale obce koła i tyle pożyteczności w PiS do na nic. Obce koła i dziewczyna młoda. Wiadomo. Takie właśnie mam wrażenie, a to tylko jedno zuzasadadnienie – to było bolesne Panie Sędzio, nie polecam, zresztą widać – do tego ten upał. Kupie sobie śmigłowca biurkowca i będę miał z nim odlot w międzyczasie…

        „wzit”, „wzit”, „wzit” i . zdziałasz, klakieruchu

        Polubienie

      9. A po co rozpir tego spory w doktrynie? Bo to aż się prosi, żeby ciebie cytowali, przy tym poziomie klakieryzmuoportututut, to… Po co sobie życie utrudniać, jest eseniacz, to walę up w uzasadnieniacz i po zamniatniane, następny proszę, więc jak to tutaj niekontytotutuwne, no gdzie niekontytotutywne, przecie cytuju, nie cytutuju, uju, uju, no to masz… Bite the dust, bite the dust… Uwaga!

        Polubienie

      10. I niech mi Pan Sędzia wierzy, bo już mi się nie chce szczegółów tu przytaczać, że po 1945 było dokładnie tak samo, ten sam klimat kreatywnej desperacji. Jak się Pan żony zapyta, jeśli ma Pan żonę, czy koleżanki, to Panu potwierdzi. Czasem wchodzi się w dwa różne miejsca w różnym czasie i po prostu „pasuje”, to ten sam klimat. Wtedy przesiąkano wszystko, co się da wolą przewodniej siły narodu klasy robotniczo-chłopskiej i tyle tego było, że aż budowniczowie PRL sami pisali, że to już pewna przesada (to, to, tamto i cała reszta takiego orzecznictwa SN). To ta sama „nuta”, to samo „brzmienie”, ten sam klimat. To czuć. Naprawdę.

        Polubienie

Dodaj odpowiedź do aldehydowy ziomuś Anuluj pisanie odpowiedzi