Pierwszy skok na głęboką wodę w pracy zawsze się pamięta. Z racji specyfiki pracy moich pierwszych razów było kilka i rozciągnięte były w czasie. Gdy zaczynałem pracę jako asesor po niecałych 3 tygodniach pracy miałem pierwszą sesję w życiu. Wyznaczoną przez przewodniczącego wydziału. Sami pijani kierowcy i jeden sprawca wypadku. Pamiętam, że byłem chyba co najmniej tak mocno zdenerwowany jak moi oskarżeni. A oni z kolei mogli się denerwować, bo wówczas dopiero od niedawna jazda w stanie nietrzeźwości była traktowana jak przestępstwo. Uczyć się na aplikacji i obserwować sędziów to jedno, ale zajęcie miejsca za stołem w todze i z łańcuchem na piersi to jednak zupełnie coś innego. Pamiętam pierwszą karę pozbawienia wolności bez zawieszenia (kradzież z włamaniem), pierwsze uniewinnienie (wypadek). Po kilku latach przyszedł czas na pierwszą grupę przestępczą z prawdziwego zdarzenia. (tu już bez szczegółów).
I wreszcie pierwsze zabójstwo, ten proces zapamiętałem bardzo dobrze, bo to jednak szczególna kategoria spraw. I czują to wszyscy, także świadkowie (w takich przypadkach raczej nie ma problemów ze stawiennictwem). A podpis pod wyrokiem skazującym na karę 25 lat pozbawienia wolności, ma swoją wagę i z mojego doświadczenia wynika, że również ławnicy orzekający w takich sprawach są świadomi odpowiedzialności za swoje decyzje.
W przypadku takiej właśnie sprawy widać w pełni niedoskonałość bezwarunkowo stosowanego systemu losowania sędziów do sprawy. Do tej pierwszej sprawy o zabójstwo (a skład orzekający to 2 sędziów i 3 ławników) zaprosił mnie bardziej doświadczony kolega, który przewodniczył składowi. I była to dla mnie bardzo pożyteczna i wartościowa lekcja.